czwartek, 30 października 2014

Rozdział 21

*oczami obserwatora*

- Hej, Erik skończyłeś już trening? Mógłbyś mi przywieźć z domu jakieś ubrania? Bo wieczorem mnie wypisują. - jego nogi momentalnie zamieniły się w kruche patyczki. Myśląc, że nie ustoi  usiadł na kanapie i zaczął uspokajać oddech. - Halo? Erik? - dopytywała się.
- Aaa tak jasne już jadę po rzeczy. Paa. - nie miał siły z nią rozmawiać bez płaczu więc wolał się rozłączyć. Kliknął "czerwony telefonik" i poczuł, że jest cały wilgotny. Wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
'Sara żyje! Żyje! Żyje!!' - zaczął biegać po domu jak trzyletnie dziecko. Bez namysłu wziął kluczyki od auta i pojechał pod dom Emily.
Ponieważ mieszkali bardzo blisko bo na jednym osiedlu na piechotę miał nawet bliżej, ale bardzo mu się śpieszyło.

- Emily otwórz! - darł się pukając i skacząc.
- Co ci tak wesoło? - otworzyła drzwi, a on od razu ją uściskał ze szczęścia.
- Sara żyje! rozumiesz to?! Rozumiesz?! - nadal skakał. Nie mógł się opanować. Świeże łzy szczęścia spływały mu po policzkach jak tylko wytarł stare.
- Co? Jak? Gdzie? - zapytała z uśmiechem na twarzy widząc jego radość.
- Dzwoniła do mnie. Słyszałem jej głos! Chodź ze mną bo muszę jej ubrania jakieś przywieźć, a ja nie mam pojęcia jak ona sobie komponuje sweter do spodni, bluzkę do butów czy jeszcze coś do czegoś.
- Dobra tylko daj mi pięć minut. - powiedziała i pobiegła na górę. Nie długo potem zeszła już w całkiem innym stroju i pojechali do domu Sary.
- Okej to ja coś szybko wybiorę. - zaproponowała i wyszła z samochodu.
-Spoko, poczekam w aucie, będzie szybciej, Masz klucze. - radośnie je podał przez otwartą szybę w samochodzie i czekał aż wróci.
Po paru minutach była już z powrotem przy nim.

-Dobra mam, jedź, jedź! - pośpieszała go.

*

- Erik gdzie cię niesie? Szpital jest w prawo.
- Tak, wiem. Jeszcze tylko w jedno miejsce muszę pójść. - szybko wjechał samochodem na krawężnik, włączył światła awaryjne,a  następnie z niego wybiegł. Ponieważ stanął w miejscu niedozwolonym nie miał czasu tłumaczyć się przyjaciółce. Pobiegł do kwiaciarni która była tuż za rogiem.
- Dzień dobry! Szybko poproszę jakiś bukiet. - wbiegł do małego pomieszczenia.
- Dla dziewczyny?
- Tak. Najlepiej jakiś gotowy bo nie mam czasu.
- To może taki? Dzisiaj rano go robiłam. - dość młoda kobieta wskazała mu na bardzo ładnie skomponowane róże.

- Tak, tak, to ja go poproszę. - pośpiesznie odpowiedział.
- Proszę bardzo. Płaci pan kartą czy gotówką? - uśmiechnęła się poznając w nim "tego Erik'a Durm'a z Borussii"
- Kartą, kartą. - odparł zupełnie bezsensu potakując głową.

Zapłacił i z kwiatami w ręku pobiegł do samochodu.

- Aaaa i wszystko jasne. - śmiała się Emily.
- No widzisz haha dobra jedźmy już. Nie mogę uwierzyć, że ją zobaczę. - powiedział rozmarzony. Jego oczy świeciły się ze szczęścia.
Po parunastu minutach dotarli pod szpital. Chłopak telepał się z radości, a za razem ze stresu. Zapytali się gdzie leży Sara, ale jak się okazało nie była przeniesiona. Podeszli więc pod drzwi sali w której była.
- Erik ja nie wchodzę. - powiedziała Niemka.
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony.
- My jesteśmy pokłócone. Myślę, że lepiej będzie jak na razie nie pójdę. Sara może nie być gotowa, pewnie nie dawno przytomność odzyskała... - zaczęła się tłumaczyć.
-No może... ej, ale ja się boję do niej wejść. To może być jakiś głupi żart przecież lekarz wyraźnie powiedział, że umarła, a on raczej się zna na rzeczy i to mu się nie zdawało. - zawahał się.
- No i co jak to jest żart? A zresztą na pewno nie jest. Przecież Sara do ciebie dzwoniła. Idź i ciesz się, że nadal możesz z nią być! - pchnęła go na drzwi, a on je otworzył. Na tym samym łóżku leżała jak zawsze śliczna blondynka. Kiedy zobaczyła swojego chłopaka odłożyła telefon i uśmiech pojawił się na jej twarzy, a on prawie się rozpłakał. Wiedział, że nie powinien pokazywać łez, ale tak ją kochał, że kiedy dowiedział się o "drugiej szansy" od losu do jego oczu napływało więcej łez szczęścia niż kiedy dowiedział się o śmierci ukochanej. Tylko, że wtedy ich nie zatrzymywał.
- Sara! - podbiegł i przytulił się do niej.
- Hej! - delikatnie go odepchnęła - przepraszam, ale nie dobrze mi jak mnie ściskasz. Co ty taki wesoły?
- Tak cudownie cię widzieć. Kiedy cię wypisują? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Około 18:00, a jest 17:15 bo strasznie długo wiozłeś mi te ubrania. Masz je w ogóle?
- A tak. Czekaj. - wyszedł na korytarz aby je wziąć bo oczywiście zapomniał torby z rzeczami jak i kwiatów.
- Gratulacje! Nie wziąłeś ciuchów i prezentu. - powiedziała Emily klaszcząc w dłonie dla 'mądrego przyjaciela'  jak go zobaczyła.
- Wiem, wiem. Kwiaty jej dam jak ją wypiszą, a podasz te ubrania?
- A tak jasne. - podała mu, wziął je i poszedł do Sary.

- Proszę. - z uśmiechem podał jej torbę w której były.
- Weź się tak nie wyszczerzaj bo ci zostanie haha - zażartowała widząc jego uśmiech 'od ucha do ucha' -  Ej ty znalazłeś w moim pokoju tą torbę? - zdziwiła się i zaczęła wyjmować ubrania. - Ej nie, ty byś na pewno nie wziął tego swetra! Sam mówiłeś, że ci się nie podoba, ale skoro mi się podoba to mogę w nim chodzić.
- Eee brałem co popadnie. - zakłopotany odpowiedział.
- Ej nie kłam mnie! Słyszałam Lili na korytarzu idę do niej. - zaczęła wstawać z łóżka.
- Sara nie, nie przemęczaj się dobra? Połóż się, zawołam ją. - zaczął uspokajać dziewczynę.
- Nie! Ja do niej pójdę.
- To chodź. - wziął ją na ręce i zaczął iść na korytarz.
- Ej wiesz, że mogą cię zamknąć za kradzież pacjentów?
- Hahah jakby co to twoja wina! - złączył ich usta w pocałunku który blondynka natychmiast odwzajemniła. - czuł się niesamowicie. Jego ciało przeszedł zimny dreszcz.
 'To cudowne, że jednak tu była i nadal jest' - myślał.
- Tęskniłem za tobą wiesz? - stanął jeszcze nie wychodząc za drzwi.
- A ja nie bo sobie spałam i mi się śniłeś. - zaśmiała się i poprawiła mu włosy.
- No to ja miałem gorzej. Dużo gorzej. - posmutniał na wspomnienie życia bez niej. Na razie nie obchodziło go to dlaczego ktoś mu powiedział, że umarła natomiast musiał jej o tym powiedzieć prędzej czy później i to go martwiło.

Zanim zdążyli wyjść do Emily w sali pojawił się lekarz wraz z pielęgniarkami tym razem inny niż zwykle.
-O pan już przyszedł po panią Sarę jak widzę. W takim razie świetnie! Robiliśmy pani badania wyjściowe dwie godziny temu więc jeszcze to wypełnię i będą państwo wolni. - Sara nadal była u niego na rękach i doktor trochę się zdziwił jak wszedł, ale był bardzo miły, w przeciwieństwie do tamtego...

Szybko wypisał sobie jakieś rzeczy na karcie, dał im ją do podpisania i byli wolni.

-Dobra czekaj, tylko ja muszę się przebrać. Idę, tu jest łazienka, a wy czekajcie na korytarzu. - powiedziała i poszła wraz z ubraniami.
 Chłopak jeszcze chwile rozmawiał z lekarzem. Powiedział mu wiele bardzo ważnych rzeczy, a przede wszystkim to, że Sara ma się teraz nie przemęczać i nie może spożywać alkoholu.

-Będę jej pilnował. – obiecał i usiadł na korytarzu obok Emily.

Po parunastu minutach Polka przyszła do nich ubrana w to:

'Faktycznie w życiu nie wziąłbym takiego swetra do takich spodni' - myślał, ale Sara wyglądała w nim jak zwykle świetnie. Tylko on po prostu nie znał się na damskiej modzie.

*Erik*
-Sara! - zerwała się z krzesła Emily. - Przepraszam. - uściskała ją. To wszystko moja wina, nie powinnam cię okłamywać, że zerwałam z Marcelem, a chodziłam z... - łzy zaczęły napływać jej do oczu. - Ty zawsze byłaś ze mną szczera, a ja nie. Przepraszam.
-Okej, okej – nadal się ściskały i obie płakały. 'Dziewczyny' - przewróciłem oczami. - Bardzo tęskniłam. Jakbyś była przy mnie pewnie bym się bardziej pilnowała z lekami. Ja też przepraszam. - odparła wzruszona Sara.
-Dobra kochane dzieci - też się do nich przytuliłem. - idziemy do domu?
-No chodźmy. - przytaknął mój skarb.
-A odwieziecie mnie? - zapytała 'Lili'. - ja niestety nie mogę z wami iść bo mam robotę.
- Tak, jasne – odpowiedziałem i razem poszliśmy do samochodu.
Podjechaliśmy pod sam dom przyjaciółki aby było jej bliżej.
-Zostawiam was samych tylko bez żadnych głupstw hahaha ja nie będę potem waszymi dziećmi się opiekowała.
-Jasne, jasne. Wiem jak kochasz takie małe ludki i jak byś do nich leciała – śmiała się Sara.
- No kurde masz mnie. Dobra trzymajcie się. Paaa. - wyszła z samochodu.
-To dla ciebie. - wyjąłem kwiaty zza tylnego siedzenia.
-Ojej dziękuje ci bardzo, są śliczne - otarła łzy.
- Kocham cię wiesz? - splotłem nasze ręce.
- Chyba wiem noo - dała mi buziaka, a ja gotowałem się z radości. To cudowne mieć ją przy sobie. - dobra jedź bo ja chce do domu haha. - pośpieszała mnie.
- Pędzę. - powiedziałem i ruszyłem. Po paru minutach byliśmy u niej. Wyszedłem z samochodu i poszedłem otworzyć jej drzwi.
- Proszę bardzo madam.
- Mmm dziękuję ser. - zaśmiała się - Rozwalasz mnie. - dodała po chwili.
Trzymając się za ręce poszliśmy do domu.
- Czekaj muszę znaleźć klucze. - zaczęła grzebać w torebce. - O dobra są. - sprytnie przytrzymała torebkę na kolanie, otworzyła drzwi i do wyznaczonej kieszonki wrzuciła klucze.

*oczami obserwatora*

- Wow. Niezła jesteś.
- Ale co? - zapytała.
- No sprytnie to zrobiłaś, ja bym tak nie potrafił.
- Bo nie jesteś dziewczyną. - zaśmiała się pokazując przy tym swoje śliczne zęby.
- No też fakt. Ale tak okropnie się cieszę, że znowu jesteś ze mną. - wziął ją na ręce i wbiegł do domu.
- Ej Erik spokojnie! - zaczęła klepać go w plecy. - Pamiętaj Ericzku, panujemy nad emocjami, panujemy nad emocjami. - śmiała się. Też była radosna, że jest już w domu. Wybudziła się po paru godzinach pobytu w szpitalu, a nie wiadomo po co trzymali ją tam przez dwa dodatkowe dni.
- No dobra, dobra. Po prostu jestem okropnie szczęśliwy, że jeszcze jesteś ze mną.
- A co myślisz, że bym z tobą zerwała po dwóch czy trzech dniach w szpitalu? - zapytała zdziwiona.
Chłopak postawił ją na podłodze i oboje poszli na górę do sypialni dziewczyny.
- Nie, Sara nie o to chodzi... - spuścił głowę.
- To o co? - zaciekawiona zapytała siadając na łóżko.
Chłopak usiadł koło niej i splótł ich dłonie. Podciągnął rękaw od swetra dziewczyny i zobaczył tam bliznę której się spodziewał. Ucałował jej dłoń, a potem zrastającą się skórę na nadgarstku. Blondynkę przeszedł dreszcz.
- Chodzi o to... bo.. - zawahał się szukając słów.


_____________________________________________________

Ej Wam też nie podoba się ten i poprzedni rozdział tak samo jak mi? One były zupełnie bezsensu.;/
Tak sobie ostatnio myślałam, że chyba po prostu za szybko staram się publikować kolejne rozdziały i wychodzą nie takie jakbym chciała.. heh. Albo jak ktoś jeszcze ma siłę czytać te rozdziały  i czekać na kolejne jak ja co nowy 'tak sobie myślę' i wymyślam jakieś bzdury takie jak tą wyżej czy te wcześniej hahahhaah? Dobra nieważne. Nie przejmujcie się moimi rozmyśleniami ^.^
W kolejnym spodziewajcie się wyjaśnień całej sytuacji :)
Pozdrawiam :>>

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 20

"Pamiętaj, że zawsze można zacząć wszystko od nowa. 
Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów."


Obudził go budzik nastawiony na 9:00. Chłopak ledwo zwlókł się z łóżka. Obciążała go jedna jedyna myśl. Nie był w stanie odepchnąć od siebie Sary nawet jeśli pojawiała się tylko w jego wyobraźni. Ponieważ musiał zdążyć pod stadion skąd zawsze zabierał ich autokar na lotnisko lub nie, zrobił poranną toaletę, ubrał się w cokolwiek i poszedł zjeść śniadanie. Nie miał na nic ochoty. Jadł tak naprawdę z przymusu ponieważ w dniu meczu muszą mieć zaspokojone całkowite zapotrzebowanie kaloryczne jak to mówił Klopp. Powoli wkładał kawałki jedzenia do buzi i monotonnie przeżuwał z głową opartą o rękę. Nie rozmyślał o niczym innym jak o blondynce która skradła jego serce.
Kiedy w końcu się opamiętał prawie spóźniony z torbą na ramieniu wybiegł z domu.
*
W autokarze puścił sobie muzykę i nie przejmował się innymi mimo, że zawsze kiedy latali samolotami był jedną z głównych osób przyczyniających się do wkurzania Kloppa i zmuszania go do słów ' nie jesteście małymi dziećmi' które powtarzał zawsze jak i również dziś kiedy Mario wraz z Kevinem dorysowywali usypiającemu Marco wąsy bo przecież 'śmiesznie by było gdyby się nie z czaił i wyszedł z nimi na boisko' .

Kiedy po 40 minutach drogi dotarli do hotelu w którym mieli przebywać kolejne 6 godzin Erik niestety nie mógł być już wrakiem człowieka pogrążonym w swoich myślach ponieważ zawsze w dniu meczu mają mnóstwo "pracy" (głównie wspólnego wypoczywania i jedzenia).Plan dnia wyglądał tak:

" 10:45 - przyjazd do hotelu
10:50-11:30 - trening 
11:30-12:15 - lunch 
12:15 - 13:30 - wypoczynek w pokojach
13:30-14:00 - omówienie taktyki
14:00- 14:45 - obiad
14:45 - 15:15 - wypoczynek w pokojach. 
15:15 - 15:30 - wspólna kawa
15:30 - 16:00 - przygotowywanie do wyjazdu 
16:00 - 16:30 - drugie spotkanie cd. taktyki
16:30 – 17:00 - lekki posiłek
17:00 - 17:15 - podpisywanie kart dla fanów
17:15 - 17:40 - czas na koncentrację
17:45 - wyjazd z hotelu
18:30 - mecz "


Więc Erik nie miał co za bardzo liczyć na samotność ponieważ 'wypoczynek w pokojach' wiązał się z wspólnym siedzeniem w nich i gadaniu o różnych bzdurach. Ale może właśnie to było mu potrzebne? Pewnie tak. Nikt przecież sam nie da sobie rady w tak ciężkiej sytuacji. Tyle, że on jak na razie nie mógł sobie pozwolić na 'wyżalanie się' bo nikt nie byłby w dobrym nastroju i Borussia stanęłaby do walki z Schalke na pozycji przegranej.

Każdy zajęty swoją koncentracją nie zwracał uwagi na Erika który za żadne skarby nie chciał dać poznać po sobie smutku. Tylko Jonas dostrzegł, że coś gryzie przyjaciela, ale jak na razie nie chciał pogłębiać tematu. Przygotowania do meczu minęły jak zawsze szybko.
Pojechali na spotkanie.
*
Wściekły Klopp po 10 minutach gry zdjął z boiska obrońce który tylko łaził przy bramce i raz wybił piłkę.
- Erik co się dzieje? Czemu nie mogłeś normalnie grać tylko szlajasz się pod naszą bramką jakby nie wiadomo co to było? Jeszcze raz to się powtórzy, a będziesz grzał ławę. - upomniał zawodnika zdenerwowany trener.
Blondyn cały dzień odpychał od siebie myśl o śmierci jego dziewczyny i teraz wiedział, że robił źle. Na meczu w ogóle nie mógł się skupić. Nie obchodziła go teraz piłka, a przecież tak kochał w nią grać.
- Prze.. przepraszam. - odparł i odszedł.
Przed meczem w szatni przeczytał SMS od nieznanego numeru w którym ktoś pozdrawiał go i mówił jaka to Sara była niesamowita, ale że znajdzie lepszą dziewczynę itd. co rozwaliło jego psychikę. Cały dzień próbował skoncentrować się na meczu i wiedział, że da radę grać, grać dla Sary,a nagle otrzymał wielki cios w serce w postaci tej wiadomości. Chłopak nie myślał o niczym innym jak o niej i o tym kto mógł się dowiedzieć o śmierci Polki i kto mógł to napisać.
Siedząc tak w oczekiwaniu na koniec meczu także nie myślał o niczym innym jak o tym. Nagle olśniła go jedna myśl. ' Jak można umrzeć po połknięciu paru zwykłych tabletek? Przecież leki przeciwbólowe nawet o większej dawce nie zabiją po paru sztukach' Strasznie zaczęło go to interesować i zaczął myśleć o tym jakie Sara mogła mieć jeszcze leki w domu skoro to one tak osłabiły jej organizm.
Mecz zakończył się wynikiem 2:2 więc żadna z drużyn nie była zadowolona.
- Erik, a co ci było, że zszedłeś? - zapytał któryś z przebierających się chłopaków.
- Ee.. źle się czułem. Nie wiem co się stało. Na szczęście nie przegraliście z tego powodu.
- No tak, ale remis jest jak porażka. - wtrącił się Łukasz.
- No wiesz mogliśmy przegrać. - dodał Mats.
- Ale mogliśmy też wygrać! - bronił swojego Piszczek.
- Po remisie zawsze zostaje niedosyt. Skąd wiecie, że ci z Schalke też się właśnie o to nie kłócą? - zapytał Marco.
- W sumie i racja. Ej, a dziś wracamy do Dortmundu czy śpimy w hotelu? - zapytał obrońca.
- Jedziemy do domu. Coś ty strasznie nieogarnięty Ericzku jesteś dziś. - śmiał się Reus.
- Oj no bo Klopp jakoś dziwnie to wymyślił. Zawsze dzień przed meczem śpimy w hotelu i wszystko jest uporządkowane, a dzisiaj tak nieogarnięcie było.
- No, a po co mamy spać w hotelu skoro stąd do Dortmundu jest 30km? To przecież bezsens. Tak to byśmy musieli już wczoraj być tutaj, a jak wyjechaliśmy dzisiaj to straciliśmy tylko wspólne śniadanie. Dobrze zrobili. - wraził swoją opinię Ilkay.

Kiedy wszyscy się przebrali żółto-czarni spokojne pojechali autokarem do Dortmundu słuchając komentarzy trenera odnoszących się meczu.

*oczami Erika*

Wróciliśmy do Dortmundu z czego byłem bardzo zadowolony. Normalnie po meczach zostajemy jeszcze w hotelach i odpoczywamy ponieważ i tak nigdy nie mamy samolotu od razu. Dzisiaj też pewnie wszyscy pójdą do swoich domów i będą oglądać tv, siedzieć przed kompem aby zregenerować się po meczu. Ja natomiast od razu udałem się do domu Sary. Moje odkrycie na meczu nie dawało mi spokoju mimo, że była prawie 21:00 postanowiłem sprawdzić te leki. Wszedłem do jej domu i mnóstwo wspomnień ukazało mi się przed oczami. Najgorsze było to, że nawet ten zapach był taki, taki ciepły, kochany. Poszedłem do jej kuchni i zacząłem szukać po szafkach jakiegoś kartoniku w którym mogła trzymać lekarstwa. Po paru minutach faktycznie taki znalazłem. Wszystko w nim było idealnie ułożone co bardzo kojarzyło mi się z Sarą. Ona była strasznie nie ogarnięta, a jak miała dobry humor lubiła wszystko dokładnie poukładać żeby żyć w porządku. Usiadłem przy stole i zacząłem po kolei czytać drobne literki na opakowaniach lekarstw. Jedynym co by się zgadzało z tym co mówił mi lekarz był by zwykły paracetamol, ale trzeba by go zażyć naprawdę sporą dawkę, żeby stracić przytomność - przynajmniej tak myślę. Aby to sprawdzić otworzyłem jej laptopa i zobaczyłem na tapecie nasze wspólne zdjęcie z Minorki. Uśmiech, a za razem łzy smutku pojawiły się na mojej twarzy.
Po głębszym przeszukaniu 'interetów' i dzięki paru znalezionych na nim stronkach obliczyłem, że aby być na granicy utraty przytomności, ale nie zagrożeniu życia trzeba by zażyć 7 takich tabletek, a z tego całego opakowania były wyjęte tylko dwie. Dopiero potem przykuło moją uwagę małe,białe pudełeczko leżące na blacie w kuchni. Podszedłem i wziąłem je do ręki. Leżało sobie wyciągnięte z niedokładnie zamkniętym wieczkiem więc nabrałem pewności, że to te tabletki tamtego dnia połknęła Sara. Zacząłem czytać to co na nim widniało "[...] każda tabletka zawiera podwójną dawkę paracetamolu.
Zalecane dla osób poturbowanych w wynikach różnych bójek lub uprawianego sportu. [..]"


'WHAT?'

Jakiś durny opis do mnie w ogóle nie przemawiał. Gdzie coś takie w ogóle można kupić? Wpisałem w Google nazwę leku którą musiałem przepisywać po literce i znalazłem bardziej zrozumiały opis jak i opinie. Wyczytałem, że lek jest jak najbardziej w porządku, i że najczęściej biorą go osoby które często się biją,uprawiają boks więc też są obolali po bójkach itd. Jest trudno dostępny w aptekach, ale na necie można go spokojnie kupić. Zastanawiało mnie tylko to co on robił w domu takiej delikatnej dziewczyny jak Sara. I nagle doznałem już drugiego w ciągu dnia olśnienia. Przecież ona miała problemy z tym Benem, mogła go kupić jak wtedy pierwszy raz ją pobił i miała problemy z policzkiem. No tak, teraz wszystko jasne. I faktycznie jak potem obliczyłem po 4 tabletkach mogła stracić przytomność, ale na parę/paręnaście godzin, góra dobę przy większym osłabieniu i tyle, a na pewno nie umrzeć. Ponieważ było już dość późno i ciemno, a sprawdziłem tu wszystko co chciałem poszedłem do domu. Ta cała sprawa wydawała mi się dziwaczna, ale zmęczony całym dniem poza domem i smutkiem który w jego trakcie mi towarzyszył postanowiłem jutro w skupieniu to rozważyć.
Poszedłem spać chociaż i tak nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas.
Ehh chyba muszę się przyzwyczaić do Sary będącej w moich snach.. tylko w snach.

*rankiem*
Kiedy tylko wstałem wykręciłem numer do Emily.
- Hej, co jest? - zapytała.
- Cześć. Masz może czas się spotkać? Najlepiej jak najszybciej bo o 12:00 mam trening.
- Jasne, tak się składa, że dzisiaj nie pracuję. To gdzie?
- Może w jakiejś knajpce bo nie chce mi się robić śniadania.
- Dobra leniu! Ale w jakiej?
- Znam taką jedną. Za jakiś czas przyjdę do ciebie pod dom, ok?
- Spoko to idę się szykować, pa.
- Paa.
Szybko się ubrałem, wziąłem ze sobą te tabletki które połknęła Sara, portfel i wyszedłem z domu. U przyjaciółki byłem już po 20 minutach.
- Cześć. - uściskała mnie. Widać było, że zmagała się z tym co ja. Niby próbowała być wesoła, ale marnie jej to wychodziło. Albo ja to tak dobrze dostrzegałem ponieważ robiłem to samo.
- Hej. Chodź to niedaleko.
Po niecałych 10 minutach spaceru usiedliśmy przy małym stoliku w restauracji. Zamówiłem jedzenie i szybko przeszedłem do tematu.
- Słuchaj, Emily byłem wczoraj w domu Sary i wiem jakimi lekami się zatruła. Wszystko dokładnie sprawdziłem i jeśli faktycznie wzięła ich 9 bo tyle brakowało w pudełku faktycznie mogła się otruć, ale nie wierzę by zachowywała się jak jakaś niby ciężko zraniona nastolatka która weźmie parę tabletek, żeby 'odlecieć'...
- Zaraz, liczyłeś tabletki które zostały w pudełku? - zapytała z lekkim uśmieszkiem.
- Musiałem wszystko spra...
- Erik wiem, że jest ci ciężko - przerwała mi - ale może lepiej pogodzić się z tym co zaszło? Tego przecież nie cofniemy, a oboje będziemy sobie niszczyli psychikę i w końcu nie damy rady. Widziałam jaki byłeś wczoraj na meczu i myślę, że nie wszyscy uwierzyli w 'beznadziejnie się czuł' jako usprawiedliwienie Kloppa dla tv. Nie damy rady jeżeli będziemy przez całe życie to drążyć. - ostatnie zdania mówiła płacząc. - My, my na prawdę nie damy.
- Emily ja wiem, ale ja nie mogę się z tym pogodzić. Czuję się jakbym chodził bez połowy siebie.
- Wiem Erik myślisz, że ja tak nie mam? Ona była dla mnie ważniejsza niż siostra, ale na pewno nie chcę żebyśmy niszczyli sobie życie opłakując ją. Razem możemy się wspierać i na nowo sobie wszystko ułożyć nigdy o niej nie zapominając. Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno.
- Może i masz rację...
- Na pewno. Pomyśli sobie. Jak ty byś umarł chciałbyś żeby Sara chodziła całymi dniami smutna przez ciebie czy żeby nadal była radosną dziewczyną która jakoś ułożyła sobie życie?
- No żeby była szczęśliwa.
- No właśnie. Jej na pewno będzie ciężko jeśli będziesz cały czas smutny, a tak to jest szczęśliwa tam na górze.
- Może i tak...
Kiedy zjedliśmy musieliśmy się szybko pożegnać ponieważ zostało mi pół godziny do treningu.
Pobiegłem do domu żeby wziąć torbę i pojechałem samochodem pod SIP.
Na szczęście dziś jak to zawsze w pomeczowym dniu był tylko lekki godzinny trening np. rowery, bieganie, a potem siłownia jak ktoś chciał.

