niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 39



Myślę o tym, jak ludzie zako­chują się w tajem­ni­czy spo­sób

Może tylko przez dotyk dłoni
A ja zako­chuje się w tobie każ­dego dnia
I chcę tobie po prostu powiedzieć, że jestem

*


- Jesteśmy. - Oznajmił zdejmując jej chustkę z oczu, a następnie obejmując od tyłu.
Dziewczyna rozejrzała się w około.
Przed nimi była rzeka, a za mała dróżka z kostki chodnikowej przy której stało parę ławek. Za nią rosło wiele drzew które jeszcze nie wypuściły pąków. Krótko mówiąc byli w dortmundzkim parku. Rozejrzała się jeszcze raz i przypomniała sobie jak któregoś dnia byli razem na wycieczce rowerowej wzdłuż rzeki. Pewnie tędy przejeżdżali bo kojarzyła to miejsce.
Ale nie dorównuje berlińskim parkom w żaden sposób, pomyślała. Przyzwyczajona do idealnie przyciętych roślin i równiutko skoszonej zajmującej olbrzymią część miejsca trawy przeżyła lekki szok kiedy uświadomiła sobie, że to jest ich park, a teraz już i jej. Emily nigdy jej tu nie zabierała, a to pewnie dla tego, że jest to dość daleko od części miasta w której mieszkała.
- I jak ci się tu podoba. - Zapytał kiedy nie odpowiadała.
- Eee jest trochę inaczej... - obróciła się twarzą do niego.
- Niż?
- Niż w Berlinie... niż przed moim domem gdzie park jest piękny.
Chłopak tylko się zaśmiał.
- Bo zabrałem cię w jego najspokojniejsze miejsce, którym chyba nikt się nie zajmuje. U nas ciągle pracownicy przycinają, podcinają, a tu jest spokojnie. Nie chciałem żeby ktoś nam przeszkadzał. Wiesz jak jest... wszyscy nas tutaj znają.
- Nie tylko tutaj - zaśmiała się.
Piłkarz wziął koc i zaczął go rozkładać aby mogli usiąść.
- Uważaj! - usłyszał nagle głos śmiejącej się blondynki po czym poczuł uderzenie w głowę. Gwałtownie się obrócił i ujrzał przerażone dziecko do którego szła zdenerwowana matka prowadząca  za sobą wózek z drugą pociechą i piłkę która odbiła się od jego głowy w krzaki.
Poszedł po piłkę, a zdziwiona całą sytuacją dziewczyna patrzyła jak mama pociesza płaczącego synka.
No tak, chłopiec miał pewnie nie całe trzy lata. Każde dziecko płacze jak zgubi zabawkę, pomyślała.
Klubowy obrońca podszedł do chłopca trzymając jego zgubę.
- Gramy? - Zapytał wyciągając trzymaną piłkę ku chłopcu.
Dziecko które nie rozumiało połowy rzeczy których mówiła do niego matka na słowo "gramy" od razu zareagowało. Na początku się bało, ale potem szybko obdarzyło Erika zaufaniem.

- Przepraszam, że zabieram wam czas. - Do Sary która właśnie poprawiła koc i na nim usiadła podeszła mama chłopca ciągnąc za sobą wózek z jeszcze mniejszym dzieckiem.
 - Ależ nic nie szkodzi - odparła z uśmiechem Polka - widzi pani jak się świetnie bawią - wskazała na chłopaka, który delikatnie turlał po ziemi piłkę do chłopca, a następnie łapał ją kiedy dziecko ją kopnęło. A robił to nie przestając się uśmiechać i radośnie do niego gadać na co chłopiec tylko się śmiał i czasem wymachiwał rękami.
- Nie, naprawdę przepraszam. Nie macie pewnie dla siebie dużo czasu. Niclas ciągle płacze jak nie jest na dworze i nie bawi się tą piłką. Muszę z nim ciągle wychodzić bo Marie nie może spać - odparła wskazując na małą dziewczynkę w wózku.
- Dobrze, że pogoda ładna to może pani wychodzić.
- Boże, nawet nie wiesz co się działo przez zimę - lamentowała jak do najlepszej przyjaciółki co bardzo bawiło dziewczynę jednak starała się tego nie okazywać. - Nie mogłam z nimi wytrzymać!

- Niclas ma chyba nowego kolegę - zażartowała po chwili patrząc na swojego chłopaka który kręcił się w kółko trzymając za ręce chłopca aby wirował w powietrzu.
- Och, naprawdę nie powinnam zabierać wam tyle czasu. - Powiedziała raczej do siebie. - Niclas idziemy już!
Mały chłopiec nawet nie zareagował, ale piłkarz nie wiedząc z czyim dzieckiem się bawi posłusznie przestał i przyszedł z Niclasem do koca na którym siedziały dziewczyny.

- Dziękuje ci bardzo. - Kobieta zwróciła się do Erika biorąc synka na ręce.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Wkrótce kobieta odeszła i nikt oprócz odrobinę dalej raz co raz przechodzących ludzi im nie przeszkadzał.

- Przepraszam, że cię tak olałem. Miał to być nasz wspólny dzień. - Oparł ją o swoją klatkę piersiową tak że była zmuszona go przytulać.
- Bez przesady, nie czułam się olewana. Przesłodko wyglądałeś bawiąc się z tym dzieciakiem.
- Uwielbiam się nimi zajmować. A ty... - przycisnął ją do siebie jeszcze bardziej - nie myślałaś już o dzieciach? - Zapytał patrząc w jej niebieskie oczy które tak kochał.
- Umówiłam się z Emily na 16:00 więc nie mamy tak dużo czasu.
- Nie zmieniaj tematu. Sara, pytam poważnie.
- Dzieci? - skrzywiła się.
Już wiedział, że niełatwo będzie z nią o tym rozmawiać.
- Dwóch chłopców. - Odparł z żartem.
- Naprawdę chcesz wydawać na taki świat dzieci? Nie boisz się, że one też mogą nas stracić, albo mogą urodzić się na coś chore, albo stanie się coś jeszcze gorszego? - Dopytywała się spuszczając głowę mimo, że piłkarz ciągle starał się nawiązywać z nią kontakt wzrokowy.
- Ty ciągle żyjesz swoją przeszłością, prawda?
- Jak mam nie żyć? Zapomniał byś śmierć rodziców, albo inne rzeczy? - Nie wytrzymała i przytuliła się do niego pozwalając łzą spokojnie opadać.
- Już, spokojnie. - Zaczął gładzić dłonią jej plecy. - Nie płacz tylko, proszę. Każdego dnia staram ci się wszystko tak umilić żeby tylko wynagrodzić ci przeszłość, wiem, że trudno jest się pozbierać po takich wydarzeniach...
- Pozbierać to co innego, ale co jeśli nasze dzieci też by coś takiego spotkało? Nie wybaczyłabym sobie tego. Przecież nigdy nie wiadomo co może się stać, nie chce żeby zostały bez nikogo tak jak ja.
- Przecież masz mnie, Emily, Wojtka... <od autorki: heueueheu kto jeszcze pamięta, że Wojtek to jej brat? Także... przypominam :) >
- Wojtka... - uniosła głowę żeby spojrzeć na niego przeszklonymi od łez oczami - Nawet nie wiesz jak za nim tęsknie. Głupek nie może do mnie przylecieć.
- Dlaczego?
- Na grudzień się rozchorował, a teraz jak ostatnio o tym gadaliśmy to powiedział, że nie da rady kupić biletów bo ma problemy w pracy. - Bezdusznie okręcała włosy na palcu, aby się czymś zająć.
Nie lubiła rozmawiać o swoich problemach.
- Czemu mi nie powiedziałaś? Przecież kupię mu ten bilet. Co to za problem?
Momentalnie zobaczył błysk w jej oczach. Odwróciła się ku niemu i nic nie mówiąc obdarowała go szczerym uśmiechem jakiego dawno nie widział na jej twarzy.
- Dziękuję - przytuliła go najmocniej jak tylko potrafiła.
- Chcesz mnie udusić? - Zaśmiał się. - Lepiej się fochnij.
- Mogę się założyć, że ktoś nas obserwuje.
- No i co z tego?
- Potem będę sobie przechodzić ulicą i widzieć nasze zdjęcia w gazetach.
- Przeszkadza ci to?
- W sumie, to nie - zaśmiał się, a następnie go pocałowała. - Kocham cię, wiesz? - Przytuliła się do niego.
- Wiem.
- Ale jak chcesz być szczęśliwym tatusiem to znajdź sobie inną dziewczynę. Przeżyję to jakoś.
- Powiedziałaś to specjalnie żebym upewnił cię, że ty jesteś tą z którą chce być do końca życia?
- Może - przygryzła wargę uroczo się uśmiechając.
- Uwielbiam cię taką - Powiedział i pocałował ją namiętnie trzymając jej twarz w dłoniach i przyciskając usta do jej warg aż straciła oddech.

***

- Lili ja tu nigdy nie sprzątnę! - Marudziła wprowadzając przyjaciółkę do swojej sypialni w której nadal miała wywalone z szafy ubrania. 
- Oj bez przesady! - Niemka splotła ręce na piersi i dokładnie przyjrzała się stanowi pomieszczenia. - Sprzątniemy to raz dwa.
- Czasami zastanawiam się jak możesz podchodzić do życia w tak radosny sposób. No naprawdę! Przecież musimy te wszystkie ciuchy jeszcze raz ułożyć i włożyć do szafy. 
- A ja czasami zastanawiam się jak mogłaś kupić coś takiego - odparła ze śmiechem chwytając jedną z koszulek Polki.
- Oj bardzo śmieszne, na prawdę - opierając się o ścianę udała naburmuszoną. 
- Dobra bo nigdy nie skończymy, bierz się do roboty. 

- Idziesz jutro z nami na zakupy, nie? - Dopytywała się układając kolejne ubrania.
- Z nami czyli?
- No ja i Lea. 
- Aaa myślałam, że ty i Erik i takie " yyy po co?" hahah nie wiem czy się wyrobię, czekaj na którą? 
- Około 9:00
- To przyjdź po mnie jak będziesz szła.
- Jak zwykle hahha biedna dziewczynka boi się chodzić sama. 
- Kubiak chcesz wpier? 
- Pier...nik? Z miłą chęcią. - Odparła nabijając się z miny zdenerwowanej przyjaciółki.
- Zginiesz! - Rzuciła w nią swetrem który właśnie składała.
- Kiedyś na pewno. Potwierdziła oddając jej jeansami.
- Ałaa, fuck - złapała się za ramię w które oberwała - dostałam suwakiem debilko - dokończyła śmiejąc się i skacząc z bólu.
- Tak to bywa jak się zadziera z blondynkami.
- ... które są tak powalone, że malują się na niebiesko - dodała wystawiając język.
- Teraz ty chcesz wpier Schnidt?
- Pier...nik? Grzech odmówić. - Położyła dłoń na biodrze na którym się opierała.
- Zabiję cię. Zabiję cię i nikt nie będzie o tym wiedział. Zatrę ślady, a potem wszystko skieruję na kogoś innego. Po..
- Lubię jak mi grozisz. - Przerwała jej poprawiając włosy.
- Też lubię ci grozić. - Zgodziła się i jak to przyjaciółki po pewnym czasie znudzone dogryzaniem sobie, wróciły do pracy.

