czwartek, 21 sierpnia 2014
Rozdział 2
Ten dzień zapowiadał się naprawdę cudownie, uwielbiałam jak Borussia przyjeżdżała do Berlina. Jak każdego ranka zrobiłam poranną toaletę, a potem śniadanie. Kiedy już byłam gotowa do pracy przygotowałam rzeczy na mecz żeby potem niczego nie zapomnieć. Wybrałam się do pracy.
Około 14:00 czyli blisko zakończenia etatu już nie myślałam o niczym innym niż o meczu co bardzo mi zaszkodziło. Niosłam do jednego ze stolików krem pomidorowy i herbatę dla klienta. Byłam tak zamyślona, że potknęłam się o nóżkę jednego z krzeseł. Krem wylał się na jedną z klientek w eleganckiej sukience, na szczęście herbata na podłogę. "No to już po mnie" pomyślałam.
- Przepraszam panią najmocniej zaraz przyniosę ściereczkę i pomogę się pani wytrzeć.
- A co mi z twojej ściery dziecko! Zawołajcie szefa tej restauracji! - krzyknęła, a ja już wiedziałam co to dla mnie oznacza.
- Dzień dobry, ja jestem przewodniczącym tej restauracji, co się stało?
- Ta kelnerka oblała mnie jakąś zupą i poplamiła mi sukienkę!
- Czy to prawda panno Kubiak?
- Tak, potknęłam się o nogę tego krzesła bo pani siedziała trochę wysunięta.
- To nie zmienia faktu, że w świetnej restauracji hotelowej takie zachowanie jest niedopuszczalne. Niestety muszę cię zwolnić, już tu nie przychodź, a teraz możesz iść się zbierać.
Odeszłam bez słowa żeby się przebrać. Słyszałam jeszcze jak mój szef rozmawiał z tą babką, ale już mnie to nie obchodziło.
Nie miałam co robić przed meczem. A przecież miało być tak pięknie! Ciągle myślałam co mam teraz ze sobą zrobić, nie miałam pracy więc moja przyszłość nie zapowiadała się najlepiej. "Na szczęście mam Bena, on ma duże znajomości to na pewno pomoże pomoże mi poszukać pracy" tak pomyślałam i już się nie zamartwiałam. Włączyłam laptopa i zadzwoniłam do Emily na Skype, ale nie odbierała więc zrobiłam sobie coś do jedzenia na obiad. Zrobiło się dość późno więc zaczęłam się szykować na mecz. Nałożyłam na siebie czarne legginsy i koszulkę z nazwiskiem i numerem Piszczka. Wzięłam do czarnej torebki książkę o BVB i markery. Nie wiem dlaczego, ale zawsze na mecze Borussii je brałam. Chyba po prostu zawsze liczyłam, że może akurat uda mi się spotkać jakiegoś piłkarza i poprosić o autograf. Oczywiście zapakowałam jeszcze telefon, gumy, chusteczki i jeszcze parę rzeczy które nosze zawsze przy sobie. Pojechałam na mecz. Na meczu było naprawdę super, był bardzo wyrównany aż tu nagle tracimy bramkę w dogrywce, chłopaki bardzo się starali, ale to jednak Bayern był lepszy bo przegraliśmy 2:0. Jak zwykle nie udało mi się zdobyć żadnego autografu, ale do tego byłam już przyzwyczajona. Wróciłam do domu, wzięłam chłodny prysznic i położyłam się spać z nadzieją, że jutro będzie lepiej bo widzę się z Benem, a on mi na pewno pomoże się ogarnąć po stracie pracy.
*następnego dnia rano*
Wstałam około 9:00, a z Benem byłam umówiona na 12:30 w galerii. Zadzwoniłam do Emily.
- Hej kochana, co u ciebie?- zapytałam
- Nic ciekawego, szkoda, że wczoraj przegraliśmy, a u ciebie?
- Ehh ja wczoraj miałam beznadziejny dzień... straciłam pracę.
- Jejku tak mi przykro, a dlaczego?
- To już długa i pewnie dla osoby z zewnątrz śmieszna historia, ale dla mnie wcale. Opowiem ci jak kiedyś się spotkamy teraz muszę kończyć bo jestem niedługo umówiona z Benem.
- Okej do zobaczenia, mam nadzieję że jak najszybciej.
- Ja tez mam taką nadzieję, strasznie tęsknię. Paaa, buziaki - powiedziałam i się rozłączyłam.
Zaczęłam się szykować na zakupy, a tak właściwie na spotkanie z chłopakiem bo teraz nie wydaję pieniędzy ponieważ nie wiem jak będzie z pracą, mam nadzieję że Ben zrozumie.
Zjadłam śniadanie i wzięłam prysznic. Ubrałam się typowo w swoim stylu: rurki, modny sweter, drobne dodatki i pasujące buty w tym przypadku, jedne z paru par Vansów.
Było już dość późno więc szybko wsiadłam w samochód i pojechałam do centrum. Weszłam, a na naszej ulubionej ławce już siedział Ben.
- Cześć mała, to co zakupy?
- No może... - powiedziałam niepewnie, nie wiedziałam jak mu powiedzieć o wczorajszej sytuacji.
Na szczęście nie zwrócił na to większej uwagi i weszliśmy do pierwszego sklepu. Nie było nic co by nas interesowało więc szybko wyszliśmy. " Dobra teraz muszę mu powiedzieć, przecież na pewno zrozumie" - mówiłam sobie w głowie, ale szczerze mówiąc to byłam tego pewna. Akurat przechodziliśmy przez "pasmo knajp" jak ja to nazywam.
- Ej Ben może nie kupujmy dziś za dużo....
- Dlaczego? - powiedział to takim tonem i tak na mnie spojrzał, że trochę się przestraszyłam.
- Booo ja... ja straciłam prace...
- Jak to!?! To za co ja będę sobie rzeczy kupował?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
- Ale co ci za różnica jakie będziesz miał ubrania, chyba ważne że MY nadal jesteśmy bez względu na pieniądze... - powiedziałam to z kruszącym się głosem, Ben zawsze mnie kochał i nadal byłam tego pewna, ale żeby tak na mnie krzyczeć z błahych powodów? Miałam wrażenie, że mnie normalnie pobije zaraz!
- Jacy my? Dziewczyno ogarnij się! Nigdy nas nie było , byłem z tobą tylko dlatego, że potrzebne były mi super ciuchy bo przecież trzeba jakoś wyglądać, nie?!! Więc nawet sobie nie myśl, że jesteśmy jacyś "my" - podniósł na mnie rękę jakby chciał mnie uderzyć, ale chyba w ostatniej chwili się opamiętał i odszedł.
Byłam zszokowana, smutna po prostu nie wiem co się ze mną działo. Usiadłam na jednej z ławek, skuliłam się i zaczęłam płakać, nie obchodziło mnie czy ktoś mnie wyśmieje, dziwnie się popatrzy czy czego by nie zrobił. Byłam tak rozgoryczona, że tylko płakałam i nie obchodziło mnie, że jest to miejsce publiczne i inne bzdury. Przecież on był taki kochany przez te 2 miesiące i 4 dni (2 miesiące i 5 dni miałam prace w hotelu). Nie mogłam uwierzyć, że on mnie "kochał" tylko dla kasy. Płakałam tak i myślałam, aż poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się żeby zobaczyć kto to i nie uwierzyłam własnym oczom..... to był Marco Reus, a za nim siedział Mats Hummels! Normalnie aż mnie cofnęło jak ich zobaczyłam.
- Yyyy hej, jestem Marco, a on to Mats - powiedział i się lekko uśmiechnął^^
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz