środa, 22 października 2014

Rozdział 19

''I nagle zdajesz sobie sprawę, że to nie była tylko miłość,
to było całe twoje życie." 

Muzyczka :>

*Erik*
Nie miałem pojęcia co się stało. Sara nagle straciła przytomność, a kiedy zadzwoniłem po karetkę zobaczyłem, że ma nadgarstek owinięty bandażem który jest cały zakrwawiony. Nie ukrywam, że strasznie spanikowałem. Ten krótki czas czekania na karetkę był najdłuższym w moim życiu. Kiedy w końcu wymarzony pojazd przyjechał pomogłem lekarzom zabrać Sarę. Szybko wziąłem jej torebkę która leżała na szafce wraz z telefonem i zabrałem się z nimi do szpitala. To były jedne z najgorszych chwil mojego życia. Widząc jak blondynka leży na noszach i kręci się wokół niej dwóch ratowników którzy kolejno robią jej coś nieznanymi mi urządzeniami był przerażający. Łzy same napływały mi do oczu. 'Dlaczego Sara mi o niczym nie powiedziała? Jakby powiedziała, że się tnie to bym próbował jej pomóc.' - takie myśli chodziły mi po głowie, chociaż wiedziałem, że nikt normalny nie będzie mówił wszystkim dookoła, że się okalecza, chociaż jestem pewien, że nigdy nie widziałem, ani jednej blizny na nadgarstkach mojej dziewczyny.
W szpitalu było jeszcze gorzej. Zabrali Sarę na oddział, a ja nie mogłem przy niej być bo 'nie potrzebowali gapiów.' -jak to usłyszałem naprawdę się wściekłem. Po godzinie czekania nic się nie zmieniło. Tylko od czasu do czasu pielęgniarki nerwowo wychodziły lub wchodziły na salę. Zawsze kiedy drzwi się otwierały zrywałem się z krzesła i ze łzami w oczach znów siadałem kiedy była to tylko pielęgniarka kręcąca do mnie głową i biegnąca w swoją stronę. Potem przyłączył się do mnie Jonas który jakiś czas temu dowiedział się ode mnie o zaistniałej sytuacji.
- Stary spokojnie, każdy może zemdleć i jakoś potem żyje. Też tak ze dwa razy miałem w dzieciństwie. - uspokajał mnie przyjaciel.
Łaziłem w tą i z powrotem kiedy w końcu z sali z podniesioną głową wyszedł lekarz,
- Pana dziewczyna zażyła bardzo dużą dawkę leku który jest bardzo silny. Nie powinna tego robić. Jej ciało zmagało się z jego niebezpieczną dawką kiedy zażyła go jeszcze więcej. Przynajmniej tak mówią nasze badania. Dodatkowo nadcięta żyła i upływająca z niej krew bardzo osłabiła organizm dziewczyny. Nie wiem czy uda się ją uratować ponieważ mamy problem z usunięciem dawki leku z jej organizmu. - powiedział i odszedł. Nawet nie dał mi czasu na pytania. Jego ostatnie zdania były ogromnym ciosem dla mnie. Zsunąłem się na krzesło, a Jonas usiadł koło mnie.
- Uratują ją, nie martw się. - położył rękę na moim ramieniu.
- Nie mogę jej teraz stracić, nie mogę! - zdenerwowany zerwałem się z krzesła i kopnąłem w szpitalną ścianę. Nie mogłem zapanować nad emocjami. 'Boże nie możesz mi jej zabrać, nie możesz..' - powtarzałem sobie w myślach nie słuchając uspakajającego mnie przyjaciela.
Nawet nie mogłem wejść do pomieszczenia i siedzieć przy Sarze tylko musiałem być w tej głupiej poczekalni.

Spokojnie siedziałem i rozpaczałem w myślach, a Jonas wcale mi nie przeszkadzał. Siedział koło mnie i to bardzo mi pomagało mimo, że nic nie mówił. Nawet dobrze, że był cicho bo mogłem być z Sarą. W myślach oczywiście. Dopiero po pewnym czasie się odezwał.
- Erik chodź już. Jutro jest trening którego nie możemy odpuścić. Przecież za dwa dni wyjeżdżamy na naprawdę ważny mecz, Klopp nas zabije jak nie przyjdziemy. - wiedziałem, że ma rację, ale czemu to musiało być akurat teraz?!   Po długich namowach bruneta zgodziłem się ponieważ musiałem być obecny na tym treningu.
- Jutro po południu przyjdziesz do Sary i pewnie zobaczysz już ją rozbudzoną i szczęśliwą. - powiedział na poprawę humoru kiedy opuszczaliśmy budynek.
Jonas podwiózł mnie do domu. Od razu poszedłem spać, ale nie mogłem zasnąć. Moje serce było okropnie ciężkie. Nie mogłem znieść myśli. że Sara chciała sobie coś zrobić biorąc tyle leków. Ona taka nie jest. Ale najgorsze z tego wszystkiego było 'nie wiem czy uda nam się ją uratować' - ta myśl nie dawała mi spokoju. A kiedy odtwarzałem sobie te słowa w wyobraźni pokazywał mi się ten trochę posiwiały, tajemniczy lekarz który mi to powiedział. W końcu zasnąłem.

Z łóżka zerwał mnie budzik. Spojrzałem na zegarek: 8:30 czyli półtora godziny do treningu. Szybko odblokowałem telefon z nadzieją na jakieś nieodebrane połączenie od lekarza który dzwonił do mnie z dobrą nowiną, niestety nic. Od niechcenia nałożyłem pierwsze lepsze jeansy i jakiś T-shirt. Wziąłem torbę sportową i włożyłem w nią wszystko co było mi potrzebne. Na śniadanie zrobiłem sobie kanapkę z wczorajszego pieczywa ponieważ nie chciało mi się iść do sklepu. Miałem na wszystko wyjebane. Jedyna myśl która krążyła mi po głowie to Sara. Po zjedzeniu wrzuciłem do torby dwa batony i poszedłem do samochodu.
Na treningu nie mogłem się skupić, nic mi nie wychodziło i byłem na siebie za to zły. Tylko Jonas wiedział dlaczego, ale wiem, że wszyscy zauważyli, że jest ze mną coś nie tak.
- Erik wszystko w porządku? - zatrzymał mnie trener kiedy schodziliśmy do szatni.
Spuściłem głowę. Przypomniały mi się wszystkie wczorajsze wydarzenia, Sara bezwładnie leżąca w karetce. To wszystko co od siebie tak mocno odpychałem przez trening. Oczy zaczęły zachodzić mi łzami jednak udało mi się je powstrzymać.
- Nie, trenerze nie jest najlepiej - odparłem po chwili.
- Coś z twoją dziewczyną? Nie ma jej dzisiaj. - dopytywał się. Czasami Klopp był nieznośny, ceniłem w nim to kiedy się dopytywał chłopaków o takie rzeczy bo nie chciał żeby coś ich rozpraszało w trakcie gry, ale kiedy sam znalazłem się w takiej sytuacji to już nie było takie fajne.
- No można tak powiedzieć. - mówiłem nadal ze spuszczoną głową.
- Dasz radę, trzymaj się chłopie, a teraz leć do szatni! - klepnął mnie i poszedł do sztabu szkoleniowego. ' uff puścił mnie wolno' - pomyślałem i delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. W szatni jak zawsze była impreza z DJ Marco w roli głównej. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to jak wszedłem. Przebrałem się z prędkością wiatru i już szedłem do samochodu żeby jak najszybciej jechać do szpitala kiedy usłyszałem za sobą głos który mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego w moją stronę 'DJ'a' w samych spodenkach.
- Co? Śpieszy mi się. - zapytałem.
- No zauważyłem dlatego wybiegłem do ciebie w trakcie przebierania jaki widzisz - odparł lekko sarkastycznie.
- A po co?
- Erik co jest z Sarą? - zapytał. - Wiem, że ona niby łazi na jakieś tam zajęcia, ale gdyby tak było nie zachowywałbyś się tak jak dziś. - znowu spuściłem głowę. Nie miałem najmniejszej ochoty żeby z kimkolwiek o tym rozmawiać. Nawet z Jonasem nie rozmawiałem za dużo na ten temat tylko, że on umiał odpuścić bo wiedział, że jest mi ciężko. - Erik wiem, że coś się stało. Za dobrze się znamy, możesz mi powiedzieć. Sara jest moją przyjaciółką i bardzo mi na niej zależy, przecież wiesz. - ciągle mnie naciskał.  Nagle zza drzwi budynku który był paręnaście metrów od nas wychylił się Łukasz.
- Marco! Muzy nie mamy! -  darł się w naszą stronę.
- Zaraz przyjdę! - odpowiedział mu, a następnie wrócił do naciskania mnie w sprawie Sary.
- Jak mi nie powiesz to będę cię śledził i się przekonam, bo ona nie odbiera ode mnie telefonów. Pokłóciliście się znów czy co?- w końcu nie miałem wyjścia.
- Marco, ona jest w szpitalu. - jego wesoła jak dotąd twarz momentalnie zmieniła barwę.
- Jeju, a co się stało? - zapytał już dużo innym tonem.
- Wczoraj straciła przytomność to wezwałem karetkę i pojechała do szpitala. Lekarz powiedział mi bardzo mało mimo, że siedziałem tam z Jonasem do północy. Teraz właśnie do niej jadę.
- To czekaj 5 min jadę z tobą! - powiedział i poleciał do bocznego budynku z którego dziś korzystaliśmy. Faktycznie po prawie pięciu minutach był gotowy.
- Spóźniłeś się. Czekałem 5:51 sekund. Nie jedziesz ze mną.
- Nie żartuj sobie Durm.
- Nie żartuję, poważnie mówię, włączyłem stoper. - tłumaczyłem się kiedy wsiadaliśmy do samochodu.  W szpitalu byliśmy po 10 minutach.
-Chodź to na górze. - kiwnąłem na Marco kiedy rozglądał się po budynku. Stanęliśmy przy drzwiach nr 472 w których wczoraj była Sara. Serce zaczęło mi bić szybciej. Bałem się otworzyć drzwi. Okropnie się bałem, że zobaczę tam wszystko co najgorsze. Przez cały dzień nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogli jeszcze nie wybudzić Sary, ale teraz okropnie się o to bałem.
- Chodź - powiedział Marco. I nagle mnie olśniło.
- Ej, a my w ogóle możemy tu wejść? Wczoraj mi nie pozwolili.
- No jeju chcesz odwiedzić chorą to wchodzisz, nie? Chodź. - Marco zaczął otwierać drzwi. Nie zdążyłem go zatrzymać więc wszedłem za nim. W pomieszczeniu nie było nikogo oprócz Sary i jeszcze dwóch chorych osób. Usiedliśmy przy niej i niestety moje największe obawy się sprawdziły. Blondynka leżała bez ruchu pomijając bardzo delikatnie unoszące się płuca którymi oddychała. Delikatnie wziąłem jej chłodną dłoń i spokojnie siedzieliśmy z Marco nic nie mówiąc pogrążeni we własnych myślach. Nagle do pomieszczenia weszły pielęgniarki wraz z lekarzem.
- Co panowie tu robią?! Proszę stąd wyjść! To tylko zagraża zdrowiu pacjentki! - zaczął krzyczeć na nas lekarz, a pielęgniarki tylko stały z tyłu i się patrzyły.
- Ale..! - próbował coś powiedzieć Marco lecz wszystko było na nic.
- Proszę nie dyskutować tylko jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. - wskazał nam drzwi i mrugnął do pielęgniarek aby pomogły nam wyjść. Kiedy ostatni raz się obejrzałem na Sarę byłem pewny, że lekko uniosła swoje rzęsy do góry. Byłem pewny, że zaraz otworzy oczy i będzie już wszystko w porządku. Odepchnąłem od siebie kobietę która trzymała mnie za bark i szybko podbiegłem do łóżka Polki. Złapałem ją za rękę.