Odwaliłem tę godzinę na rowerze próbując cieszyć się życiem jak prosiła mnie Emily i całkiem mi to wychodziło tak na zewnątrz. W głębi nadal byłem załamany, ale przynajmniej już się trochę otrząsnąłem.
- Idziesz dziś na siłkę? - zapytał Jonas.
- Nie, dziś nie.
- Uuu, a co się stało? Przecież Erik dba o klatę. Hahaah
- Oj głupcze dzisiaj nie dbam hahhaah - nagle w moich oczach pojawiły się łzy które szybko zniwelowałem. Pierwszy raz od tego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Byłem za to niezmiernie wdzięczny Jonasowi chociaż nie powiedziałem mu tego. Właściwie tylko ja, Kevin, Sven i Mats nie zostawaliśmy na siłowni. Hummels strasznie śpieszył się bo jechali z Cathy odwiedzić jej rodziców, a ja po prostu nie miałem ochoty.

W domu usiadłem sobie przed komputerem i zżerałem ciastka jedno po drugim. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić ponieważ 'piłkarz musi dbać o linię', ale byłem rozdartym wrakiem człowieka i nic mnie nie obchodziło. Raczej zastanawiały mnie słowa Emily "Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno." Kiedy wkładałem do buzi kolejne ciastko usłyszałem mój telefon. Jak zwykle przeczytałem kto dzwoni i prawie udusiłem się spożywaną słodkością, na szczęście udało mi się to wypluć. Na wyświetlaczu pisało "Sara ♥".

'Ech pewnie z jej torebki wyjęli telefon i coś tam sprawdzają' - uspokoiłem się i odebrałem bez większych emocji.
- Halo. - zacząłem.

_______________________________________________



Matko! Umieram -,- na blogerze mi się coś zjebło i nie mogłam poprawić błędów ponieważ kursor nie chciał mi się normalnie postawić tylko zaznaczał mi całą literkę ;/ Musiałam wszystko pisać na innym programie, a potem wkleić... Ugh!

Dlatego wybaczcie jak są błędy szczególnie interpunkcyjne bo sama je zauważyłam, ale przez to durne coś nie mogłam naprawić -,-" 

Pozdrawiam! :*

środa, 22 października 2014

Rozdział 19

''I nagle zdajesz sobie sprawę, że to nie była tylko miłość,
to było całe twoje życie." 

Muzyczka :>

*Erik*
Nie miałem pojęcia co się stało. Sara nagle straciła przytomność, a kiedy zadzwoniłem po karetkę zobaczyłem, że ma nadgarstek owinięty bandażem który jest cały zakrwawiony. Nie ukrywam, że strasznie spanikowałem. Ten krótki czas czekania na karetkę był najdłuższym w moim życiu. Kiedy w końcu wymarzony pojazd przyjechał pomogłem lekarzom zabrać Sarę. Szybko wziąłem jej torebkę która leżała na szafce wraz z telefonem i zabrałem się z nimi do szpitala. To były jedne z najgorszych chwil mojego życia. Widząc jak blondynka leży na noszach i kręci się wokół niej dwóch ratowników którzy kolejno robią jej coś nieznanymi mi urządzeniami był przerażający. Łzy same napływały mi do oczu. 'Dlaczego Sara mi o niczym nie powiedziała? Jakby powiedziała, że się tnie to bym próbował jej pomóc.' - takie myśli chodziły mi po głowie, chociaż wiedziałem, że nikt normalny nie będzie mówił wszystkim dookoła, że się okalecza, chociaż jestem pewien, że nigdy nie widziałem, ani jednej blizny na nadgarstkach mojej dziewczyny.
W szpitalu było jeszcze gorzej. Zabrali Sarę na oddział, a ja nie mogłem przy niej być bo 'nie potrzebowali gapiów.' -jak to usłyszałem naprawdę się wściekłem. Po godzinie czekania nic się nie zmieniło. Tylko od czasu do czasu pielęgniarki nerwowo wychodziły lub wchodziły na salę. Zawsze kiedy drzwi się otwierały zrywałem się z krzesła i ze łzami w oczach znów siadałem kiedy była to tylko pielęgniarka kręcąca do mnie głową i biegnąca w swoją stronę. Potem przyłączył się do mnie Jonas który jakiś czas temu dowiedział się ode mnie o zaistniałej sytuacji.
- Stary spokojnie, każdy może zemdleć i jakoś potem żyje. Też tak ze dwa razy miałem w dzieciństwie. - uspokajał mnie przyjaciel.
Łaziłem w tą i z powrotem kiedy w końcu z sali z podniesioną głową wyszedł lekarz,
- Pana dziewczyna zażyła bardzo dużą dawkę leku który jest bardzo silny. Nie powinna tego robić. Jej ciało zmagało się z jego niebezpieczną dawką kiedy zażyła go jeszcze więcej. Przynajmniej tak mówią nasze badania. Dodatkowo nadcięta żyła i upływająca z niej krew bardzo osłabiła organizm dziewczyny. Nie wiem czy uda się ją uratować ponieważ mamy problem z usunięciem dawki leku z jej organizmu. - powiedział i odszedł. Nawet nie dał mi czasu na pytania. Jego ostatnie zdania były ogromnym ciosem dla mnie. Zsunąłem się na krzesło, a Jonas usiadł koło mnie.
- Uratują ją, nie martw się. - położył rękę na moim ramieniu.
- Nie mogę jej teraz stracić, nie mogę! - zdenerwowany zerwałem się z krzesła i kopnąłem w szpitalną ścianę. Nie mogłem zapanować nad emocjami. 'Boże nie możesz mi jej zabrać, nie możesz..' - powtarzałem sobie w myślach nie słuchając uspakajającego mnie przyjaciela.
Nawet nie mogłem wejść do pomieszczenia i siedzieć przy Sarze tylko musiałem być w tej głupiej poczekalni.

Spokojnie siedziałem i rozpaczałem w myślach, a Jonas wcale mi nie przeszkadzał. Siedział koło mnie i to bardzo mi pomagało mimo, że nic nie mówił. Nawet dobrze, że był cicho bo mogłem być z Sarą. W myślach oczywiście. Dopiero po pewnym czasie się odezwał.
- Erik chodź już. Jutro jest trening którego nie możemy odpuścić. Przecież za dwa dni wyjeżdżamy na naprawdę ważny mecz, Klopp nas zabije jak nie przyjdziemy. - wiedziałem, że ma rację, ale czemu to musiało być akurat teraz?!   Po długich namowach bruneta zgodziłem się ponieważ musiałem być obecny na tym treningu.
- Jutro po południu przyjdziesz do Sary i pewnie zobaczysz już ją rozbudzoną i szczęśliwą. - powiedział na poprawę humoru kiedy opuszczaliśmy budynek.
Jonas podwiózł mnie do domu. Od razu poszedłem spać, ale nie mogłem zasnąć. Moje serce było okropnie ciężkie. Nie mogłem znieść myśli. że Sara chciała sobie coś zrobić biorąc tyle leków. Ona taka nie jest. Ale najgorsze z tego wszystkiego było 'nie wiem czy uda nam się ją uratować' - ta myśl nie dawała mi spokoju. A kiedy odtwarzałem sobie te słowa w wyobraźni pokazywał mi się ten trochę posiwiały, tajemniczy lekarz który mi to powiedział. W końcu zasnąłem.

Z łóżka zerwał mnie budzik. Spojrzałem na zegarek: 8:30 czyli półtora godziny do treningu. Szybko odblokowałem telefon z nadzieją na jakieś nieodebrane połączenie od lekarza który dzwonił do mnie z dobrą nowiną, niestety nic. Od niechcenia nałożyłem pierwsze lepsze jeansy i jakiś T-shirt. Wziąłem torbę sportową i włożyłem w nią wszystko co było mi potrzebne. Na śniadanie zrobiłem sobie kanapkę z wczorajszego pieczywa ponieważ nie chciało mi się iść do sklepu. Miałem na wszystko wyjebane. Jedyna myśl która krążyła mi po głowie to Sara. Po zjedzeniu wrzuciłem do torby dwa batony i poszedłem do samochodu.
Na treningu nie mogłem się skupić, nic mi nie wychodziło i byłem na siebie za to zły. Tylko Jonas wiedział dlaczego, ale wiem, że wszyscy zauważyli, że jest ze mną coś nie tak.
- Erik wszystko w porządku? - zatrzymał mnie trener kiedy schodziliśmy do szatni.
Spuściłem głowę. Przypomniały mi się wszystkie wczorajsze wydarzenia, Sara bezwładnie leżąca w karetce. To wszystko co od siebie tak mocno odpychałem przez trening. Oczy zaczęły zachodzić mi łzami jednak udało mi się je powstrzymać.
- Nie, trenerze nie jest najlepiej - odparłem po chwili.
- Coś z twoją dziewczyną? Nie ma jej dzisiaj. - dopytywał się. Czasami Klopp był nieznośny, ceniłem w nim to kiedy się dopytywał chłopaków o takie rzeczy bo nie chciał żeby coś ich rozpraszało w trakcie gry, ale kiedy sam znalazłem się w takiej sytuacji to już nie było takie fajne.
- No można tak powiedzieć. - mówiłem nadal ze spuszczoną głową.
- Dasz radę, trzymaj się chłopie, a teraz leć do szatni! - klepnął mnie i poszedł do sztabu szkoleniowego. ' uff puścił mnie wolno' - pomyślałem i delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. W szatni jak zawsze była impreza z DJ Marco w roli głównej. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to jak wszedłem. Przebrałem się z prędkością wiatru i już szedłem do samochodu żeby jak najszybciej jechać do szpitala kiedy usłyszałem za sobą głos który mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego w moją stronę 'DJ'a' w samych spodenkach.
- Co? Śpieszy mi się. - zapytałem.
- No zauważyłem dlatego wybiegłem do ciebie w trakcie przebierania jaki widzisz - odparł lekko sarkastycznie.
- A po co?
- Erik co jest z Sarą? - zapytał. - Wiem, że ona niby łazi na jakieś tam zajęcia, ale gdyby tak było nie zachowywałbyś się tak jak dziś. - znowu spuściłem głowę. Nie miałem najmniejszej ochoty żeby z kimkolwiek o tym rozmawiać. Nawet z Jonasem nie rozmawiałem za dużo na ten temat tylko, że on umiał odpuścić bo wiedział, że jest mi ciężko. - Erik wiem, że coś się stało. Za dobrze się znamy, możesz mi powiedzieć. Sara jest moją przyjaciółką i bardzo mi na niej zależy, przecież wiesz. - ciągle mnie naciskał.  Nagle zza drzwi budynku który był paręnaście metrów od nas wychylił się Łukasz.
- Marco! Muzy nie mamy! -  darł się w naszą stronę.
- Zaraz przyjdę! - odpowiedział mu, a następnie wrócił do naciskania mnie w sprawie Sary.
- Jak mi nie powiesz to będę cię śledził i się przekonam, bo ona nie odbiera ode mnie telefonów. Pokłóciliście się znów czy co?- w końcu nie miałem wyjścia.
- Marco, ona jest w szpitalu. - jego wesoła jak dotąd twarz momentalnie zmieniła barwę.
- Jeju, a co się stało? - zapytał już dużo innym tonem.
- Wczoraj straciła przytomność to wezwałem karetkę i pojechała do szpitala. Lekarz powiedział mi bardzo mało mimo, że siedziałem tam z Jonasem do północy. Teraz właśnie do niej jadę.
- To czekaj 5 min jadę z tobą! - powiedział i poleciał do bocznego budynku z którego dziś korzystaliśmy. Faktycznie po prawie pięciu minutach był gotowy.
- Spóźniłeś się. Czekałem 5:51 sekund. Nie jedziesz ze mną.
- Nie żartuj sobie Durm.
- Nie żartuję, poważnie mówię, włączyłem stoper. - tłumaczyłem się kiedy wsiadaliśmy do samochodu.  W szpitalu byliśmy po 10 minutach.
-Chodź to na górze. - kiwnąłem na Marco kiedy rozglądał się po budynku. Stanęliśmy przy drzwiach nr 472 w których wczoraj była Sara. Serce zaczęło mi bić szybciej. Bałem się otworzyć drzwi. Okropnie się bałem, że zobaczę tam wszystko co najgorsze. Przez cały dzień nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogli jeszcze nie wybudzić Sary, ale teraz okropnie się o to bałem.
- Chodź - powiedział Marco. I nagle mnie olśniło.
- Ej, a my w ogóle możemy tu wejść? Wczoraj mi nie pozwolili.
- No jeju chcesz odwiedzić chorą to wchodzisz, nie? Chodź. - Marco zaczął otwierać drzwi. Nie zdążyłem go zatrzymać więc wszedłem za nim. W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz Sary i jeszcze dwóch chorych osób. Usiedliśmy przy niej i niestety moje największe obawy się sprawdziły. Blondynka leżała bez ruchu pomijając bardzo delikatnie unoszące się płuca którymi oddychała. Delikatnie wziąłem jej chłodną dłoń i spokojnie siedzieliśmy z Marco nic nie mówiąc pogrążeni we własnych myślach. Nagle do pomieszczenia weszły pielęgniarki wraz z lekarzem.
- Co panowie tu robią?! Proszę stąd wyjść! To tylko zagraża zdrowiu pacjentki! - zaczął krzyczeć na nas lekarz, a pielęgniarki tylko stały z tyłu i się patrzyły.
- Ale..! - próbował coś powiedzieć Marco lecz wszystko było na nic.
- Proszę nie dyskutować tylko jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. - wskazał nam drzwi i mrugnął do pielęgniarek aby pomogły nam wyjść. Kiedy ostatni raz się obejrzałem na Sarę byłem pewny, że lekko uniosła swoje rzęsy do góry. Byłem pewny, że zaraz otworzy oczy i będzie już wszystko w porządku. Odepchnąłem od siebie kobietę która trzymała mnie za bark i szybko podbiegłem do łóżka Polki. Złapałem ją za rękę.
- Sara, Sa....
- Co pan tu jeszcze robi?! Proszę opuścić szpital lub wezwę ochronę! - powiedział to lekarz który stanął przede mną całkowicie zasłaniając mi dziewczynę. Powolnie wyprowadzany przez pielęgniarki opuściłem budynek. Marco stał już pod samochodem.
- Pojeby. - mruknął niezadowolony.
- Sara się wybudziła! Marco ja jestem tego pewien. Kiedy do niej podbiegłem i zacząłem mówić ruszyła głową i  gdyby nie ten lekarz który mnie wywalił zaraz by otworzyła oczy.
- Ale musieli nas wywalić. Tak, oczywiście! Jutro wyjeżdżamy to nie możemy chwile tam posiedzieć. - kontynuował zdenerwowany blondyn, ale ja byłem prze szczęśliwy. Wiedziałem, że z Sarą było już lepiej. 'Może jutro by przenieśli ją na oddział na którym można odwiedzać i jeszcze przed wyjazdem kupiłbym jej kwiaty.' - zastanawiałem się.
- Chodź do mnie to pogramy w Fifę. - zaproponował, ale ja wcale nie miałem na to ochoty.
- Nie, dzięki muszę się spakować. Podwiozę cię  to se zadzwonisz do Mario, z nim na pewno będziesz miał udany mecz.
- Nie lubię grać z Mario bo ten grubas zawsze wygrywa.
- Hahahah niezły jesteś. To czas go ograć ahahahaha - podjechaliśmy pod dom pomocnika.
- To do jutra. Trzymaj się, z Sarą na pewno będzie dobrze. - powiedział kiedy wychodził z samochodu.
Kiedy wszedłem do swojego domu od razu poszedłem do sypialni, aby spakować się na wyjazd. Rzuciłem torbę na łózko i zacząłem wkładać do niej bluzki. Ale na tym się skończyło. W ogóle nie mogłem się skupić. Usiadłem na podłodze opierając się o łóżko i myślałem o tym co zaszło w szpitalu i dlaczego skoro Sara się wybudzała nie mogłem z nią być. Dopiero około 18:00 zabrałem się za poważne pakowanie. Wziąłem to co zawsze - bieliznę, trzy pary butów, strój na trening i normalne ubrania. Jeszcze kosmetyczkę i jakieś tam drobiazgi. I tak zawsze wszystko mieliśmy załatwione w hotelu, a strojami do gry zajmował się specjalny człowiek tylko buty trzeba było sobie wziąć.  Kiedy byłem gotowy szybko wziąłem batona w rękę i poszedłem do samochodu aby jechać do szpitala. Miałem wielką nadzieję, że z Sarą już będzie wszystko w porządku i będę mógł ją odwiedzić. Po 15 minutach jazdy zaparkowałem auto na parkingu i wszedłem do budynku szpitalnego.  W recepcji zapytałem się gdzie leży Sara ponieważ myślałem, że ją przenieśli, ale tak nie było. Pani sekretarka powiedziała mi, że na tamten oddział nigdy nie było zakazu wchodzenia, ale skoro lekarz mi zabraniał to, żebym usiadł w poczekalni i na niego poczekał. Tak też zrobiłem. Szczęśliwy, że zobaczę moją dziewczynę spokojnie siedziałem sobie i czekałem na lekarza. Kiedy w końcu wyszedł z drzwi '472' trochę się zdziwił jak mnie zobaczył.  Szybko zerwałem się z krzesła:
- Dobry wieczór! Mogę wejść zobaczyć się z Sarą Kubiak?
- Nie, proszę tu czekać na wyniki ponieważ nie jest dobrze. - powiedział tak szybko jak kiedyś i poszedł w swoją stronę. Po paru minutach wszedł do pomieszczenia w którym była Sara nawet nie oglądając się za mną. Czekałem w stresie około półtora godziny żeby usłyszeć najgorsze zdanie w moim życiu:
- Sara Kubiak jest pana dziewczyną? - zapytał ten lekarz bardzo poważnym tonem.
- Tak, coś się stało? Mogę już do niej wejść?
- Spokojnie, proszę sobie usiąść. - wskazał na miejsce, a ja posłusznie to zrobiłem. - Przykro mi to mówić, ale ...  ale pana dziewczyna nie żyje.
Serce zaczęło mi szybciej bić, w oczach zrobiło mi się ciemniej, a ręce  okropnie mi się trzęsły. Chwile mi zajęło uspokojenie oddechu i ledwo wycisnąłem z siebie jedno zdanie.
- Pa.. pan żartuje...prawda? - spojrzałem na niego z nadzieją.
- Niestety nie, nie udało nam się uratować pańskiej dziewczyny. Jej organizm był za bardzo otruty. Proszę się nie martwić ludzie przychodzą i odchodzą. Powodzenia na meczu. Cały Dortmund jest za wami. - powiedział i jak to on zwyczajnie odszedł.
Ta wiadomość od niego do mnie nie doszła. To było dla mnie nie możliwe, że nie będzie ze mną tej niesamowitej dziewczyny. Że już nie zobaczę jej ślicznego uśmiechu, nie usłyszę głosu którym zawsze mnie rozweselała, że już nigdy jej nie dotknę. - wyszedłem ze szpitala. Strasznie lało, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Kiedy szedłem z kieszeni wypadło mi pudełeczko. Otworzyłem je, a w nim była ta złota bransoletka którą kupiłem dla Sary na przeprosiny. Zobaczyłem wygrawerowany  na serduszku napis: ' Sara&Erik '                                                 
Dopiero wtedy  coś mnie naprawdę tknęło. Naprawdę już jej nie zobaczę? Już jej nie powiem, że ją kocham nad życie? - te myśli nie dawały mi spokoju. Brak Sary nie dawał mi spokoju. 


Mimo że lało usiadłem pod szpitalem i zacząłem płakać. To okropne uczucie kiedy tak niespodziewanie odchodzi najważniejsza osoba w twoim życiu rozpierało mnie od środka. Czułem wielki ból w okolicach klatki piersiowej. Ciągle byłem spięty tą straszną sytuacją.  Kiedy zrobiło mi się okropnie zimno ponieważ byłem całkowicie przemoczony poszedłem do samochodu, ale zamiast do siebie pojechałem do jak dla mnie najważniejszej osoby w życiu Sary mimo, że była z nią pokłócona. Jechałem ciemnymi ulicami Dortmundu w wielki deszcz ze złamanym sercem. Myślałem, że nie trafię do domu Emily, ale jednak pamiętałem drogę. 
Zapukałem do drzwi.   Po powtórzeniu tej czynności 4 razy dziewczyna stanęła w drzwiach. Chwile mi się przypatrywała aż w końcu wykrztusiła z siebie to co chciała powiedzieć. 
- Jezu, Erik co ty tu robisz w takim stanie? Proszę wejdź.- Coś się stało? -  ciągnęła kiedy zamknęła dom. 'Nie, przychodzę załamany i mokry o 23:00, nie, nic się nie stało'- miałem ochotę odpowiedzieć, ale zamiast żartować wolałem otrzeć łzy. 
- Ja przyszedłem ci powiedzieć, że Sa, Sa, Sara... nie żyje. - mówiąc ostatnie słowo totalnie się załamałem. 
Czyli tak naprawdę jest? Skoro sam tak mówię nie może być inaczej. Setki łez spływały mi po policzkach. 
*oczami obserwatora*
Gdy dziewczyna to usłyszała usiadła na najbliższym krześle i zaczęła nerwowo wdychać powietrze. 
- Erik, ale..., ale jak? Ja, ja nie zdążyłam jej przeprosić. - pierwsza łza od dłuższego czasu wydostała się z jej dużych, brązowych oczu. - To wszystko było przeze mnie. Ja ją okłamałam, a teraz, teraz już jej nie przeproszę. - otarła kolejne łzy napływające z jej oczu. 
- A tak w ogóle to właź. Przyniosę ci koc bo nie mam za bardzo męskich ubrań, żebyś się przebrał. - powiedziała kiedy uświadomiła sobie, że przemoczony chłopak nadal stoi w przedpokoju. 
- Proszę to jest największa bluzka jaką mam - podała mu t-shirt - przebież się bo zamarzniesz. Spodni niestety nie mam takich w które byś wszedł, ale siadaj na kanapie, ona wyschnie. Tam leży koc to weź się okryj. - załamany chłopak zrobił to co kazała, a ona poszła do kuchni przygotować coś ciepłego. Po dwóch minutach stała w salonie z dwoma kubkami gorącej czekolady. 
Oboje siedzieli w ciszy popijając napój. Dziewczyna podkuliła nogi.  Każdy z nich myślał o tym czego nie zdążył jej powiedzieć jak ważna dla niego była. Dla Emily to była przyjaciółka od 7 lat i mimo tej kłótni po której rozłączyły się na parę tygodni obie się kochały jak siostry, Niemka nie zdążyła jej powiedzieć mnóstwa rzeczy, a co najważniejsze przeprosić - to bolało ją najbardziej. Erik zaś żywił wielkie uczucie do Polki o blond włosach. Znał ją tylko 3 miesiące, ale wiedział, że była dla niego powietrzem. Kochał ją uszczęśliwiać, patrzeć na nią. Kiedy była przy nim nawet w najcięższej sytuacji był szczęśliwy. Poza tym obiecywał sobie, że po tym co ona przeżyła z innymi chłopakami będzie o nią dbał jak o największy skarb, bo była jego największym skarbem. 
- Czyli to jest to uczucie kiedy ktoś odchodzi, a ty dopiero wtedy uświadamiasz sobie jak ważny dla ciebie był. - przerwała milczenie dziewczyna. 
- Nigdy nie rozumiałem takich ludzi, a teraz oboje jesteśmy w tej sytuacji.  - odparł trochę od niechcenia, ale nie chciał, żeby ta cisza nadal trwała. 
- Wiesz... oglądałam w jednym filmie, że jeśli nie zdążyło się powiedzieć czegoś osobie za życia to piszę się do niej list którego nigdy nie przeczyta. Piszesz w nim wszystko co od czasu jej braku cię dręczy, to czego nie powiedziałeś jej gdy mogłeś i zapalasz, a potem wyrzucasz. Wtedy razem z listem odchodzą twoje największe smutki, to co teraz dusi nas od sierotka. - dziewczyna nie czekając na odpowiedź obrońcy BVB poszła do jednego z pokoi i zaczęła przeglądać szuflady. W końcu znalazła swój stary pamiętnik który dostała od Sary na urodziny pare lat temu. Wyrwała z niego dwie kartki i jedną z nich dała Erik'owi. Znów usiedli razem na kanapie i skupili się na swoich listach. Przyjaciółka na początku chciała napisać zwykłe "przepraszam", ale kiedy wzięła długopis do ręki słowa same wylewały się na papier.

'Droga Saro!
Ten dzień, a właściwie wieczór to coś najokropniejszego w moim życiu. Wiesz jak to jest się dowiedzieć, że twoja przyjaciółka umarła? Ciesz się, że nie czujesz tego co ja.  Piszę do Ciebie przede wszystkim, żeby Cię przeprosić. Ta cała sytuacja z tym chłopakiem nie powinna być tajemnicą. Powinnnam Ci mówić o wszystkim tak jak robiłaś to ty, a ja jak jakaś świnia ukrywałam to, że zerwałam z Marcelem, a chodziłam z Timo. Wybacz mi proszę.
Będzie mi Cię okropnie brakowało. Nikt nie zastąpi mi siostry. Żaden najprzystojniejszy, najmądrzejszy, najbogatszy chłopak mi Ciebie nie zastąpi. 
Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi Twojej 'głupawej' główki która zawsze mnie rozweselała kiedy byłyśmy pokłócone. Teraz nie wyobrażam sobie, że ta kłótnia będzie wieczna. 
Nie jestem w stanie przyjąć informacji, że nie będzie Cię ze mną. 
Proszę przebacz mi tamtą sytuację. Od tamtego dnia zbierałam się żeby Cię przeprosić i wiem, że takie odkładanie tego z dnia na dzień było najgorszą rzeczą jaką zrobiłam Teraz już Cię nie przeproszę twarzą w twarz. 
Uwielbiam Cię i wiem, że świetnie to wiesz. Teraz wszystkie wspomnienia z Tobą które były normalką są dla mnie niezmiernie cenne. 
Będzie mi Cię okropnie brakować!
Czekaj na mnie tam na górze. 
Tęsknie,
Emily'


Poczekała aż swój list skończy chłopak. Jego list był zupęłnie inny. Nie pisał w nim żadnych przeprosin, chciał jej powiedzieć jak bardzo ją kocha i jak ważna była dla niego niestety tego żadne słowa nie mogły opisać. Jedyne czego sobie nie mógł wybaczyć i za co ją przepraszał była ta część listu. "[...] Odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem z wielkim siniakiem na policzku obiecałem sobie, że będę dla Ciebie księciem z bajki i będę dbał o Ciebie najlepiej jak potrafię. Przepraszam. Nie spęłniłem tego. Gdym był dobrym chłopakiem nigdy by do tego nie doszło. Zaufałaś mi, a ja okazałem się kolejnym dupkiem który Cię zranił tak jak inni. Przepraszam, spieprzyłem to. [...]'' 
Razem z Emily wymienili się spojrzeniami i poszli na jej strych z zapaloną świeczką w dłoni. Dziewczyna otworzyła okno które się tam znajdowało i popatrzyła na ciemne miasto, Potem oboje przyłożyli kartki do płomieni świeczek i wyrzucili płonący papier przez okno. Po zlewie było bardzo wietrznie więc płonące listy wzbiły się w powietrze i nie chciały upaść na ziemię. Przypatrywali się odlatującym im z oczu kartkom niczym małym świetlikom. Każdy z nich przeżywał to w inny sposób, ale obojgu było niezmiernie ciężko. Stali w oknie i myśleli nawet jak płonące kartki zniknęły im z oczu. 
- Ehh ja chyba muszę już iść. Jutro, a właściwie to dzisiaj wyjeżdżamy na mecz do Gelsenkirchen. Wiesz jeden z ważniejszych meczy w sezonie bo z Schalke. Nie wiem jak się pozbieram żeby móc grać. 
- Okej rozumiem. Musisz się pozbierać bo jesteś okropnie potrzebny Borussii skoro Marcel stopuje. 
- Wiem, ale, ale chyba nie dam rady. Jestem totalnie rozwalony. 
- Spokojnie, Erik. Każdemu jest ciężko. Na razie nie mów chłopakom bo wtedy nikt nie zagra dobrego meczu. Sara na pewno będzie nad tobą czuwać więc pójdzie ci jeszcze lepiej. - rozmawiali schodząc na dół. 
- Dzięki. Jesteś niesamowita. 
Piłkarz pośpiesznie pojechał do domu i rzucił się na łóżko. Od razu poszedł spać ponieważ był okropnie zmęczony całym dniem. Śniły mu się najcudowniej przeżyte momenty z jego dziewczyną. 