#Sara.

- Idziemy gdzieś na obiad? - Zaproponowałam kiedy dumne wyszłyśmy z mojej gotowej do użytku sypialni.
- Dobry pomysł, umieram z głodu. - Przytaknęła.
Cieszyłam się, że znowu mamy całe popołudnie dla siebie. Ostatnio strasznie mało się widujemy co mało mnie zadowala. Szybko się przebrałam w ubrania "bardziej do ludzi"
i poszłyśmy spacerem do jednej z znajdujących się niedaleko restauracji.
Znów mogłyśmy normalnie gadać, śmiać się tak jak robiłyśmy to dawniej. Kochałam spędzać z nią czas i nadal to kocham. Hm może to dla tego, że jestem jej wdzięczna za tyle rzeczy... nigdy nie spłacę jej tego długu. Tak wiele razy mi pomogła. Czasami mam ochotę powiedzieć zwyczajne dziękuję i jak bardzo ją uwielbiam, ale zawsze uważałam, że słowa nic nie znaczą - trzeba to ukazywać.
W głębi serca powtarzam sobie dzięki, że to dla mnie robisz, a na zewnątrz daję jej pewność, że będę jeżeli ona będzie mnie potrzebować. Nie tylko ona.

- Jak tam z Erikiem? - wyrwała mnie z przemyśleń.
- No dobrze, a jak ma być? - zaśmiałam się.
- Nie wiem.. mógłby ci się zaręczyć albo coś.
- Nie wybiegaj aż tak daleko haha na razie sezon musi się skończyć żebyśmy w ogóle trochę czasu dla siebie mieli. I tak jak tylko może wyrywa się do mnie.
- A przyjęłabyś jakby cię teraz poprosił?
- O rękę? - zastanowiłam się chwilę - Em, może... chociaż to chyba jeszcze za wcześnie jak dla mnie...
- Jak się sezon skończy moglibyśmy pojechać gdzieś na wakacje wszyscy. Tak jak wtedy.
- Noo, ej boniu nie przypominaj mi Minorki, tam było tak cudownie... ach, pamiętasz te śliczne plaże wieczorami, jak siedzieliśmy sobie na jeszcze ciepłym piasku, albo spacerwaliśmy i oglądaliśmy morze...
- Pamiętam jak leczyłaś swoją schizę po zerwaniu z Benem hahah
- No tak, to też - zaśmiałam się - o Boże to już prawie rok minął od tego wszystkiego. Już prawie rok nie mieszkam w Berlinie. Wow, jak to szybko leci.
- Ale nie żałujesz przeprowadzki, nie?
- Nie, na pewno nie. Może berlin jest ładniejszy, ale tam żyłam w ciągłym miejskim pośpiechu, miałam daleko do ciebie i jakbym nadal tam mieszkała często spotykałabym jego, a tu jestem najszczęśliwsza na świecie mając Erika.
- Ale i tak trzeba kiedyś tam skoczyć na dobre zakupy bo u nas prawie nic nie ma.
- Co racja to racja. Ciekawe kiedy chłopaki grają z Herthą byłoby łatwiej.
- Trzeba się zorientować.

- Wiesz, że przyjeżdża do mnie Wojtek nie długo? - Zapytałam, a właściwie się pochwaliłam kiedy przełknęłam ostatni kawałek pysznego tiramisu.
- Oo to świetnie! Kiedy?
- Właściwie to jeszcze z nim nie gadałam - zaśmiałam się - ale gadałam z Erikiem i zapraszamy go do siebie, ee znaczy do mnie.
- To i tak super. Jej kiedy ja go ostatni raz widziałam...
- Chyba ze dwa lata temu.
- Albo trzy.
- W sumie nie pamiętam haha ale teraz chcę żeby przyjechał na dłużej to będzie na wszystko czas.
Zapłaciłyśmy i wyszłyśmy z restauracji. Idąc do domu zaszłyśmy jeszcze do marketu ponieważ jak to Emily akurat kiedy szła ze mną nie miała niczego w domu.
Po kolejnej godzinie spędzonej w sklepie nareszcie miałam czas żeby usiąść spokojnie w domu i zadzwonić do brata.


____________________________________________________________

Zabijcie mnie!
Ten rozdział powinien pojawić się tydzień temu. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! :/ 
I jest słaby, wiem, ale jakoś w ogóle nie mogłam się wziąć za pisanie. 
W kolejnym się poprawię bo będzie akcja hehueehu miała być w tym, ale za długi by wyszedł :) 

Słodziaśny Ericzek hehe *__* 






środa, 11 marca 2015

Rozdział 38


A jeśli spłonie wszystko
Wtedy powinniśmy razem spłonąć 
Spójrz jak ogień wspina się, na nocnego nieba szczyt

*

- Jestem strasznie głodny. - powiedział puszczając moje włosy.
- Bo od paru godzin nic nie jadłeś głupku! - rzuciłam w niego poduszką.
- Kto tu jest głupkiem kochanie. - oddał mi i pobiegł na dół.
- No nie ja latam po domu w samych bokserkach! - krzyknęłam z piętra.
- Ale zaraz ty nie będziesz miała pizzy bo całą zjem!
Momentalnie rzuciłam się na schody i nie zważając na to, że jestem boso zbiegłam do kuchni.
- A jednak nie tylko ja latam po domu w samej bieliźnie. - podał mi pudełko z resztą pizzy.
- Nienawidzę cię. - urwałam sobie kawałek, poszłam na kanapę aby nie siadać koło niego i przykryłam się kocem.
- A ja cię kocham.
- No weź, nie obrażaj się. - dodał kiedy przez dłuższy czas mu nie odpowiadałam.
- Nie obrażam się.
- Nie wcale, tylko nie będziesz odzywać się do mnie przez kilka dni.
- Może..
- Domówka u Matsa. Idziemy? - zapytał czytając coś z telefonu.
- Jako przyjaciółka mogłabym pójść do Matsa, ale nie jako twoja dziewczyna, a ja zaproszenia nie dostałam.