- Sara, Sa....
- Co pan tu jeszcze robi?! Proszę opuścić szpital lub wezwę ochronę! - powiedział to lekarz który stanął przede mną całkowicie zasłaniając mi dziewczynę. Powolnie wyprowadzany przez pielęgniarki opuściłem budynek. Marco stał już pod samochodem.
- Pojeby. - mruknął niezadowolony.
- Sara się wybudziła! Marco ja jestem tego pewien. Kiedy do niej podbiegłem i zacząłem mówić ruszyła głową i  gdyby nie ten lekarz który mnie wywalił zaraz by otworzyła oczy.
- Ale musieli nas wywalić. Tak, oczywiście! Jutro wyjeżdżamy to nie możemy chwile tam posiedzieć. - kontynuował zdenerwowany blondyn, ale ja byłem prze szczęśliwy. Wiedziałem, że z Sarą było już lepiej. 'Może jutro by przenieśli ją na oddział na którym można odwiedzać i jeszcze przed wyjazdem kupiłbym jej kwiaty.' - zastanawiałem się.
- Chodź do mnie to pogramy w Fifę. - zaproponował, ale ja wcale nie miałem na to ochoty.
- Nie, dzięki muszę się spakować. Podwiozę cię  to se zadzwonisz do Mario, z nim na pewno będziesz miał udany mecz.
- Nie lubię grać z Mario bo ten grubas zawsze wygrywa.
- Hahahah niezły jesteś. To czas go ograć ahahahaha - podjechaliśmy pod dom pomocnika.
- To do jutra. Trzymaj się, z Sarą na pewno będzie dobrze. - powiedział kiedy wychodził z samochodu.
Kiedy wszedłem do swojego domu od razu poszedłem do sypialni, aby spakować się na wyjazd. Rzuciłem torbę na łózko i zacząłem wkładać do niej bluzki. Ale na tym się skończyło. W ogóle nie mogłem się skupić. Usiadłem na podłodze opierając się o łóżko i myślałem o tym co zaszło w szpitalu i dlaczego skoro Sara się wybudzała nie mogłem z nią być. Dopiero około 18:00 zabrałem się za poważne pakowanie. Wziąłem to co zawsze - bieliznę, trzy pary butów, strój na trening i normalne ubrania. Jeszcze kosmetyczkę i jakieś tam drobiazgi. I tak zawsze wszystko mieliśmy załatwione w hotelu, a strojami do gry zajmował się specjalny człowiek tylko buty trzeba było sobie wziąć.  Kiedy byłem gotowy szybko wziąłem batona w rękę i poszedłem do samochodu aby jechać do szpitala. Miałem wielką nadzieję, że z Sarą już będzie wszystko w porządku i będę mógł ją odwiedzić. Po 15 minutach jazdy zaparkowałem auto na parkingu i wszedłem do budynku szpitalnego.  W recepcji zapytałem się gdzie leży Sara ponieważ myślałem, że ją przenieśli, ale tak nie było. Pani sekretarka powiedziała mi, że na tamten oddział nigdy nie było zakazu wchodzenia, ale skoro lekarz mi zabraniał to, żebym usiadł w poczekalni i na niego poczekał. Tak też zrobiłem. Szczęśliwy, że zobaczę moją dziewczynę spokojnie siedziałem sobie i czekałem na lekarza. Kiedy w końcu wyszedł z drzwi '472' trochę się zdziwił jak mnie zobaczył.  Szybko zerwałem się z krzesła:
- Dobry wieczór! Mogę wejść zobaczyć się z Sarą Kubiak?
- Nie, proszę tu czekać na wyniki ponieważ nie jest dobrze. - powiedział tak szybko jak kiedyś i poszedł w swoją stronę. Po paru minutach wszedł do pomieszczenia w którym była Sara nawet nie oglądając się za mną. Czekałem w stresie około półtora godziny żeby usłyszeć najgorsze zdanie w moim życiu:
- Sara Kubiak jest pana dziewczyną? - zapytał ten lekarz bardzo poważnym tonem.
- Tak, coś się stało? Mogę już do niej wejść?
- Spokojnie, proszę sobie usiąść. - wskazał na miejsce, a ja posłusznie to zrobiłem. - Przykro mi to mówić, ale ...  ale pana dziewczyna nie żyje.
Serce zaczęło mi szybciej bić, w oczach zrobiło mi się ciemniej, a ręce  okropnie mi się trzęsły. Chwile mi zajęło uspokojenie oddechu i ledwo wycisnąłem z siebie jedno zdanie.
- Pa.. pan żartuje...prawda? - spojrzałem na niego z nadzieją.
- Niestety nie, nie udało nam się uratować pańskiej dziewczyny. Jej organizm był za bardzo otruty. Proszę się nie martwić ludzie przychodzą i odchodzą. Powodzenia na meczu. Cały Dortmund jest za wami. - powiedział i jak to on zwyczajnie odszedł.
Ta wiadomość od niego do mnie nie doszła. To było dla mnie nie możliwe, że nie będzie ze mną tej niesamowitej dziewczyny. Że już nie zobaczę jej ślicznego uśmiechu, nie usłyszę głosu którym zawsze mnie rozweselała, że już nigdy jej nie dotknę. - wyszedłem ze szpitala. Strasznie lało, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Kiedy szedłem z kieszeni wypadło mi pudełeczko. Otworzyłem je, a w nim była ta złota bransoletka którą kupiłem dla Sary na przeprosiny. Zobaczyłem wygrawerowany  na serduszku napis: ' Sara&Erik '                                                 
Dopiero wtedy  coś mnie naprawdę tknęło. Naprawdę już jej nie zobaczę? Już jej nie powiem, że ją kocham nad życie? - te myśli nie dawały mi spokoju. Brak Sary nie dawał mi spokoju. 


Mimo że lało usiadłem pod szpitalem i zacząłem płakać. To okropne uczucie kiedy tak niespodziewanie odchodzi najważniejsza osoba w twoim życiu rozpierało mnie od środka. Czułem wielki ból w okolicach klatki piersiowej. Ciągle byłem spięty tą straszną sytuacją.  Kiedy zrobiło mi się okropnie zimno ponieważ byłem całkowicie przemoczony poszedłem do samochodu, ale zamiast do siebie pojechałem do jak dla mnie najważniejszej osoby w życiu Sary mimo, że była z nią pokłócona. Jechałem ciemnymi ulicami Dortmundu w wielki deszcz ze złamanym sercem. Myślałem, że nie trafię do domu Emily, ale jednak pamiętałem drogę. 
Zapukałem do drzwi.   Po powtórzeniu tej czynności 4 razy dziewczyna stanęła w drzwiach. Chwile mi się przypatrywała aż w końcu wykrztusiła z siebie to co chciała powiedzieć. 
- Jezu, Erik co ty tu robisz w takim stanie? Proszę wejdź.- Coś się stało? -  ciągnęła kiedy zamknęła dom. 'Nie, przychodzę załamany i mokry o 23:00, nie, nic się nie stało'- miałem ochotę odpowiedzieć, ale zamiast żartować wolałem otrzeć łzy. 
- Ja przyszedłem ci powiedzieć, że Sa, Sa, Sara... nie żyje. - mówiąc ostatnie słowo totalnie się załamałem. 
Czyli tak naprawdę jest? Skoro sam tak mówię nie może być inaczej. Setki łez spływały mi po policzkach. 
*oczami obserwatora*
Gdy dziewczyna to usłyszała usiadła na najbliższym krześle i zaczęła nerwowo wdychać powietrze. 