______________________________________________

Boniu.. przepraszam, że musiałyście tyle czekać, ale okropnie pisało mi się ten rozdział. Uśmiercanie bohaterów nie jest fajne. ;/ 
Ale skoro już jestem zła i zabiłam Sarę Was też mg szantażować xD
2 komentarze to następny rozdział ;p 

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 18

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparł po chwili nie mogąc przestać być na siebie wściekłym. - Jak ja mogłem być takim idiotą? Co mi to kuźwa szkodziło? Teraz jest jeszcze gorzej bo siedzi u niego w łóżku zapewne. - bardzo zdenerwowany zaczął swój monolog.
- Durniu nie dramatyzuj tak! - lekko popchnął go Jonas, aby jego przyjaciel się rozweselił. - Czy Sara wygląda ci na dziewczynę która by się puszczała na prawo i lewo? hahaahah - po tej wypowiedzi zaczął lać ze śmiechu, ale widząc minę przyjaciela szybko się opamiętał. - Chodź spać, jutro jej kupisz kwiaty i ci wybaczy, dziewczyny mają swoje humorki. Skąd wiesz, że teraz nie siedzi płacząca w jakiejś knajpie bo Rodriguez nie odbierał, co? Nie trać nigdy nadziei chłopie. - poklepał go po plecach i widząc, że z jego przyjacielem jak na razie jest lepiej wskazał mu pokój gościnny, a sam zmęczony po meczu poszedł spać.

*Następnego dnia*
*oczami Erika*

Obudziłem się z myślą o wczorajszej sytuacji. Musiałem przeprosić Sarę bo cała ta kłótnia rozpoczęła się przeze mnie. Postanowiłem kupić Sarze taki prezent jakiego w życiu nie miała. Śniadanie zjadłem jeszcze u Jonasa i szybko się pożegnałem.
- Dzięki, jesteś niesamowity. - podaliśmy sobie ręce i poklepaliśmy po plecach jak to zawsze robiliśmy.
- Przecież wiem nie musisz tego powtarzać hahaha  - wyszczerzył się - a tak na poważnie to wierzę, że uda ci się ją odzyskać. Ty tego nie widzisz, ale jak na ciebie patrzy to jej się tak oczy świecą, że czasami mam wrażenie, że jej wypadną.
- Może taki brzydki jestem hahahahaha - zażartowałem i poszedłem do swojego domu się przebrać.

*w tym samym czasie*
*oczami Sary*
Po wczorajszych wygłupach z Marco i przez pewien czas Mats'em i jego dziewczyną która okazała się naprawdę fajna poszliśmy spać dość późno, a nawet bardzo. Tak naprawdę było mi wesoło tylko do czasu. Kiedy poszliśmy spać: Marco do siebie, ja w jego pokoju gościnnym, myślałam sobie dlaczego w ogóle pokłóciłam się z Erikiem. Przecież nic takiego mi nie zrobił, nie powiedział niczego co na dłuższą metę by mnie uraziło, a ja tak wybuchłam. Był zazdrosny, ale tak właściwie widać było, że mu na mnie zależy. Chociaż to, że był zazdrosny znaczyło, że mi nie ufał, a ja przecież zapewniałam go, że nic nie czuję do Jamesa, a do niego wręcz przeciwnie, a jednak nadal był zazdrosny. Chciałam sobie to wszystko przemyśleć więc położyłam się ok 5:00, a tak naprawdę i tak nie umiałam sobie odpowiedzieć na pytanie czy gdybym miała okazję wróciłabym do niego czy nie. Obudził  mnie dzwonek telefonu. Nawet nie patrząc na to kto do mnie dzwoni odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Halo.
- Halo, Sara?
- Yyy tak?
- To ja James, robisz coś dzisiaj?
- Właściwie to miałam iść na plastykę, ale chyba nie zdążę pójść po rzeczy do domu.
- A na którą tam masz?
- Na 9:30 - usłyszałam parsknięcie śmiechu mimo, że moja odpowiedź była całkowicie poważna.
- Yyy no więc jakby ci to delikatnie powiedzieć jest 11:13 hahahahah
- Co, ale jak? - zwaliłam się z łóżka trochę zdziwiona, a trochę ze względu na to, że chciałam jak najszybciej z niego zejść, a jestem łamagą. James chyba to usłyszał bo znowu zaczął się śmiać.
- To może wyszłabyś ze mną i pokazała mi Dortmund? Odlot mamy dopiero o 19:15, a teraz czas wolny.
- Yyyy - trochę się nad tym zastanawiałam ze względu na wczorajszą sytuacje z Erikiem, ale w końcu się zgodziłam. W końcu z Jamesem przeżyłam moje najlepsze 2 tygodnie wakacji w młodości.
- Dobra to może umówmy się za 15 min pod stadionem bo nie ukrywam, że tylko tam umiem dojechać.- zaproponował.
- Za 15 min?! - zdziwiłam się. - Chłopie ty mnie dopiero obudziłeś, a ja jeszcze do domu muszę pójść po jakieś rzeczy! Zrozum! hahhaahah
- Mmm dopiero cię obudziłem? Czyżby jakiś kacyk po meczyku skoro nie u siebie w domu? Hahahahah
- Zabawne, Jestem pod twoim hotelem o 12:00. - rozłączyłam się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Byłam strasznie szczęśliwa, że mogę się spotkać z nadal takim samym Jamesem jak kiedyś z którym można żartować naprawdę ze wszystkiego mimo, że teraz nie ukrywajmy jest naprawdę sławnym piłkarzem skoro gra w takim klubie jak Real. Nie będę ściemniać ale do wczoraj nie miałam o tym bladego pojęcia. Zawsze takie kluby jak Real czy Barca były mi zupełnie obojętne i nie obchodziło mnie to kto tam gra. Podziękowałam Marco za to, że mnie ugościł i poprawił mi humor i poszłam do domu zjeść śniadanie i się przebrać.
Wzięłam prysznic, ubrałam się w to -------------->
i poszłam zjeść śniadanie.
Wyszłam z domu za piętnaście dwunasta co oznaczało, że na pewno nie zdążę pod jego hotel na czas.
Mimo wszystko szłam sobie spokojnie nadal rozmyślając o tym czy jednak nie zrobiłam źle tak naskakując na Erika. Oczywiście nie ufał mi co mnie martwiło, ale to nie był powód do takiej kłótni.
Niestety to wszystko przerwał mi James który równo o 12:01 do mnie zadzwonił.
- Pamiętasz o mnie? - słysząc to pytanie prawie się załamałam idiotyzmem mojego przyjaciela.
- Jesteś dzieckiem wojny - skomentowałam - jestem 200 metrów od twojego hotelu dziecko drogie.
- Ja dziecko? - oburzył się. - Jestem starszy od ciebie!
- No to szybciej będziesz miał zmarszczki hahahaaha - wystawiłam mu język ponieważ już byliśmy w zasięgu swojego wzroku.  Chłopak się rozłączył i zaczął iść w moją stronę.

*oczami obserwatora*
- Ślicznie wyglądasz - uściskał ją.
- A ty będziesz stary hehueheuehu - przerwała ich uścisk śmiejąc się z dziwnym wyrazem twarzy. Sama nie wiedziała czy jest w porządku co do Erika spotykając się tu z Jamesem bez jego wiedzy.
- A ty masz downa - odgryzł się.
- Achhh jeju wzruszyłam się - otarła "łzy" - jak dawno tego nie słyszałam.
- No nie mów, że sprawiłem ci tym radość. - udawał zdziwionego, ale tak naprawdę za to uwielbiał tę blondynkę. Za jej wygłupy, i wiedział, że określenie jej mianem "dziecka downa" nic nie zmieni. Mimo, że poznali się kiedy mieli około 18 lat to Sara przy nim była nadal tą samą szaloną blondynką. Nie wyobrażał sobie jej innej. A ona? Ona była szczęśliwa, że znowu może jej "porządnie poodwalać".
- Dawno mnie nikt tak nie nazwał. Choć pokarzę ci Dortmund, chodź bądźmy szczerzy nie ma tu niczego za bardzo ciekawego.
- Dobra, a potem może skoczymy gdzieś na obiad?
- Będziemy mogli pójść do mnie i zamówimy pizze. - odparła.
- No tak zapomniałem, że jesteś pizzożercą. - zaśmiał się.
- Ja? - zdziwiła się. - Ja już prawie nie jem pizzy. Może oprócz wczoraj w nocy hahahhaa - śmiać jej się zachciało na wczorajsze wspomnienie zawodów między nią, a Cathy który chłopak Marco czy Mats będzie bardziej mokry. Jak to ujął Reus "znęcania się nad ich płcią".
Łazili sobie po mieście i wspominali obóz na którym się spotkali. Oczywiście nie odbyło się bez osób trzecich które chciały zdjęcie z Jamesem. Kiedy zmęczyło ich ciągłe łażenie usiedli sobie na ławce w centrum na której Sara bardzo lubiła przesiadywać z Erikiem. W tym samym czasie obrońca Borussii który będąc w swoim domu obmyślił plan na przeproszenie swojej dziewczyny poszedł do jubilera aby kupić jej bransoletkę. Poleconą przez sprzedawcę oczywiście ponieważ on nie miał bladego pojęcia o biżuterii. Niestety czekała go tam niemiła niespodzianka. Kiedy wchodził do budynku w którym znajdował się sklep z biżuteriom jego uwagę przykuł świetnie mu znany śmiech. Zaczął wyszukiwać wzrokiem swojej dziewczyny, a kiedy już ją zobaczył na "ich ławce" utkwił wzrok na chłopaku z którym siedziała. Od razu zobaczył kto to jest i domyślił się dlaczego Sara ma taki świetny humor.
*Erik*
Byłem bardzo nie zadowolony z tego co zobaczyłem. Czyżby wolała jego ode mnie?  Nie mogłem sobie pozwolić na to żeby dziewczyna na której mi tak cholernie zależy tak łatwo się ode mnie oddalała.
Znałem Sarę na tyle dobrze, że wiedziałem, że jeszcze przez dłuższy czas stąd nie odejdą. Wszedłem szybko do jubilera i wybrałem bransoletkę która wiedziałem, że się jej spodoba. Właściwie to nie miałem pojęcia o jakiejś babskiej modzie, ale ona mi tak bardzo pasowała do mojej blondynki, że i bez okazji bym jej ją kupił. Sprzedawca szybko mnie podliczył i zapakował prezent w pudełeczko.
 Wyszedłem z budynku. Siedzieli tam. Teraz nie liczyło się dla mnie, że wymyśliłem dla niej cudowny wieczór na którym miałem ją przeprosić bo wiedziałem, że może na niego w ogóle nie przyjść skoro tak świetnie bawi się z Rodriguez'em. Podszedłem do nich i przysiadłem się. Kiedy to zrobiłem w jednym momencie ich radosne rozmowy ucichły.
- Hej. - powiedziałem do obydwojga, a potem zwracałem się tylko do niej. - Sara ja chciałbym cię bardzo przeprosić za wczoraj. Byłem gł... - wyciągnąłem zza pleców pudełeczko z drobnym upominkiem dla niej. Niestety nie dała mi dojść do słowa.
- Jej przepraszam cię James, ale ja zapomniałam, że muszę.. że muszę iść do biblioteki. - wstała i bardzo szybkim krokiem od nas odeszła. Nawet nie zdążyłem zareagować.
- Serio myślisz, że wyrwiesz taką dziewczynę na jakąś bransoleteczkę? hahaha rozbawiłeś mnie. Trzymaj się. - głupawo się do mnie uśmiechną i poklepał po ramieniu. Potem odbiegł i słyszałem jak krzyczał "Sara czekaj!".
 Pieprzony Rodriguez! To ja powinienem za nią pobiec.

*Sara*
Odeszłam jak najdalej od nich wstrzymując się od łez, ale po kilku minutach marszobiegu nie wytrzymałam i się rozryczałam. Czemu jestem taką idiotką? To wszystko przeze mnie! Chciałam wybaczyć Erik'owi i zrobić żeby było tak niesamowicie jak dawniej, ale on nadszedł tak znienacka i
nie wiedziałam co zrobić. Szłam i płakałam kiedy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Sara wszystko w porządku? - zapytał brunet i podał mi chusteczkę którą wyjął z kieszeni.
- Nie James, nic nie jest w porządku. Ale przepraszam cię, nie mam ochoty rozmawiać. - odepchnęłam go od siebie i poszłam dalej ponieważ już byłam prawie pod domem. Weszłam do budynku i zapłakana rzuciłam się na kanapę. Ryczałam przez bardzo długi czas. A dlaczego? Po pierwsze to od pewnego czasu miałam jakieś wahania psychiczne i wszystkim za bardzo się przejmowałam. Przecież normalnie nigdy bym nie zrobiła takiej afery Erik'owi za to, że był troszeczkę zazdrosny.  A po drugie świetnie wiedziałam, że buduję silną ścianę między mną, a nim mimo, że wcale tego nie chcę.
Kiedy w końcu przestałam płakać i wstałam z kanapy co trwało bardzo dużo czasu poczułam bardzo nasilający się ból głowy. Co prawda trudno było się dziwić. Cały dzień nic nie jadłam, a potem płakałam z półtora godziny. Mając wyjebane na to, że mam pusty żołądek, i że  leki można brać w ograniczonych ilościach. Nalałam sobie szklankę wody i połknęłam 3 bardzo silne tabletki na ból "aby szybko mi przeszło" jak sobie tłumaczyłam. Chodziłam jak martwa i byłam tak jakby troszkę usypiająca więc nie wiem jak to się stało, że usłyszałam dzwonek do drzwi siedząc w łazience z rozciętą ręką i żyletką w drugiej dłoni. Naprawdę nie wiem. Nie mając pojęcia kto to szybko znalazłam bandaż i owinęłam sobie nim rękę. Nałożyłam na siebie pierwszą znalezioną w szafie koszulę z długim rękawem i zeszłam na dół. Jeszcze szybko połknęłam kolejną tabletkę aby nie czuć bólu ręki. Otworzyłam drzwi, a w nich stał Erik który trzymał olbrzymiego misia.
- Sara ja przepraszam - nie czekając aż coś odpowiem przytulił się do mnie.
Było mi głupio, że zobaczył mnie w takim stanie bo łaziłam jak na haju, byłam nie uczesana, a poza tym nie dawno płakałam i to przez dłuższy czas, a każdy świetnie wie jak wtedy się wygląda. Ale kiedy poczułam jego ciepło, zapach wszystko się zmieniło. Czułam się cudownie mając go przy sobie. Odwzajemniłam jego uścisk i nie chciałam żeby on się skończył.
- Ja też przepraszam - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej - to tak naprawdę z mojej winy. - wyszeptałam mu do ucha.
- Nie żartuj sobie - odparł i mnie puścił. - Ale Saruś wszystko w porządku. Jesteś zimna i blada. - bardzo delikatnie trzymał mnie za dłonie i mimo, że faktycznie było mi naprawdę chłodno opuszki moich palców paliły się od jego dotyku.
- Możesz mnie rozgrzać haahahah - przygryzłam wargę tak, że kapnęła z niej kropla krwi co wcale nie było celowe. Po prostu w ogóle nie czułam bólu. Właściwie to niczego nie czułam i moja podświadomość przyjmowała tylko niektóre rzeczy.
- Okej, nie chce żebyś marzła hahaha - wziął mnie na ręce i zaczął nieść.
- Aaa, nie! Jeju Erik puść mnie, błagam! - kurczowo trzymałam się jego szyi. Miałam wrażenie, że jestem 100 metrów nad ziemią mimo, że Erik miał około 180 cm wzrostu. Chłopak położył mnie na kanapie i zaczął namiętnie całować.
- Tęskniłem za tobą mimo, że to był raptem dzień...
Wiem, że na początku czułam się niesamowicie. Kochałam kiedy był blisko mnie, ale potem dostałam olbrzymich zawrotów głowy i nie wiem co się ze mną stało. Nagle wszystko zgasło. Byłam tylko ja w ciemności, nic więcej.

___________________________________________

Dobra wygrałyście, nie usuwam na razie bloga. W nagrodę macie ten krótki rozdział xD Nie wiem czy dobrze, że go dziś publikuję bez zastanowienia bo mam supcio pomysł na akcję, ale nwm czy potem będzie mi się wszystko zgadzać... ups! 
Sorka za błędy, ale mam jutro sprawdzian z chemii, a przez to zapomniałam się pouczyć -,- 
:*

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 17

Przeczytajcie proszę mój komentarz na końcu.

"Najlepszym pamiętnikiem jest serce, 
ono zapamięta tych których warto pamiętać"

- Weź nie jestem dziewczyną mi nie zmienisz tak szybko humoru paroma buziakami. - odezwał się.
- Aha czyli myślisz, że dziewczyny są na tyle głupie, że jak je pocałujesz to już będą w niebie i po prostu będą kipiały z radości, już nie będą się gniewać bo jakiś Durm je pocałował? I myślisz, że jarały by się nie wiadomo jak "O mamusiu Ericzek mnie dotknął opłacało się jechać aż z Rumuni do Dortmundu o jejciu jej" - zaczęłam udawać jakieś największe faneczki Borussii.  - Serio tak myślisz? Co jeszcze ci przeszkadza oprócz tego, że spotkałam się z moim przyjacielem i będąc twoją dziewczyną którą niby tak kochasz dałam ci buziaka? No coś jeszcze ci przeszkadza? Jeśli tak to powiedz, a jak nie to stąd wyjdź! - wskazałam ręką na drzwi od domu.
- Nie, Sara czekaj...
- Miałeś powiedzieć co ci jeszcze przeszkadza albo wyjść, a nie się tłumaczyć bo na to już za późno mój drogi! Idź sobie stąd skoro nie chcesz powiedzieć co ci jeszcze we mnie przeszkadza. może w ogóle ja!? No tak. Oczywiście! Po co w ogóle się urodziłam? -zaczęłam mówić wściekła. Naprawdę się wkurzyłam i to sama nie wiem dlaczego.
- Nie wyjdę stąd dopóki się nie uspokoisz i się nie pogodzimy. - powiedział dość poważnie.
- Dobra w takim razie ja wyjdę. - wbiegłam na górę po schodach, w pierwszą lepszą torbę wzięłam kosmetyczkę i parę ciuchów, a do ręki koc i po chwili byłam na dole.
*oczami obserwatora*
- Ty chyba nie mówisz poważnie. - powiedział kiedy zobaczył, że nakłada buty.
- Oczywiście, że mówię poważnie, nie będę w jednym domu z osobą która tak się mnie czepia. Skoro nie wyjdziesz tak jak cię prosiłam to ja wyjdę.
- Ale Sara jest 23:15 nie żartuj sobie, coś ci się stanie jak będziesz sama w nocy po mieście chodzić. - powiedział dość zakłopotany chłopak ponieważ to wszystko działo się przez niego.
- Nie będę sama, a poza tym nie będę chodzić po mieście, pójdę pod hotel gdzie mieszka kadra Realu, zadzwonię do Jamesa i prześpię się u niego, jestem zmęczona całym dniem.
- Co ty wygadujesz,  zostań u siebie w domu, zaparzę herbatę i spokojnie porozmawiamy.
- Ha ha daj se spokój z ta herbatą bo tylko mnie rozśmieszasz, postanowiłam, to idę, mam już dość tego wszystkiego! - powiedziała wstając ponieważ skończyła zapinać swoje jesienne kozaczki na delikatnym obcasie. Szybko narzuciła na siebie kurtkę i wzięła torbę do ręki. Biedny piłkarz nie wiedząc co zrobić żeby zatrzymać dziewczynę, a przede wszystkim żeby nie szła do tego swojego "kumpla" złapał ją za rękę i kiedy obróciła się żeby wydostać się z jego uścisku namiętnie pocałował.
- Puść mnie!! - odepchnęła go od siebie. - Myślisz, że po tym co powiedziałeś 10 min temu wybaczę ci po jakimś durnym pocałunku? Mówię ci daruj sobie i mnie nie dotykaj, a w szczególności nie całuj! Nie chce cię znać! - zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zatrzymać ją wybiegła z domu i trzasnęła za sobą drzwiami. Zapłakana szybko wykręciła numer do blondyna który już kiedyś jej pomógł w podobnej sytuacji. Wcale nie miała zamiaru iść do Jamesa. Powiedziała to z wściekłości na swojego chłopaka.
- Hej Marco nie śpisz jeszcze? - zapytała próbując powstrzymać łzy. Teraz nawet nie mogła liczyć na swoją najlepszą przyjaciółkę. Właściwie Marco był jedyną osobą która mogła ją "przygarnąć", a ona świetnie zdawała sobie z tego sprawę.
- Nie, coś się stało?
- A jesteś w domu?
- Tak, właśnie odwoziłem Mario, ale już jestem.
- A mogłabym do ciebie przyjść? - nie wytrzymała i zalała się łzami. Zapięła kurtkę na wszystkie guziki ponieważ było dużo chłodniej niż myślała i trzęsła się z zimna.
-Tak jasne wpadaj, ale powiedz co się stało. - odpowiedział widocznie zdziwiony tą rozmową chłopak.
- Nie przez telefon. - odpowiedziała ocierając łzy i nie czekając na odpowiedź pomocnika jej ulubionego klubu rozłączyła się.
Po paru, może parunastu minutach była u niego pod domem. Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi.
- To powiesz co się stało, że przychodzisz do mnie zapłakana o północy?
- Pokłóciłam się z Erikiem. - odpowiedziała wycierając łzy, ale kolejne nawilżały jej policzek.
- I wszystko jasne haha chodź tu biedne dziecko. - przytulił ją i zamknął drzwi od domu.
- Ej, a mogę się u ciebie przespać? - zapytała nadal przytulając się do niego.
- Czy ty coś sugerujesz mm? - puścił ją i "pociągająco" się uśmiechnął.
- Nie! Reus idioto! - lekko go popchnęła. - Po prostu on został u mnie w domu i nie chce tam wracać. Mam nawet kocyk. - przyłożyła go do policzka i zrobiła minę małej słodkiej dziewczynki.
- No dobra, dobra hahaaha mam wolny gościnny, ale wiesz mam też dwuosobowe łóżko. - mówił to szczerząc się na wszystkie strony.
- Zboczeniec! - wydarła się dziewczyna robiąc focha "z przytupem i obrotem"
- No dobra, dobra, wybacz. - położył rękę na jej ramieniu.
- A zamówimy pizze? - zapytała.
- O 24:00? - zdziwił się.
- No, a co poradzisz na to, że jest tak późno? Myśl blondyneczko, myśl troszkę. - poklepała go po plecach. - Będziesz jadł czy zamówić tylko sobie?
- Czy ja wyglądam na osobę która kiedykolwiek odmówiłaby sobie pizzy? - zapytał przeczesując przy tym jak zwykle nienagannie ułożoną grzywkę.
- Tak właśnie na takiego wyglądasz. - zgasiła go długowłosa blondynka.
Kiedy czekali aż przyjedzie ich posiłek rozmawiali dość poważnie ponieważ dziewczyna wytłumaczyła całą sytuacje piłkarzowi. Wiedziała, że mu może zaufać, że on zawsze poświęci jej czas, i że zawsze poprawi jej humor. Gdy przyjechała pizza mimo, że była prawie pierwsza w nocy rozbawili się na dobre. Oczywiście pomogło w tym wino z barku blondyna, ale Sara jak zawsze *prawie zawsze* wszystko kontrolowała i nikt się nie upił. Zadzwonili nawet do Mats'a jednego z najlepszych kumpli Sary jak i Marco. Jak się okazało brunet także jeszcze nie spał tylko siedział z Cathy u siebie w domu. Wszyscy u Reus'a (jeśli można powiedzieć, że Cathy i Mats na Skype też byli u nich) bawili się świetnie.
Tym czasem wściekły na siebie Erik kiedy jego dziewczyna wybiegła z domu aby wyładować złość kopnął z całej siły w drzwi. 'Czemu jestem takim idiotą!' - myślał wściekły na siebie.- 'Co mi przeszkadzało to, że dała numer jakiemuś durnemu Rodriguez'owi? Albo, że się do niego przytuliła? To nie znaczyło od razu, że mnie rzuci. Cholerna zazdrość!'
 Dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to nie jego dom zaczął sprawdzać czy na pewno nie rozwalił biednych drzwi które były jego celem.  Kiedy znalazł zapasowe klucze od mieszkania dziewczyny poszedł do domu swojego najlepszego przyjaciela - Jonas'a.
- Jezu, Erik co ty tu robisz o tej porze? - zapytał zdziwiony otwierając drzwi.
- Pokłóciłem się z Sarą bo byłem zazdrosny i teraz nie wiem co ze sobą zrobić. - odparł załamany wchodząc do mieszkania. - Jakby jeszcze przyjaźniły się z Emily ona na pewno by mi pomogła. Przecież znała ją najlepiej z nas wszystkich. A ty świetnie wiesz, że ja kompletnie nie znam się na dziewczynach, nie wiem czy ją teraz przepraszać, co jej kupić na te przeprosiny, czy może dać spokój bo mi nie wybaczy. Ja już po prostu nie wiem! - ten zawsze roześmiany blondyn wpadł w histerię, nawet Jonas był odrobinę zdziwiony takim zachowaniem przyjaciela.
Załamany chłopak usiadł na podłodze opierając się o ścianę. Podkulił kolana i schował twarz w głowę. Jonas jak to Jonas dał przyjacielowi chwilę czasu na pobycie samemu aby w tym czasie przygotować kakao ze śmietaną.
- Kochasz ją co nie? - po paru minutach zapytał podchodząc do niego z kubkiem ciepłego napoju.