#Obserwator.

- Pff - z niewiadomych dla dziewczyny przyczyn pobiegł na górę. Szybko wyjął z szafy swój pierwszy lepszy t-shirt, który idealnie złożył i zbiegł na dół.
- Droga Saro Kubiak - ukląkł przed nią wyciągając ku niej bluzkę - czy nie zechcesz zrobić mi tej przyjemności i ubrać na siebie tej o to koszulki, a następnie pójść ze mną - Erikiem Durmem na imprezę do naszego szanownego przyjaciela Matsa Hummelsa?
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Czemu ty mi to robisz? - wydukała po chwili z trudem łapiąc powietrze i wycierając łzy.
- Ale co? - podał jej koszulkę po którą wyciągnęła rękę.
- Czemu jesteś taki idealny i zabawny i potrafisz wybrnąć z każdej sytuacji?
- A no wiesz - łobuzarsko się uśmiechnął i przeczesał włosy - ma się ten dar.
- Oby ci się nigdy nie skończył. - Poklepała go po ramieniu i nałożyła na siebie za duży o parę rozmiarów t-shirt.
Wstała z wygodnego siedzenia i wspięła się na palcach najwyżej jak potrafiła, tak aby dorównać piłkarzowi co niestety jej się nie udało. Położyła ręce na jego ramionach, a on ku jej zdziwieniu oparł swoje dłonie na jej mocno wciętej talii.
- Tak, Eriku Durmie pójdę z tobą na tę imprezę. - Powiedziała i parsknęła śmiechem, który próbowała powstrzymać przez całe to zdanie.
- Ach kochana Saro Kubiak, nawet nie wiesz jak się cieszę. - podniósł ją zmuszając aby oplotła go nogami.
- Dobra skończmy z tymi udawanymi kulturalnymi odpowiedziami. - zaśmiała się odgarniająć włosy do tyłu.
- Okej. Na dwudziestą mamy. Która jest?
- Skąd mam to wiedzieć. Odkąd jestem u ciebie w domu nie mam pojęcia gdzie mój telefon co mnie trochę martwi.
- Kurde, 18:40 - oznajmił obracając się w stronę zegara - trzeba się szykować.
- Nie mam u ciebie nic odpowiedniego. - skrzywiła się.
- Możesz przecież jechać w tej bluzce. - spojrzał na nią z miną ' bardzo ci pasuje' rozkładając ręce.
- Wszystkie oczy zwrócone byłyby na mnie hahah.
- Wiele kobiet dąży do tego zakładając drogie suknie i tonę makijażu, a ty taka zaspana i w tej pięknej bluzce osiągniesz ten cel w o wiele prostszy sposób i będziesz wyglądała jeszcze piękniej.
- Chyba wolę nie. Idę się ubrać w swoje ubrania i idę do domu.
- Czekaj no, pojadę z tobą tylko ja coś nałożę.
- Okej 10 min masz.
- Ja 10 ty godzinę?! - oburzył się. - Jaka tu sprawiedliwość?
- Żadnej - wystawiła mu język - już 9.

#Sara.

Ponieważ miałam totalny bałagan w pokoju niełatwo było mi znaleźć ulubionych ubrań. Najpierw przy szafie znalazłam czarną spódnicę, a potem granatowy sweter. Poszłam do łazienki i szybko nałożyłam na siebie dobrane ubrania. Zrobiłam delikatny makijaż i wyprostowałam włosy. Kiedy już Erik mnie wołał bo 'nie zdążymy' do małej kopertówki włożyłam telefon i poziomkową szminkę i zeszłam na dół.

- Aż tak źle wyglądam?
- Nie, pięknie.
- To czemu kosisz mnie wzrokiem jakbym była kosmitą.
- Po prostu takie wow, dawno nie miałaś prostych włosów.
- Nie podobają ci się?
- Skądże, we wszystkim wyglądasz pięknie, jest po prostu inaczej. - chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam i poszłam nałożyć moje ulubione obcasy.

- Weź, nie gniewaj się no - ciągnął kiedy szedł za mną do samochodu - przecież wiesz, że jesteś piękna.
Odwróciłam się, oparłam o samochód i delikatnie uśmiechnęłam.
- Świetnie o tym wiem, ale chciałam usłyszeć to jeszcze raz - zaśmiałam się dając mu buziaka na zgodę i wsiadłam do auta.


#Obserwator.

Zmarznięta króciutkim spacerem w cienkiej kurtce witając się z przyjaciółmi poprawiła włosy i zdjęła komin.
Chwyciła wyciągniętą rękę Erika i weszła z nim do salonu witając kolejne osoby.
- Dzisiaj bez alkoholowo!! - Oznajmił szczerząc się Marco.
- Pff zobaczymy ile wytrzymasz. - Dogryzła mu Emily.
- Zobaczymy ile wytrzymasz, zobaczymy ile wytrzymasz. - Zaczął ją przedrzeźniać na co zobaczył tylko wystawiony język dziewczyny. Język z małym srebrnym kolczykiem który błysnął kiedy z powrotem go chowała. Spodobało mu się to. Przygryzł wargę wyobrażając sobie jak przypiera ją do ściany i namiętnie całuje. A potem ocknął się i na samą myśli o całowaniu Emily zrobiło mu się nie dobrze. Muszę się napić, pomyślał i zawrócił do kuchni aby wyjąć z lodówki puszkę chłodnego piwa.


- Dooobra no to buteleczka! - Zaczął najarany Mats machając butelką aby zwołać ludzi już trochę zmęczonych prawie trzy godzinną zabawą.
Można by pomyśleć, że grają w to tylko dzieci, które zawsze mają cichą nadzieję, że można będzie się pocałować, a jednak wśród dorosłych ta gra też ma duże powodzenie.
- Czemu impreza z tobą, ale bez butelki to nie impreza? - retorycznie zapytał ktoś z obecnych w przestrzennym salonie piłkarza.
- Bo Mats to Mats i butelka jest jego uzależnieniem. - Dodała kolejna osoba wywołując przy tym śmiech innych.
- Ale tak właśnie jest - potwierdził Mats śmiejącym się osobom wskazując rękami aby siadali w kole.

Jak to zawsze podczas gry w butelkę są osoby na które pada ciągle i takie ze 'szczęśliwym' miejscem. Tym razem na młodą Polkę nie wypadało w ogóle, ale świetnie bawiła się oglądając jak jej przyjaciele zjadają kawałek pizzy w 10 sekund albo w lutym, w samych bokserkach wychodzą na dwór lub spełniają jeszcze inne ciekawe wyzwania.
Jednak ciężko grać przez prawie półtora godziny bez żadnej aktywności.

  Ann, dziewczyna Mario, niezbyt lubiana w śród innych. Lubiła być tą o półkę wyżej, a przynajmniej tak się czuć, zawsze to ona miała rację, a kiedy ktoś się jej nie spodobał nie miał z nią łatwo. Zawsze chodziła z podniesioną głową wypychając mocno wykonturowane usta. Nie dawała się poniżyć, ale chętnie poniżała innych - tych przy których czuła się zagrożona, gorsza od nich.
Prawie nikt nie mógł zrozumieć wyboru Mario. ale miłość to miłość. Od długiego czasu prowadzili udany związek, a on sam był z nią ogromnie szczęśliwy.
Kiedy odpowiedziała na proste pytanie od Cathy 'czego byś w życiu nie nałożyła?' i padła jej kolej kręcenia wylosowała Sarę.
- No Saruś - zaczęła przesłodzonym głosem - pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Dobra hmm - zaczęła się zastanawiać.
Polka uważnie przyglądała się Mario, który siedział spięty z zaciśniętymi dłońmi.
Tak naprawdę chłopak modlił się w myślach, aby jego dziewczyna nie palnęła czegoś czego potem oboje będą żałować. Zachowanie Mario wydało  jej się śmieszne, ale kiedy usłyszała pytanie od razu je zrozumiała.
- Uprawiałaś już seks z Erikiem? - Przygryzła wargę podstępnie się uśmiechając i uważnie jej się przyglądając.
Blondynka od razu poczuła dłoń chłopaka chwytającą jej palce czym potwierdził, że wcale nie musi na to odpowiadać i że przy niej jest. Wiedziała, że o to mu chodziło. Za dobrze go znała.  Ale właśnie to dało jej siłę aby odpowiedzieć spokojnie i z podniesioną głową.
- Nie.
Miała ochotę dodać 'nie jestem puszczalską suką i swojej dupy pilnuję' ale opamiętała się pamiętając kto ją wychowywał.
Wśród innych od razu słychać było różne pomruki, ale wiedziała, że dotyczą one pytania, a nie samej odpowiedzi. Wiedziała, że porządni ludzie pilnują swoich prywatnych spraw. Tylko swoich.


Wszyscy rozeszli się około drugiej w nocy. Mogli się bawić bo w końcu jutro mają wolny dzień! A raczej dzisiaj mają wolne...
Polka mimo błagań chłopaka została przy swoim i nie pojechała nocować u niego. Musiała przemyśleć bardzo wiele spraw które krążyły jej w głowie odkąd odpowiedziała Ann na pytanie.
Nie chodziło jej o samą odpowiedź. To jej nie przeszkadzało. Od paru godzin chodziło za nią zachowanie Erika, który od razu się za nią wstawił, upewnił, że przy niej jest, że nie musi robić niczego czego nie chce. Niby było to takie normalne... on jest jej chłopakiem, ona jego dziewczyną - każdy by się tak zachował, ale jednak to nie dawało jej spokoju. Dopiero to uświadomiło jej, że związek który budowali, budują i budować będą nie jest zwykłym związkiem na 3 miesiące po którym na kolejne 3 zostaje ślad w sercu, a potem wszystko odchodzi w zapomnienie. To był związek na którym jej zależało. To w nim chciała zostać do końca życia i teraz myślała o tym całkowicie na poważnie. To z nim, z Erikiem, z mężczyzną, który o się o nią troszczył, rozweselał, pomagał, dbał, a przede wszystkim kochał. Naprawdę kochał. Niby wiedziała o tym od dawna i od dawna była pewna swoich uczuć co do niego, ale teraz dowiedziała się, że tamte słowa 'kocham cię' nie miały żadnej siły w porównaniu do tych, które będzie wypowiadać w przyszłości.
Jak tylko przyszła do domu wzięła szybki prysznic, ubrała piżamę i zmęczona rzuciła się na łóżko. Niestety nie zasnęła jeszcze przez długi czas. Ciągle myślała o nim, ciągle odtwarzała w pamięci wspólne wspomnienia w których dopiero teraz widziała ile miłości Erik daje jej każdego dnia.
Boże, dziękuję ci, że go mam, pomyślała ostatnimi siłami patrząc w sufit i zasnęła.

*Next day*

Obudziły ją dziwne dźwięki na dole. Szybko włączyła swoją czujność zaczynając nasłuchiwać. Na parterze na pewno ktoś był, przeraziła się. Chwyciła telefon w dłoń i spinając swoje wszystkie mięśnie tak aby bezdźwięcznie wyjść z pokoju w którym panował wielki bałagan ruszyła przed siebie. Ostrożnie schodząc po schodach ciągle nasłuchiwała mając nadzieję, że to tylko złudzenie po nieprzespanej nocy. Ale nie. Nie myliła się. Teraz świetnie słyszała jak ktoś niezgrabnie przeszukuje jej szafki w kuchni. W końcu przerażona zebrała się na odwagę i na palcach zbiegła ze schodów, a potem ostrożnie weszła do kuchni. 
- O ja pierdole. - Wzięła głęboki oddech żeby się rozluźnić. 
Kiedy ją usłyszał podskoczył wystraszony i szybko się obrócił. 
- Boże. - Złapał się za serce. - Chcesz mnie przestraszyć to zrób to jakoś inaczej, a nie nadchodzisz mnie od tyłu, 
- Ja cię przestraszyłam? To ty przyprowadziłeś mnie o zawał. Myślałam, że ktoś się włamał.
- Wyobraź sobie mnie złodzieja. - Zaśmiał się i przytulił swoją dziewczynę na powitanie. 
- Jak ty w ogóle tu wszedłeś? - Zapytała obejmując rękami jego plecy i degustując się jego ciepłem.
Chłopak zaczął się śmiać nie puszczając jej. 
- Przecież mam do ciebie klucze. 
- Boże, zapomniałam - wybuchła śmiechem.
- No, a skoro już wstałaś idziemy na piknik! Patrz jaka piękna pogoda - odsłonił ręką firankę, a zza szyby poraziły ich jaskrawe promienie słońca. - Zaraz marzec się zaczyna, a pogoda nam doskwiera. 
- Skoro idziemy na piknik to gdzie masz koszyk? 
- Jedziemy - poprawił się. - Jest w samochodzie. 
- Dobra to zmykam się ubrać. 
   
Poszła do sypialni i po paru minutach jakimś sposobem znalazła odpowiedni na dłuższy pobyt na dworze sweter. Wzięła go wraz z pierwszymi lepszymi legginsami i poszła do łazienki wziąć prysznic. 
Odświeżyła się, ubrała i rozczesała włosy, a następnie nałożyła przygotowane ubrania.
- Gotowa. - Oznajmiła schodząc po chwili.
- To chodź pokarzę ci fajne miejsce. - Radośnie chwycił ją za rękę i pociągną do wyjścia.
- Czekaj! Buty. - Zatrzymała go śmiejąc się.
Włożyli szybko buty i nawet nie myśląc o kurtkach bo mimo końca lutego było 15 stopni Celsjusza wyszli z domu.
- Dobra teraz czekaj - zatrzymał ją przed autem.
Wyjął z kieszeni arafatkę i zaczął zawiązywać ją na oczach dziewczyny.
- Ej co ty robisz? - ze śmiechem próbowała się wyrwać.
-Wszystko ma być niespodzianką więc nie możesz wiedzieć gdzie jedziemy. - Delikatnie zacisnął supełek z tyłu jej głowy i cmoknął w policzek. Następnie pomógł jej wejść do samochodu po czym ruszyli w drogę.

______________________________________________

Ej miałam opisać jeszcze ten piknik, ale w sumie zakończę teraz xdd
Podoba mi się ten rozdział i to tak bez kitu, a szczególnie te wyobrażenia Marco hahah XDD
I ten, zapamiętajcie sobie z czego się wzięły te rozmyślania Sary bo to będzie się trochę ciągnęło^^ :D


Z każdym rozdziałem jesteśmy bliżej zakończenia <3 *o* hihi :** 


sobota, 7 marca 2015

Rozdział 37


Wiem, że byłaś skrzywdzona przez kogoś innego

Mogę stwierdzić to po tym, jak o siebie dbasz

Jeśli mi pozwolisz, oto co zrobię:

Zaopiekuję się Tobą


Od rana siedziałam w ubraniach.
Po odkładaniu tego z dnia na dzień po miesiącu wzięłam się za układanie w szafie. Nigdy nie miałam się w co ubrać, a jednak, kiedy wyjęłam, a raczej wywaliłam wszystkie ciuchy nie mogłam wyjść z pokoju bez ryzyka straty życia. W ogóle nie wiedziałam co ze sobą zrobić siedząc przy stercie wywalonych, niepoukładanych ubrań. Zmęczyłam się półgodzinną walką z wyjmowaniem tych wszystkich swetrów, bluz i spodni, a teraz siedziałam w pełnym tych rzeczy pokoju. Skąd się tyle tego wszystkiego wzięło? Dziesiątki  koszulek, jeansów, legginsów, sukienek, swetrów, kamizelek, żakietów i parę jak nie paręnaście rodzajów bluz. I po co mi to wszystko skoro i tak nie mam w czym chodzić?
Jeszcze szafa na dole w której jest z kilkanaście kurtek na różną pogodę, a co tu mówić o butach...
Żeby znowu bezsensu nie wkładać tego na półki wzięłam się za przeglądanie wszystkiego po kolei i już na początku się załamałam.
Cały różowy t-shirt z jakimś niebieskim napisem którego nawet nie wysilałam się przeczytać z jeszcze nieoderwaną metką. Na samą myśl o tym, że mogłam coś takiego kupić robiło mi się słabo. Od razu rzuciłam to na drugi koniec pokoju żeby potem to komuś oddać, albo pozbyć się tego w inny sposób. Potem natknęłam się na jakieś beznadziejne, szare jeansy z suwakami na bokach. Matko. Pamiętam jak to kiedyś było modne i wszyscy to nosili. Teraz spaliłabym się ze wstydu w takich spodniach. Znów wywaliłam je na kupkę 'ubrań do pozbycia' która rosła z każdą minutą. Nadal nie mogę pojąć skąd w mojej szafie tyle beznadziejnych rzeczy.
Kiedy po jakiś trzech godzinach męczarni z ubraniami rozpaczałam nad okropnym swetrem z cekinami zadzwonił dzwonek. Uznałam to za dar od Boga bo mogłam wyjść z tego pokoju mimo, że obiecywałam sobie, że nie zabieram się za nic innego dopóki tego nie skończę.
Szybko zbiegłam po schodach próbując rozprostować nogi i otworzyłam drzwi.
O Boże. Chwilkę po naciśnięciu klamki miałam wrażenie, że zwrócę całe śniadanie.
- Cześć. - powiedział przeczesując jeszcze bujniejszą niż zapamiętałam grzywkę i schował kciuki do kieszeni.
- Hej. - chwila słabości mi przeszła, a za nią nastąpiła fala złości. Co do jasnej cholery Ben robi pod moim domem? - Czego chcesz? - zapytałam unosząc głowę.
- Pomyślałem, że cię odwiedzę skoro mieszkasz niedaleko.
-  Ty tu mieszkasz?!? - znów zrobiło mi się słabo.
- Nie - parsknął swoim firmowym śmiechem - ale moi rodzice tak.
Faktycznie. Jak mogłam zapomnieć, że jego rodzice mieszkają 20 km od Dortmundu, westchnęłam.
- I co w związku z tym?
- Stęskniłem się za tobą. Może się przejdziemy? - zaproponował.
- Nie, dzięki.. - zakłopotałam się - jestem trochę zajęta i zaraz wychodzę.
- Ach ta..
- Zaraz! - przerwałam mu - to ty wysłałeś mi kwiaty?
- Myślałem, że wcześniej się domyślisz. - uniósł górną wargę, pokazując część białych zębów.
- No wiesz.. nigdy nie dałeś mi kwiatów.
- Ach wy dziewczyny to zawsze rozpamiętujecie - przewrócił oczami - może zaprosisz mnie do środka, a nie będziemy stali w drzwiach?
- Jakoś wolę stać w drzwiach.
- Misia, a na pewno nie znajdziesz 20 minut dla swojego Bena?? - zrobił ' słodkie oczka' na co zachciało mi się rzygać już nie wiem po raz który.
- Nie mów do mnie misia. Mam chłopaka, nie pamiętasz?
- Teraz masz, za 5 minut możesz go nie mieć i wrócić do mnie.
- Chyba nie skorzystam.
- No dobra, czyli nic tu po mnie. - znów przeczesał włosy, włożył ręce w kieszenie i obrócił się na pięcie.
- Jeszcze będziesz wolała mnie - krzyknął odchodząc.
Wyśmiewając go w myślach za ostatnie słowa zamknęłam drzwi i głęboko odetchnęłam opierając się o nie.
Nie przejmując się syfem w mojej sypialni szybko nałożyłam ubranie wierzchnie i wyszłam z domu.
Erik zaraz kończy trening, a ja muszę szybko z nim pogadać.

Pędem weszłam na Signal Iduna Park mając nadzieje, że chłopaki jeszcze się nie przebrali. Głupio by było minąć się z Erikiem o 3 minuty. Na szczęście zdążyłam, lub na szczęście oni dziś wyjątkowo długo się przebierali bo chwilę po tym jak przyszłam z szatni wyszedł Auba.
- Hej. - przywitał się ze mną przyjacielskim uściskiem.
- Cześć, jest Erik jeszcze?
- No, jeszcze się pindrzy.
- O to świetnie, bałam się, że się miniemy.
- To coś poważnego? Jesteś trochę..em.. spięta.
- Od kiedy ty taki przyjacielski jesteś?  - zaśmiałam się. - Nie, wszystko okej, muszę tylko pogadać z Erikiem, dzięki.
- Dobra, nie będę się zagłębiał w wasze sprawy. - wyciągnął telefon z kieszeni i odblokował go szybkim przesunięciem palca.
- To nic poważnego - zapewniłam go z uśmiechem chociaż bałam się reakcji Erika.
- Cieszę się. Boże ile ten Marco grzywkę układa - niecierpliwił się.
Parsknęłam śmiechem.
- Przecież to Reus.
- Co ja? - śmiejąc się zapytał, a jak się odwrócił i na mnie spojrzał dziwnie się spiął i przestał śmiać.
- Czemu wy wychodzicie z tej szatni zawsze w takich idealnych momentach? - zapytałam witając się uściskiem z blondynem, a potem wpadając w ramiona trochę zdziwionego Erika, który to właśnie tak rozbawił Marco.
Chłopaki jeszcze trochę sobie pożartowali, a potem każdy ruszył w swoją stronę.
- Co ty tu robisz? - zapytał kiedy byliśmy już tylko we dwoje.
- Wiesz kto to mnie przyszedł? Pod mój dom!
- Kto?
- Zgadnij.
- Listonosz, gościu z kolejnymi kwiatami, gościu z pizzą, Emily...
- Ben! Rozumiesz?!... Ben. - przerwałam mu wyliczanie, a kiedy to powiedziałam natychmiast poczułam, jak się spina.
- Coś ci zrobił?  - gwałtownie się zatrzymał, przyjrzał mojej twarzy, a potem sprawdził czy mam wszystkie kończyny macając tak jak ludzi na lotnisku czy niczego nie przemycają.
- Nie, nic. - śmiejąc się złapałam jego ręce żeby przestał. - Ale gadał jakieś głupoty. I to on wysłał mi kwiaty.
Odetchną kiedy zaprzeczyłam jakimkolwiek uszczerbkom na moim zdrowiu i chwilę się zamyślił.
- Ale na pewno wszystko okej? Nie jest ci słabo, albo coś?
- Niee - odparłam ze śmiechem i mocno się do niego przytuliłam.
- To jedziemy coś zjeść?
- Tylko o jedzeniu.. - mruknęłam sobie pod nosem - Ty wybierasz gdzie. - odparłam na znak zgody.

- Ej, ale jest pewien problem. - powiedział kiedy już jechaliśmy samochodem.
- No?
- Nie możemy jechać do restauracji bo jestem w dresie.
- Właściwie fakt. Czemu klub nie zrobił wam spodni garniturowych z takim logo hahahah
- Zapytaj się takiej pani bo ona zajmuje się ciuchami.
- Okej zapoznasz mnie z nią kiedyś - zaśmiałam się - to zamówmy pizzę.
- Dobra. Do ciebie czy do mnie?
- W mojej sypialni jest mini burdel.
- A co ty chcesz robić w sypialni?? - z głupim uśmiechem wyraźnie poruszył brwiami.
- Oj ty tylko o jednym! Skup się na kierowaniu, a nie ruszaniu brwiami bo kogoś przejedziesz.
- Mam podzielną uwagę.
- Nie wymądrzaj się bo cię walnę.
- Możesz się też fochnąć, to chyba byłoby o wiele lepsze rozwiązanie dla nas obydwojga. -  Mówił specjalnie gestykulując tak żebym zwróciła na to uwagę.
- Zastanowię się nad tym. Zamówię do ciebie. - Odparłam i wykręciłam numer do naszej ulubionej pizzeri.

- Idę spać! - oznajmił wchodząc do domu. - Obudź mnie jak przyjedzie.
- Okej. Miłej nocki o 14:30.
- Dzięki. - odparł i pobiegł na górę.
Nie mając co robić usiadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać popołudniowe wydanie wiadomości. Kiedy się skończyły skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego, ale nie trwało to długo bo przyszło nasze zamówienie.
Trzymając w ręku karton z pizzą ogarnęłam szybko w jego pełnej śmieci kuchni i znalazłam kawałek miejsca żeby go położyć. Nałożyłam mu na talerz dwa kawałki i chwytając w rękę kolejny dla siebie poszłam na górę żeby zanieść Erikowi jedzenie.
Niestety kiedy zobaczyłam śpiącego jak dziecko w samych bokserkach i koszulce chłopaka nie miałam serca go budzić. Klopp naprawdę musi ich męczyć na tych treningach. Odłożyłam talerzyk na szafkę i zdjęłam spodnie bo akurat dzisiaj nałożyłam jeansy, a nie legginsy. Ostrożnie żeby go nie obudzić położyłam się tuż przy nim i wtuliłam w jego ciepłą klatkę piersiową. Chyba przez sen splótł nasze nogi. Ja sama nie wiem kiedy usnęłam...

- Mogłaś zdjąć jeszcze koszulę. - usłyszałam kiedy się rozbudzałam.
- Ty masz to i ja mam. Musi być sprawiedliwie. - zaśmiałam się przecierając oczy. Nie minęła nawet sekunda, a zdjął bluzkę.
- To teraz też musi być - zbliżył się do mnie i zaczął rozpinać guziki mojej koszuli.
- Długo już nie śpisz?
- Jakieś 10 minut. Ślicznie wyglądasz jak śpisz przytulając się do mnie. Co z tego, że wtedy widziałem tylko czubek twojej głowy. I tak nie mogłem przestać się patrzeć.
- Dziękuje - szepnęłam uśmiechając się.
Zaczął delikatnie całować mnie po szyi. Kiedy rozpiął ostatnie guziki pomogłam mu zdjąć rękawy.
- To co teraz zrobisz skoro już mnie rozebrałeś? - przygryzłam wargę.
- Mógłbym zdjąć z ciebie coś jeszcze, ale jak zdejmę majtki nie będę miał czego zdjąć żeby zdjąć z ciebie biustonosz, dlatego będę namiętnie hmm, a może spokojne cię całował i sycił się twoim smakiem. - nie dał mi czasu na odpowiedź tylko położył ręce na moich biodrach i przyległ do moich ust. ..


__________________________________________________________

Przepraszam, że taki krótki!
Wyszedł trochę słaby, ale w 38 się poprawię bo już napisałam z połowę i jestem bardzo zadowolona, dlatego jak wykażecie się aktywnością dodam go jakoś w tygodniu :) 

Cieszę się, że znowu dodaję rozdziały dla Was i mam nadzieję, że będą one jak najlepsze :D 

Trzymajcie się! :*