- Erik, ale..., ale jak? Ja, ja nie zdążyłam jej przeprosić. - pierwsza łza od dłuższego czasu wydostała się z jej dużych, brązowych oczu. - To wszystko było przeze mnie. Ja ją okłamałam, a teraz, teraz już jej nie przeproszę. - otarła kolejne łzy napływające z jej oczu. 
- A tak w ogóle to właź. Przyniosę ci koc bo nie mam za bardzo męskich ubrań, żebyś się przebrał. - powiedziała kiedy uświadomiła sobie, że przemoczony chłopak nadal stoi w przedpokoju. 
- Proszę to jest największa bluzka jaką mam - podała mu t-shirt - przebież się bo zamarzniesz. Spodni niestety nie mam takich w które byś wszedł, ale siadaj na kanapie, ona wyschnie. Tam leży koc to weź się okryj. - załamany chłopak zrobił to co kazała, a ona poszła do kuchni przygotować coś ciepłego. Po dwóch minutach stała w salonie z dwoma kubkami gorącej czekolady. 
Oboje siedzieli w ciszy popijając napój. Dziewczyna podkuliła nogi.  Każdy z nich myślał o tym czego nie zdążył jej powiedzieć jak ważna dla niego była. Dla Emily to była przyjaciółka od 7 lat i mimo tej kłótni po której rozłączyły się na parę tygodni obie się kochały jak siostry, Niemka nie zdążyła jej powiedzieć mnóstwa rzeczy, a co najważniejsze przeprosić - to bolało ją najbardziej. Erik zaś żywił wielkie uczucie do Polki o blond włosach. Znał ją tylko 3 miesiące, ale wiedział, że była dla niego powietrzem. Kochał ją uszczęśliwiać, patrzeć na nią. Kiedy była przy nim nawet w najcięższej sytuacji był szczęśliwy. Poza tym obiecywał sobie, że po tym co ona przeżyła z innymi chłopakami będzie o nią dbał jak o największy skarb, bo była jego największym skarbem. 
- Czyli to jest to uczucie kiedy ktoś odchodzi, a ty dopiero wtedy uświadamiasz sobie jak ważny dla ciebie był. - przerwała milczenie dziewczyna. 
- Nigdy nie rozumiałem takich ludzi, a teraz oboje jesteśmy w tej sytuacji.  - odparł trochę od niechcenia, ale nie chciał, żeby ta cisza nadal trwała. 
- Wiesz... oglądałam w jednym filmie, że jeśli nie zdążyło się powiedzieć czegoś osobie za życia to piszę się do niej list którego nigdy nie przeczyta. Piszesz w nim wszystko co od czasu jej braku cię dręczy, to czego nie powiedziałeś jej gdy mogłeś i zapalasz, a potem wyrzucasz. Wtedy razem z listem odchodzą twoje największe smutki, to co teraz dusi nas od sierotka. - dziewczyna nie czekając na odpowiedź obrońcy BVB poszła do jednego z pokoi i zaczęła przeglądać szuflady. W końcu znalazła swój stary pamiętnik który dostała od Sary na urodziny pare lat temu. Wyrwała z niego dwie kartki i jedną z nich dała Erik'owi. Znów usiedli razem na kanapie i skupili się na swoich listach. Przyjaciółka na początku chciała napisać zwykłe "przepraszam", ale kiedy wzięła długopis do ręki słowa same wylewały się na papier.

'Droga Saro!
Ten dzień, a właściwie wieczór to coś najokropniejszego w moim życiu. Wiesz jak to jest się dowiedzieć, że twoja przyjaciółka umarła? Ciesz się, że nie czujesz tego co ja.  Piszę do Ciebie przede wszystkim, żeby Cię przeprosić. Ta cała sytuacja z tym chłopakiem nie powinna być tajemnicą. Powinnnam Ci mówić o wszystkim tak jak robiłaś to ty, a ja jak jakaś świnia ukrywałam to, że zerwałam z Marcelem, a chodziłam z Timo. Wybacz mi proszę.