_______________________________________________________

Sorki, że taki krótki ;p
Ten rozdział dedykuję Bańce (ona będzie wiedziała o co chodzi) żebyśmy się w końcu spotkały, ale to szczegół :)
Uznałam, że chyba nie podoba Wam się mój blog. W ogóle nie komentujecie, liczba wejść też mi zmalała więc nie widzę sensu ciągnąć tego bloga. ;c
Niektóry mają talent inni nie ;/ 
Jeśli do piątku nie będzie tu trzech komentarzy to zrezygnuję z tego bloga przynajmniej na jakiś czas. Jeśli komuś jest ciężko skomentować tutaj co doskonale rozumiem ponieważ też mam z tym problem mimo, że zawzięcie czytam Wasze blogi to piszcie mi na ask'u co o tym sądzicie, ale bez anonima, ja nie będę odpowiadać. 
 Pozdrawiam :)


Czas ograć dziś Szkocję!!! 


niedziela, 12 października 2014

Rozdział 16

"Jeśli kochasz to walcz,
bez względu na to jak jest trudno"


Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Już nie było tak jak kiedyś. Emily mnie okłamała, a kiedy chciałam żebyśmy sobie wszystko wyjaśniły tylko bardziej się pokłóciłyśmy. Jak potem powiedział mi Mats który wszystkiego dowiedział się od Marcela nie byli już razem i to z winy obydwojga. Pokłócona z Emily kupiłam mieszkanie które wcześniej sobie wypatrzyłam i mieszkam w nim już od dłuższego czasu. Moją byłą przyjaciółkę mam w dupie, w ogóle nie utrzymujemy kontaktu. Nawet nie wiem jak się nazywał ten blondas z którym ją widziałam! Jestem na nią wściekła mimo, że minęło już tyle czasu. Na szczęście mi z Erikiem się układa i to jest ważne, że nawet jak czasami się kłócimy to potrafimy się pogodzić bo nam na sobie zależy, a na Lili mi już nie zależy w ogóle.

***
*oczami obserwatora*

- Ale będziesz na meczu? - dopytywał się swojej ukochanej podając jej torebkę.
- Oczywiście, że tak.- uśmiechnęła się. - Jak bywałam w Dortmundzie to na najgorsze miejsca przychodziłam, a ty myślisz, że jak teraz vipowskie mam to nie przyjdę? - zażartowała dając mu buziaka. 
- Aha czyli jesteś ze mną tylko dlatego, że masz darmowe bilety na mecze?
- No oczywiście. - uśmiech nie schodził im z twarzy. - Ale Erik nie zatrzymuj mnie bo nie zdążę za zajęcia no. 
- To ja cię odwiozę, chodź. - podał jej rękę. 
- Jeju jaki ty nierozumny jesteś. - zaśmiała się - Wtedy nie zdążysz na zbiórkę przed meczem przecież za pół godziny musisz być, a to jest Liga Mistrzów i mecz z Realem więc się skup na tym co ważne, a nie na mojej plastyce. Dobra? - położyła dłonie na jego policzkach i spojrzała mu w oczy. - Musicie wygrać więc się skupisz na tym, okej? 
Nie mógł oderwać wzroku od jej pięknych  brązowych oczu. 
- Tak, tak, ale przyjdziesz na mecz? 
- No przecież dziesiąty  raz ci mówię, że tak. Wszystko w porządku hahaha? 
- Tak, po prostu nie mogę się doczekać aż się skończy i pójdziemy gdzieś razem, chodź zawiozę cię na zajęcia. 
- Erik nie! Mówię ci skup się! Jesteś tak nie ogarnięty, że nie wiem. Nie zajmuj się mną tylko meczem, a teraz leć na górę i pakuj torbę, a ja po w y g r a n y m przez was meczu przychodzę do ciebie pod szatnie i wtedy możesz znów być nieogarnięty okej? 
- A jak przegramy to przyjdziesz? 
- Nie przegracie. Mówię ci nie przegracie tylko się skup. - czule się z nim pożegnała i wybiegła z domu ponieważ miała raptem 15 min do rozpoczęcia zajęć. 
Nad życie kochający ją chłopak chcąc sprawić przyjemność swojej dziewczynie miał w głowie tylko mecz kończący się pomyślnie dla BVB. Z nastawieniem, że musi to wygrać dla niej pojechał na trening.
     
*

*oczami Sary*

Zmęczona po zajęciach szybko wróciłam do domu aby zjeść obiad i przygotować się na mecz. Po miesiącu zajęć kucharskich (teraz mam miesiąc plastycznych i na zmianę) nauczyłam się robić coś innego do jedzenia niż jogurt z musli. Właściwie to zapisałam się na te lekcje tylko i wyłącznie z nudy, ale teraz jestem bardzo zadowolona. Rysować lubiłam od dziecka, a nauka gotowania to było coś czego mi brakowało. Kiedy zjadłam obiad, a właściwie obiadokolacje poszłam się przyszykować. Nałożyłam na siebie co było oczywiste koszulkę z nazwiskiem "Durm" tylko, że damskiego kroju. Zrobiłam makijaż i porządnie rozczesałam włosy następnie robiąc delikatne loki. Wzięłam telefon i sprawdziłam godzinę. 'Półtora godziny do meczu. Okej to można iść' Zawsze na mecze chodziłam wcześniej ponieważ nie lubiłam przepychać się przez wielki tłum kibiców chociaż godzinę do rozpoczęcia i tak było ich dużo. 
Na stadionie pojawiłam się dopiero po godzinie ponieważ zwiał mi autobus. Chłopaki już się rozgrzewali kiedy usiadłam na miejscu koło Anny Lewandowskiej. Na ostatnim meczu zaprzyjaźniłyśmy się bardziej ponieważ Ania dowiedziała się, że pochodzę z Polski i rozmawiałam z nią strasznie kaleczonym ojczystym językiem co dla niej było zabawne.  Mam do niej kiedyś wpaść na lekcje, heh.   Czas rozgrzewki chłopaków i super wrzawy kiedy piłkarze już oficjalnie weszli na boisko zleciał nam bardzo szybko na wymienianiu się różnymi plotkami na temat mody, gwiazd, a nawet trochę Ania mi opowiadała o swoim blogu o którym nie miałam pojęcia ponieważ największą popularność jak na razie ma on w Polsce. 
Kiedy mecz się zaczął nadal gadałyśmy, ale pod koniec drugiej połowy obie siedziałyśmy w napięciu. Było 2:1 dla Realu. Oczywiście była to dopiero faza grupowa ponieważ jest jesień, ale kto by nie chciał wygrać z Realem Madryt? W 78 minucie meczu kiedy przeciwnik napierał na naszą bramkę Piszczek przejął piłkę i skierował ją na drugą stronę boiska do Erika. Ten popisując się niewiarygodnie dobrym jak na siebie przyjęciem i świetnym odegraniem do Marco kontynuował kontrę. Piłka "pozaliczała" paru pomocników Borussii tak szybko, że nie połapałam się kto dokładnie jej dotknął i trafiła do Lewego. Robert pod bramką o dziwo nie oddał strzału tylko szybko odegrał do stojącego na czystej pozycji przy drugim słupku Mario, a on tylko przykładając nogę wpakował piłkę do bramki. 
- Taaaak! - darłyśmy się z Lewą. Przecież zawsze jeden punkt jest! Do końca meczu zostało 10 min i teraz każdej z drużyn śpieszyło się aby zdobyć gola. Niestety mecz zakończył się wynikiem 2:2 ponieważ w doliczonym czasie trafił Ńuri niestety według sędziego z pozycji spalonej.  Kiedy usłyszałyśmy gwizdek powolnie udałyśmy się do szatni chłopaków aby mimo wszystko im pogratulować. Usiadłyśmy sobie na fotelach niedaleko drzwi czekając aż wyjdzie z nich Robert i Erik. Pierwszą osobą która się z nich wygramoliła był Mats.
- Ile można się przebierać? - zapytałam kiedy przysiadł się do nas.
- Muszą jeszcze makijaż poprawić. - zaśmiał się.
- Zabawne wiesz? - odparłam sarkastycznie. - A gdzie Cathy zgubiłeś?
- Źle się czuła to nie przyszła. A właśnie zapomniałem, śpieszę się do niej. - odpowiedział i pospiesznie odszedł.
- Jak można być tak nieogarniętym żeby zapomnieć o dziewczynie? - zapytała Ania.
- Nie wiem to jest Hummels tego nie ogarniesz. - przewróciłam oczami i założyłam nogę na kolano.
- No nareszcie wyłażą - odezwała się widocznie zadowolona Ania. - Ile można było czekać??
- Makijaż musieli poprawić. - skomentował Mario śmiejący się do Marco. Obie z Anią popatrzyłyśmy się na siebie jednoznacznym spojrzeniem dotyczącym "nadmiaru makijażu" w BVB i zaczęłyśmy śmiać się razem się o siebie trzymając. Zniecierpliwiony Lewy "ukradł" mi Anie, a ja nadal nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Chichocząc czekałam na Erika który jeszcze nie wylazł kiedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
- Wszystko w porządku? - zapytał. Ten głos był dziwny. Nie był to żaden z chłopaków z Borussii, a mimo wszystko miałam wrażenie, że świetnie go znam. Ale przecież tu na stadion, pod szatnie nie wpuścili by żadnego z moich znajomych. Odwróciłam się nie mogąc zgadnąć kto do mnie mówi. Zobaczyłam sporo wyższego ode mnie bruneta o brązowych oczach.
-  James! - wydarłam się z radości. - Ale co ty tu robisz?
- No wiesz grałem mecz, teraz się przebrałem i rozmawiam z tobą.
- To ty grasz w Realu? Jeju nawet nie wiedziałam, ale tak się cieszę, że cię wiedzę! Przecież to już dwa albo trzy lata minęły. - powiedziałam i przytuliłam się do niego. - A co tam się u ciebie pozmieniało przez ten czas? W ogóle się nie widzieliśmy, czemu nie dzwoniłeś? - dopytywałam się nadal go nie puszczając.
- Wiesz czemu nie dzwoniłem? Telefon wpadł mi do kibla i straciłem wszystkie kontakty hahahaha. - nagle z szatni wyszedł Erik i kiedy zobaczył mnie przytulającą się z Jamesem od razu zmienił mu się wyraz twarzy.  Podszedł do nas, a właściwie do mnie i odtrącając mnie od Rodriguez'a przytulił mnie na powitanie.
- Dłużej z szatni nie wychodziłem, a już mnie zdradzasz? - zaśmiał się, ale świetnie go znałam i wiedziałam, że ten śmiech był bardzo udawany.
- No coś ty hahaha poznajcie się. Tak więc no... James to jest mój chłopak Erik. Erik to jest James, mój przyjaciel z którym nie widziałam się wieki, a tu przez przypadek spotykamy się na SIP. - mówiłam to z uśmiechem, jakbym była prze szczęśliwa, że Erik spotkał Jamesa i odwrotnie, ale po ich minach wiedziałam, że oni nie są zadowoleni więc i ja nie byłam.
- Miło mi - odezwał się Kolumbijczyk wyciągając rękę w stronę blondyna. - Niestety muszę już iść bo autokar odjedzie beze mnie, w tu mieszkacie to sami wracacie, a ja niestety jestem uzależniony. Sara podasz mi swój numer?
- Okej, tylko nie utop telefonu. - wpisałam cyferki do jego kontaktów i rozeszliśmy się w swoje strony. W ciszy szłam z Erikiem za rękę kiedy zapytał:
- Skąd znasz Rodriguez'a?
- Emm poznaliśmy się dwa czy trzy lata temu na takim jakby międzynarodowym obozie w Portugalii. On wtedy grał w FC Porto i właściwie to dopiero pod koniec obozu dowiedziałam się, że jest piłkarzem, rozumiesz? hahahahaha. - mnie to bawiło ponieważ wszystkie wspomnienia z Jamesem miałam zabawne, ale Erik po prostu kipiał z radości jak mówiłam z takim uśmiechem o Kolumbijczyku.
- Oj no Erik zazdrosny jesteś? - zapytałam się widząc jego niezadowoloną minę. - Przecież wiesz, że tylko ty dla mnie się liczysz, nie ma nikogo innego kto byłby dla mnie tak ważny. Przecież świetnie o tym wiesz. - mocniej uścisnęłam jego dłoń. Byliśmy już pod drzwiami mojego domu.
-  Chciałbym świetnie o tym wiedzieć.. - wymamrotał pod nosem.
- No to co mam zrobić żebyś wiedział noo? Nie chce żebyś przeze mnie był smutny. - otworzyłam dom i razem do niego weszliśmy.
- To czemu dałaś mu swój numer bez problemu, a na początku naszej znajomości w ogóle nie chciałaś ze mną rozmawiać? - dopytywał się nadal niezadowolony obrońca.
 - Jejciu Erik ty jesteś zazdrosny. - 'to zarazem urocze, a zarazem mam przejebane' - pomyślałam. - Poznałeś mnie jak byłam rozwalona psychicznie, żadnemu facetowi wtedy bym nie zaufała, ale to zmieniłeś. Przecież widzisz, że jestem trochę inna.
- Aha czyli budowałem sobie twoje zaufanie, żeby jakiś gościu z Realu do ciebie zarywał. - odparł nadal w ładnie mówiąc nie najlepszym humorze.
- Erik daj spokój co było to było, oni i tak zaraz wracają to Hiszpanii. - pocałowałam go w okolicy obojczyka i stopniowo całowałam coraz bliżej twarzy delikatnie popychając w stronę kanapy.






niedziela, 5 października 2014

Rozdział 15


"I won't let these little things slip out of my mouth.
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things."

*po tygodniu*
*oczami Sary*

Tydzień w którym chłopaki byli na obozie strasznie nam długo leciał. Właściwie to oprócz tego, że  nie daleko znalazłam mieszkanie które mogłabym kupić nie wydarzyło się nic ciekawego. Emily ciągle łaziła do pracy, a ja ciągle powtarzałam jej żeby ją rzuciła skoro jest z Marcelem, ale ta ciągle, że nie jest z nim dla kasy. No przecież świetnie wiem, że nie jest, tak samo jak ja z Erikiem -,- Widziałyśmy się tylko popołudniami, a chłopaki też nie mieli za dużo czasu nawet żeby wejść na Skype. Ciekawe co ten Klopp im tam każe robić. Piłkarze to jednak mają przerąbane.  Pamiętam jak zazdrościłam Erikowi, że nim jest. Hahaha ale byłam głupia, teraz  bardzo bym chciała żeby Durm był normalnym chłopakiem, a nie piłkarzem na którego leci tysiące dziewczyn na całym świecie.

*

Dochodziła 19:30 czyli godzina przylotu chłopaków. Erik miał prosto z lotniska przyjechać po mnie i mieliśmy oglądać u niego film. Byłam strasznie podekscytowana. Łaziłam po pokoju i czekałam na przyjazd blondyna. Miałam na sobie czarne legginsy i ciemno zieloną koszulę. Niby było jeszcze lato, ale ten wiatr mnie nie przekonywał. Łaziłam po pokoju i ciągle spoglądałam na zegarek. 19:41, 19:42. Usłyszałam dzwonek. Uśmiech natychmiast pojawił się na mojej twarzy. Od razu pełna radości podbiegłam pod drzwi żeby je otworzyć.
- Jejku nareszcie jesteś! Tak bardzo tęskniłam! - wydarłam się radosna otwierając drzwi, a kiedy je otworzyłam i zobaczyłam kto w nich stoi nogi momentalnie mi się ugięły i myślałam, że zemdleje. Stał w nich Ben. Ale co on tu robi?! Nie znał przecież mojego adresu, a skąd by w ogóle wiedział, że jestem w Dortmundzie?

*oczami obserwatora*

- Oo tęskniłaś gówniaro? Szkoda, że ja za tobą nie! - zaczął wchodzić do mieszkania, a ona w związku z tym cofać się. On zbliżał się do niej to ona się cofała.
- Czego ty ode mnie chcesz? - zapytała próbując uspokoić swój drżący głos. Wiedziała, że jego odwiedziny nie świadczą nic dobrego. Okropnie się bała, ciągle ostrożnie się cofała żeby być jak najdalej od niego. "Błagam Erik!!! Szybciej!"- powtarzała sobie w myślach.
- Czego od ciebie chce? Jeszcze śmiesz o to pytać?! Odczep się dziewczyno ode mnie! Rozumiesz?! Może i świetnie wiesz, że w związku z  Emmą chodziło mi o pieniądze bo jestem z Jess i co ci do tego? To moje życie, nie musisz się w nie wpieprzać rozumiesz?! - nic nie odpowiedziała. "Erik gdzieś ty kurwa jesteś!? 19:45" - tylko to chodziło jej po głowie. Nagle Ben złapał ją za ramiona i zaczął telepać. - Rozumiesz?!
- Yyy... - nawet nie dał jej czasu na odpowiedź tylko przycisnął do ściany i niewyobrażalnie mocno walnął w brzuch.
- Ałłła - jęknęła z bólu.
- Rozumiesz kurna czy mam powtórzyć?!
- Tak, tak, spokojnie. - mówiła uginając się i kurczowo trzymając za brzuch.
- Spokojnie? Kurwa mówiłem ci żebyś się mnie odczepiła, co ci do tego, że nie jestem spokojny? - zapytał dając jej przy okazji w twarz. Biedna dziewczyna osunęła się na podłogę i skuliła jak najmocniej.
- Jezus, Maria co tu się dzieje?!!! - podbiegł do nich chłopak długowłosej blondynki. Dziewczyna słysząc jego głos odrobinkę się rozluźniła chociaż nadal była spięta. Oczy zaszły jej łzami.
- A ty tu czego? Obrońca biednej gówniary się znalazł?
- Nie mów tak o niej! - chłopak przyłożył mu swoją pięścią prosto w nos. Ben zaczął próbować zahamować wylew krwi kiedy piłkarz zaczął wypychać go z mieszkania. Niestety i jemu się oberwało. Ciemnowłosy dał mu z łokcia uwalniając się z jego uścisku. Podbiegł do nadal skulonej z bólu i strachu dziewczyny, kopnął w udo i trzymając się za krwawiący nos powiedział " Jeszcze raz naślesz na mnie jakiegoś pedałka to pożałujesz tego jeszcze bardziej." Koniec zdania właściwie do niej krzyczał ponieważ Erik siłą wywalił go z domu, następnie za ogrodzenie. Podbiegł szybko do swojej ukochanej.
- Sara nic ci nie jest. - kucnął przy niej.
- Pozbyłeś się go? - zapytała próbując uspokoić głos i zastopować potop łez.
- Tak już nic ci nie grozi. - położył swoją rękę na jej dłoń. - Może chcesz jechać do lekarza? Co ci zrobił? - dopytywał się nieco zdenerwowany i zszokowany całą sytuacją Erik. Nie wiedział co ma zrobić. Może zabrać ją do szpitala? Może zrobić żeby zapomniała o całej sytuacji? - zastanawiał się.
- Sara...? Powiedz coś, już wszystko w porządku. - Uspokajał nadal skuloną dziewczynę. Słyszał jak płacze i to go bardzo martwiło. Wziął ją na ręce i usiadł na kanapie. Blondynka miała sporego siniaka na twarzy, lekko krwawiącą wargę i kurczowo trzymała się za brzuch. Łzy spływały jej po policzkach. Widział, że dziewczyna nie pali się do rozmowy więc przytulił ją i dał czas na wyluzowanie się. Czuł jak szybko bije jej nie spokojne serce.  Po pewnym czasie puścił Sarę czując, że próbuje wydostać się z uścisku.
- Już lepiej? - zapytał.
- Nie, sms mi przyszedł. - odpowiedziała nadal drżącym głosem wyjmując telefon z kieszeni. Przeczytała wiadomość od przyjaciółki. "Idę dziś z Marcelem do klubu, nie martw się o mnie wieczorem ;*"  - Nie idźmy do ciebie dzisiaj już, okej?
- Jak zechcesz tak będzie. - uśmiechnął się. - A nie będę przeszkadzał Emily?
- Nie, jej nie będzie. Erik ja się boje. - znowu zaczęła płakać.
- Spokojnie, jestem przy tobie. - Objął ją i pocałował w obojczyk odgarniając przy tym jej pachnące blond włosy.
Nic nie odpowiedziała. Chciała delektować się każdą chwilą w jego uścisku szczególnie kiedy była w takim stanie.
- Brzuch mnie cholernie boli. - w końcu się odezwała.
- Może chodź się położyć - zaproponował.
- Tak, tak... - dziewczyna nadal ledwo mówiła. Ta cała sytuacja to był dla niej szok, a do tego bolała ją twarz, brzuch i noga.
Chłopak nie czekając na to aż blondynka zwlecze się z kanapy delikatnie podniósł ją i szybkim krokiem zaniósł do sypialni. Posadził ją na łóżku.
- Podasz mi tą żółtą bluzkę z szafy? - już spokojniej zapytała.
Wyjął oficjalną koszulkę klubu do którego należał. Spojrzał na nazwisko i się zaśmiał.
- Piszczek? Zdradzasz mnie? hahaha
- Erik nie mam ochoty na żarty - mruknęła rozpinając koszule.
- Mógłbyś wyjść? Chciałabym się przebrać.
- Jasne. - szybko opuścił pokój i zamknął drzwi. Po pewnym czasie zapukał.
- Mogę?
- Tak chodź. - Sara mówiła bardzo spokojnie, delikatnie. Na łóżku zobaczył znowu skuloną blondynkę. - Ej zostaniesz na noc? Proszę... - spróbowała się uśmiechnąć.
- Na seksy? - poruszył brwiami.
- A tobie jedno w głowie kurna. - rzuciła w niego poduszką.
- No jejku zapytać nie można? A masz spodenki od tej koszulki Łukasza?
- No, są w szafie weź poszukaj, mi jest niedobrze. - położyła się i otuliła kołdrą.

*oczami Sary*

 Nie mogłam się wyluzować. Ciągle przed oczami miałam Bena, to jak mnie bije. To nie dawało mi spokoju. Ale skoro do mnie przyjechał to Emma pewnie mu coś nagadała.
Erik w końcu wyszedł z łazienki przebrany w te spodenki.
- Sara spokojnie. - położył się koło mnie.
- Erik jak ja mam być spokojna? - oczy zaszły mi łzami.- Ja się po prostu boję. On nie wiedział, że się przeprowadziłam do Dortmundu, a w całych Niemczech znalazł mój adres. Jak to w ogóle możliwe? Jeszcze tak okropnie mnie boli brzuch. Patrz jakie mam siniaki. -Podniosłam lekko bluzkę i wskazałam sine miejsce. Ślad po uderzeniu był naprawdę spory.- I jeszcze noga mnie boli, a moją twarz to już pewnie widziałeś. Jak ja w ogóle wyglądam przez niego?! - schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać.
- Sara dla mnie i tak będziesz najśliczniejszą osobą jaką znam. - przytulił mnie.
- Dziękuję - wyszeptałam. - Dziękuję, że jesteś. - wtuliłam się w niego.  W jego objęciach czułam się bezpieczna. Właściwie to tylko w jego. Nie wiem kiedy usnęłam.

Idę przez cudowne łąki. Pełne są kolorowych kwiatów. Widzę mnóstwo białych stokrotek i fioletowych fiołków. Chodzę z miejsca do miejsca i zachwycam się roślinami. Słyszę bardzo delikatną muzykę która nie wiadomo skąd  dociera. Usłyszałam rzekę więc poszłam za dźwiękiem. Kiedy dotarłam do bardzo niebieskiej wody zobaczyłam dwóch ludzi kłócących się na moście. Zaraz, zaraz ja znam te sylwetki, ten sposób chodzenia, nawet te ledwo słyszalne głosy są mi świetnie znane. Jezu! To przecież Erik i Ben. Co oni robią razem? Jeju oni się biją! Zobaczyłam jak jeden wyrzucił drugiego, nie przejmując się dość wysoką barierką. Dopiero po paru sekundach szoku dotarło do mnie, że to Erik był tym wyrzuconym.

- Matko! - obudziłam się. Było ciemno więc zaczęłam po omacku szukać Erika, w ogóle go nie słyszałam.
- Aaa musisz mnie macać o tej porze?
- Kamień z serca- odetchnęłam z ulgą. - Żyjesz.
- Wszystko w porządku?
- Szczerze to nie. Myślałam, że cię straciłam.
- Co ty masz w tej głowie? Przecież leże tu ciągle. - położył mi dłoń na brzuchu i się uśmiechnął. Moje ciało przeszedł dreszcz. Przyjemny dreszcz. Właściwie zawsze tak się czułam jak mnie dotykał. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Czy ty się ze mnie nabijasz? - zrobiłam głupawą minę.
- Nieee no coś ty. - Sarkastycznie odpowiedział.
- Na pewno?... Na pewno? - Pytałam nadal z taką miną.
- Oj no wiesz, że to z miłości hahaah. - przytulił się do mnie.
- No, a jakby inaczej, ech. - Przewróciłam oczami.
Erik poszedł spać, a ja go nie zatrzymywałam ponieważ jutro miał trening. Oczy zmrużyłam dopiero około 6 rano. Przez cały czas myślałam o tym co by było gdybym go straciła. Wtedy zostałabym sama. Od Emily bardzo się oddaliłam jedynie zostaliby mi chłopaki z BVB, ale oni nie mieliby dla mnie za dużo czasu. Marco na pewno wolałby grać se z Mario na Playstation , a Mats od nie dawna ma dziewczynę więc też nie przejął by się mną.
Obudziłam się już bez Erika. Wstając z łóżka jęknęłam z bólu. Natychmiast przypomniał mi się wczorajszy, okropny dzień. Poszłam do łazienki zobaczyć jak wyglądam i po sekundzie uznałam, że to był wielki błąd. 'Znowu -,-!' - załamywałam się. Znowu miałam siniaka na policzku i do tego rozciętą wargę. Niezadowolona zeszłam na dół, a tam czekała na mnie miła niespodzianka. Na stole leżał talerz ze śniadaniem i karteczka od Erika, że poszedł na trening, nie chciał mnie budzić i żebym się nie martwiła. Jak dla mnie to było oczywiste, że jest na SIP, ale miło, że mnie poinformował. Kiedy zjadłam jeszcze ciepławą jajecznice roboty mojego chłopaka poszłam się ubrać. Nałożyłam na siebie sukienkę. a ponieważ przez okno widziałam jak liście kołyszą się na wietrze nałożyłam do niej biały sweter. Postanowiłam pójść do kosmetyczki żeby zrobiła mi jakąś tapetę na ten okropny ryj. Byłam wściekła na Bena za to co mi zrobił. Co on sobie wyobraża? Myśli, że może mnie bezkarnie bić. Kiedyś się go przez to bałam, ale teraz to całkowicie minęło. 'Mmm czyżbym zrobiła się odważna?' Wiedziałam, że póki Erik jest ze mną nic złego mi się nie stanie. Wiedziałam, że on mi pomoże czy będę ładna czy brzydka.
*
W świetnym humorze wyszłam od kosmetyczki z pięknymi paznokciami w kwiaty, a co najważniejsze z prawie nie widocznym siniakiem na twarzy. Poszłam jeszcze do sklepu i kupiłam parę poleconych przez nią kosmetyków.
Niestety w domu już nie było tak radośnie ponieważ była w nim Emily z jakimś innym chłopakiem. I nie zachowywali się jak "zwykli znajomi". Jakiś brunet przemalowany na blond (było to mocno widać) miał rękę pod koszulką mojej przyjaciółki i miałam wrażenie, że w chwili kiedy usłyszeli otwierane przeze mnie drzwi od domu przestali się lizać.
Oparłam się o drzwi od przedpokoju i czekałam na wyjaśnienia. Oboje patrzyli się na mnie jakbym była z Marsa, ale ten pedał nadal nie wyjął ręki z jej stanika.


________________________________________________________

Jeju zabijcie mnie! Rozdział był prawie gotowy w środę, ale dodaje go dzisiaj -,- 
Wybaczcie jeśli są jakieś nie składne zdania, ale kończyłam go na wczorajszym meczu. 
Szkoda, że  przegraliśmy, ale w końcu chłopcy się przełamią, wrócą kontuzjowani i rozwalimy tabelę Bundesligi! 
Heja BVB!