Będzie mi Cię okropnie brakowało. Nikt nie zastąpi mi siostry. Żaden najprzystojniejszy, najmądrzejszy, najbogatszy chłopak mi Ciebie nie zastąpi. 
Nawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi Twojej 'głupawej' główki która zawsze mnie rozweselała kiedy byłyśmy pokłócone. Teraz nie wyobrażam sobie, że ta kłótnia będzie wieczna. 
Nie jestem w stanie przyjąć informacji, że nie będzie Cię ze mną. 
Proszę przebacz mi tamtą sytuację. Od tamtego dnia zbierałam się żeby Cię przeprosić i wiem, że takie odkładanie tego z dnia na dzień było najgorszą rzeczą jaką zrobiłam Teraz już Cię nie przeproszę twarzą w twarz. 
Uwielbiam Cię i wiem, że świetnie to wiesz. Teraz wszystkie wspomnienia z Tobą które były normalką są dla mnie niezmiernie cenne. 
Będzie mi Cię okropnie brakować!
Czekaj na mnie tam na górze. 
Tęsknie,
Emily'


Poczekała aż swój list skończy chłopak. Jego list był zupęłnie inny. Nie pisał w nim żadnych przeprosin, chciał jej powiedzieć jak bardzo ją kocha i jak ważna była dla niego niestety tego żadne słowa nie mogły opisać. Jedyne czego sobie nie mógł wybaczyć i za co ją przepraszał była ta część listu. "[...] Odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem z wielkim siniakiem na policzku obiecałem sobie, że będę dla Ciebie księciem z bajki i będę dbał o Ciebie najlepiej jak potrafię. Przepraszam. Nie spęłniłem tego. Gdym był dobrym chłopakiem nigdy by do tego nie doszło. Zaufałaś mi, a ja okazałem się kolejnym dupkiem który Cię zranił tak jak inni. Przepraszam, spieprzyłem to. [...]'' 
Razem z Emily wymienili się spojrzeniami i poszli na jej strych z zapaloną świeczką w dłoni. Dziewczyna otworzyła okno które się tam znajdowało i popatrzyła na ciemne miasto, Potem oboje przyłożyli kartki do płomieni świeczek i wyrzucili płonący papier przez okno. Po zlewie było bardzo wietrznie więc płonące listy wzbiły się w powietrze i nie chciały upaść na ziemię. Przypatrywali się odlatującym im z oczu kartkom niczym małym świetlikom. Każdy z nich przeżywał to w inny sposób, ale obojgu było niezmiernie ciężko. Stali w oknie i myśleli nawet jak płonące kartki zniknęły im z oczu. 
- Ehh ja chyba muszę już iść. Jutro, a właściwie to dzisiaj wyjeżdżamy na mecz do Gelsenkirchen. Wiesz jeden z ważniejszych meczy w sezonie bo z Schalke. Nie wiem jak się pozbieram żeby móc grać. 
- Okej rozumiem. Musisz się pozbierać bo jesteś okropnie potrzebny Borussii skoro Marcel stopuje. 
- Wiem, ale, ale chyba nie dam rady. Jestem totalnie rozwalony. 
- Spokojnie, Erik. Każdemu jest ciężko. Na razie nie mów chłopakom bo wtedy nikt nie zagra dobrego meczu. Sara na pewno będzie nad tobą czuwać więc pójdzie ci jeszcze lepiej. - rozmawiali schodząc na dół. 
- Dzięki. Jesteś niesamowita. 
Piłkarz pośpiesznie pojechał do domu i rzucił się na łóżko. Od razu poszedł spać ponieważ był okropnie zmęczony całym dniem. Śniły mu się najcudowniej przeżyte momenty z jego dziewczyną. 



______________________________________________

Boniu.. przepraszam, że musiałyście tyle czekać, ale okropnie pisało mi się ten rozdział. Uśmiercanie bohaterów nie jest fajne. ;/ 
Ale skoro już jestem zła i zabiłam Sarę Was też mg szantażować xD
2 komentarze to następny rozdział ;p 

1 komentarz: