"Pamiętaj, że zawsze można zacząć wszystko od nowa.
Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów."
Obudził go budzik nastawiony na 9:00. Chłopak ledwo zwlókł się z łóżka. Obciążała go jedna jedyna myśl. Nie był w stanie odepchnąć od siebie Sary nawet jeśli pojawiała się tylko w jego wyobraźni. Ponieważ musiał zdążyć pod stadion skąd zawsze zabierał ich autokar na lotnisko lub nie, zrobił poranną toaletę, ubrał się w cokolwiek i poszedł zjeść śniadanie. Nie miał na nic ochoty. Jadł tak naprawdę z przymusu ponieważ w dniu meczu muszą mieć zaspokojone całkowite zapotrzebowanie kaloryczne jak to mówił Klopp. Powoli wkładał kawałki jedzenia do buzi i monotonnie przeżuwał z głową opartą o rękę. Nie rozmyślał o niczym innym jak o blondynce która skradła jego serce.
Kiedy w końcu się opamiętał prawie spóźniony z torbą na ramieniu wybiegł z domu.
*
W autokarze puścił sobie muzykę i nie przejmował się innymi mimo, że zawsze kiedy latali samolotami był jedną z głównych osób przyczyniających się do wkurzania Kloppa i zmuszania go do słów ' nie jesteście małymi dziećmi' które powtarzał zawsze jak i również dziś kiedy Mario wraz z Kevinem dorysowywali usypiającemu Marco wąsy bo przecież 'śmiesznie by było gdyby się nie z czaił i wyszedł z nimi na boisko' .
Kiedy po 40 minutach drogi dotarli do hotelu w którym mieli przebywać kolejne 6 godzin Erik niestety nie mógł być już wrakiem człowieka pogrążonym w swoich myślach ponieważ zawsze w dniu meczu mają mnóstwo "pracy" (głównie wspólnego wypoczywania i jedzenia).Plan dnia wyglądał tak:
" 10:45 - przyjazd do hotelu
10:50-11:30 - trening
11:30-12:15 - lunch
12:15 - 13:30 - wypoczynek w pokojach
13:30-14:00 - omówienie taktyki
14:00- 14:45 - obiad
14:45 - 15:15 - wypoczynek w pokojach.
15:15 - 15:30 - wspólna kawa
15:30 - 16:00 - przygotowywanie do wyjazdu
16:00 - 16:30 - drugie spotkanie cd. taktyki
16:30 – 17:00 - lekki posiłek
17:00 - 17:15 - podpisywanie kart dla fanów
17:15 - 17:40 - czas na koncentrację
17:45 - wyjazd z hotelu
18:30 - mecz "
Więc Erik nie miał co za bardzo liczyć na samotność ponieważ 'wypoczynek w pokojach' wiązał się z wspólnym siedzeniem w nich i gadaniu o różnych bzdurach. Ale może właśnie to było mu potrzebne? Pewnie tak. Nikt przecież sam nie da sobie rady w tak ciężkiej sytuacji. Tyle, że on jak na razie nie mógł sobie pozwolić na 'wyżalanie się' bo nikt nie byłby w dobrym nastroju i Borussia stanęłaby do walki z Schalke na pozycji przegranej.
Każdy zajęty swoją koncentracją nie zwracał uwagi na Erika który za żadne skarby nie chciał dać poznać po sobie smutku. Tylko Jonas dostrzegł, że coś gryzie przyjaciela, ale jak na razie nie chciał pogłębiać tematu. Przygotowania do meczu minęły jak zawsze szybko.
Pojechali na spotkanie.
Pojechali na spotkanie.
*
Wściekły Klopp po 10 minutach gry zdjął z boiska obrońce który tylko łaził przy bramce i raz wybił piłkę.
- Erik co się dzieje? Czemu nie mogłeś normalnie grać tylko szlajasz się pod naszą bramką jakby nie wiadomo co to było? Jeszcze raz to się powtórzy, a będziesz grzał ławę. - upomniał zawodnika zdenerwowany trener.
Wściekły Klopp po 10 minutach gry zdjął z boiska obrońce który tylko łaził przy bramce i raz wybił piłkę.
- Erik co się dzieje? Czemu nie mogłeś normalnie grać tylko szlajasz się pod naszą bramką jakby nie wiadomo co to było? Jeszcze raz to się powtórzy, a będziesz grzał ławę. - upomniał zawodnika zdenerwowany trener.
Blondyn cały dzień odpychał od siebie myśl o śmierci jego dziewczyny i teraz wiedział, że robił źle. Na meczu w ogóle nie mógł się skupić. Nie obchodziła go teraz piłka, a przecież tak kochał w nią grać.
- Prze.. przepraszam. - odparł i odszedł.
Przed meczem w szatni przeczytał SMS od nieznanego numeru w którym ktoś pozdrawiał go i mówił jaka to Sara była niesamowita, ale że znajdzie lepszą dziewczynę itd. co rozwaliło jego psychikę. Cały dzień próbował skoncentrować się na meczu i wiedział, że da radę grać, grać dla Sary,a nagle otrzymał wielki cios w serce w postaci tej wiadomości. Chłopak nie myślał o niczym innym jak o niej i o tym kto mógł się dowiedzieć o śmierci Polki i kto mógł to napisać.
Siedząc tak w oczekiwaniu na koniec meczu także nie myślał o niczym innym jak o tym. Nagle olśniła go jedna myśl. ' Jak można umrzeć po połknięciu paru zwykłych tabletek? Przecież leki przeciwbólowe nawet o większej dawce nie zabiją po paru sztukach' Strasznie zaczęło go to interesować i zaczął myśleć o tym jakie Sara mogła mieć jeszcze leki w domu skoro to one tak osłabiły jej organizm.
Mecz zakończył się wynikiem 2:2 więc żadna z drużyn nie była zadowolona.
- Erik, a co ci było, że zszedłeś? - zapytał któryś z przebierających się chłopaków.
- Ee.. źle się czułem. Nie wiem co się stało. Na szczęście nie przegraliście z tego powodu.
- No tak, ale remis jest jak porażka. - wtrącił się Łukasz.
- No wiesz mogliśmy przegrać. - dodał Mats.
- Ale mogliśmy też wygrać! - bronił swojego Piszczek.
- Po remisie zawsze zostaje niedosyt. Skąd wiecie, że ci z Schalke też się właśnie o to nie kłócą? - zapytał Marco.
- W sumie i racja. Ej, a dziś wracamy do Dortmundu czy śpimy w hotelu? - zapytał obrońca.
- Jedziemy do domu. Coś ty strasznie nieogarnięty Ericzku jesteś dziś. - śmiał się Reus.
- Oj no bo Klopp jakoś dziwnie to wymyślił. Zawsze dzień przed meczem śpimy w hotelu i wszystko jest uporządkowane, a dzisiaj tak nieogarnięcie było.
- No, a po co mamy spać w hotelu skoro stąd do Dortmundu jest 30km? To przecież bezsens. Tak to byśmy musieli już wczoraj być tutaj, a jak wyjechaliśmy dzisiaj to straciliśmy tylko wspólne śniadanie. Dobrze zrobili. - wraził swoją opinię Ilkay.
Kiedy wszyscy się przebrali żółto-czarni spokojne pojechali autokarem do Dortmundu słuchając komentarzy trenera odnoszących się meczu.
*oczami Erika*
Wróciliśmy do Dortmundu z czego byłem bardzo zadowolony. Normalnie po meczach zostajemy jeszcze w hotelach i odpoczywamy ponieważ i tak nigdy nie mamy samolotu od razu. Dzisiaj też pewnie wszyscy pójdą do swoich domów i będą oglądać tv, siedzieć przed kompem aby zregenerować się po meczu. Ja natomiast od razu udałem się do domu Sary. Moje odkrycie na meczu nie dawało mi spokoju mimo, że była prawie 21:00 postanowiłem sprawdzić te leki. Wszedłem do jej domu i mnóstwo wspomnień ukazało mi się przed oczami. Najgorsze było to, że nawet ten zapach był taki, taki ciepły, kochany. Poszedłem do jej kuchni i zacząłem szukać po szafkach jakiegoś kartoniku w którym mogła trzymać lekarstwa. Po paru minutach faktycznie taki znalazłem. Wszystko w nim było idealnie ułożone co bardzo kojarzyło mi się z Sarą. Ona była strasznie nie ogarnięta, a jak miała dobry humor lubiła wszystko dokładnie poukładać żeby żyć w porządku. Usiadłem przy stole i zacząłem po kolei czytać drobne literki na opakowaniach lekarstw. Jedynym co by się zgadzało z tym co mówił mi lekarz był by zwykły paracetamol, ale trzeba by go zażyć naprawdę sporą dawkę, żeby stracić przytomność - przynajmniej tak myślę. Aby to sprawdzić otworzyłem jej laptopa i zobaczyłem na tapecie nasze wspólne zdjęcie z Minorki. Uśmiech, a za razem łzy smutku pojawiły się na mojej twarzy.
Po głębszym przeszukaniu 'interetów' i dzięki paru znalezionych na nim stronkach obliczyłem, że aby być na granicy utraty przytomności, ale nie zagrożeniu życia trzeba by zażyć 7 takich tabletek, a z tego całego opakowania były wyjęte tylko dwie. Dopiero potem przykuło moją uwagę małe,białe pudełeczko leżące na blacie w kuchni. Podszedłem i wziąłem je do ręki. Leżało sobie wyciągnięte z niedokładnie zamkniętym wieczkiem więc nabrałem pewności, że to te tabletki tamtego dnia połknęła Sara. Zacząłem czytać to co na nim widniało "[...] każda tabletka zawiera podwójną dawkę paracetamolu.
Zalecane dla osób poturbowanych w wynikach różnych bójek lub uprawianego sportu. [..]"
'WHAT?'
Jakiś durny opis do mnie w ogóle nie przemawiał. Gdzie coś takie w ogóle można kupić? Wpisałem w Google nazwę leku którą musiałem przepisywać po literce i znalazłem bardziej zrozumiały opis jak i opinie. Wyczytałem, że lek jest jak najbardziej w porządku, i że najczęściej biorą go osoby które często się biją,uprawiają boks więc też są obolali po bójkach itd. Jest trudno dostępny w aptekach, ale na necie można go spokojnie kupić. Zastanawiało mnie tylko to co on robił w domu takiej delikatnej dziewczyny jak Sara. I nagle doznałem już drugiego w ciągu dnia olśnienia. Przecież ona miała problemy z tym Benem, mogła go kupić jak wtedy pierwszy raz ją pobił i miała problemy z policzkiem. No tak, teraz wszystko jasne. I faktycznie jak potem obliczyłem po 4 tabletkach mogła stracić przytomność, ale na parę/paręnaście godzin, góra dobę przy większym osłabieniu i tyle, a na pewno nie umrzeć. Ponieważ było już dość późno i ciemno, a sprawdziłem tu wszystko co chciałem poszedłem do domu. Ta cała sprawa wydawała mi się dziwaczna, ale zmęczony całym dniem poza domem i smutkiem który w jego trakcie mi towarzyszył postanowiłem jutro w skupieniu to rozważyć.
Poszedłem spać chociaż i tak nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas.
Ehh chyba muszę się przyzwyczaić do Sary będącej w moich snach.. tylko w snach.
*rankiem*
Kiedy tylko wstałem wykręciłem numer do Emily.
- Hej, co jest? - zapytała.
- Cześć. Masz może czas się spotkać? Najlepiej jak najszybciej bo o 12:00 mam trening.
- Jasne, tak się składa, że dzisiaj nie pracuję. To gdzie?
- Może w jakiejś knajpce bo nie chce mi się robić śniadania.
- Dobra leniu! Ale w jakiej?
- Znam taką jedną. Za jakiś czas przyjdę do ciebie pod dom, ok?
- Spoko to idę się szykować, pa.
- Paa.
Szybko się ubrałem, wziąłem ze sobą te tabletki które połknęła Sara, portfel i wyszedłem z domu. U przyjaciółki byłem już po 20 minutach.
- Cześć. - uściskała mnie. Widać było, że zmagała się z tym co ja. Niby próbowała być wesoła, ale marnie jej to wychodziło. Albo ja to tak dobrze dostrzegałem ponieważ robiłem to samo.
- Hej. Chodź to niedaleko.
Po niecałych 10 minutach spaceru usiedliśmy przy małym stoliku w restauracji. Zamówiłem jedzenie i szybko przeszedłem do tematu.
- Słuchaj, Emily byłem wczoraj w domu Sary i wiem jakimi lekami się zatruła. Wszystko dokładnie sprawdziłem i jeśli faktycznie wzięła ich 9 bo tyle brakowało w pudełku faktycznie mogła się otruć, ale nie wierzę by zachowywała się jak jakaś niby ciężko zraniona nastolatka która weźmie parę tabletek, żeby 'odlecieć'...
- Zaraz, liczyłeś tabletki które zostały w pudełku? - zapytała z lekkim uśmieszkiem.
- Musiałem wszystko spra...
- Erik wiem, że jest ci ciężko - przerwała mi - ale może lepiej pogodzić się z tym co zaszło? Tego przecież nie cofniemy, a oboje będziemy sobie niszczyli psychikę i w końcu nie damy rady. Widziałam jaki byłeś wczoraj na meczu i myślę, że nie wszyscy uwierzyli w 'beznadziejnie się czuł' jako usprawiedliwienie Kloppa dla tv. Nie damy rady jeżeli będziemy przez całe życie to drążyć. - ostatnie zdania mówiła płacząc. - My, my na prawdę nie damy.
- Emily ja wiem, ale ja nie mogę się z tym pogodzić. Czuję się jakbym chodził bez połowy siebie.
- Wiem Erik myślisz, że ja tak nie mam? Ona była dla mnie ważniejsza niż siostra, ale na pewno nie chcę żebyśmy niszczyli sobie życie opłakując ją. Razem możemy się wspierać i na nowo sobie wszystko ułożyć nigdy o niej nie zapominając. Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno.
- Może i masz rację...
- Na pewno. Pomyśli sobie. Jak ty byś umarł chciałbyś żeby Sara chodziła całymi dniami smutna przez ciebie czy żeby nadal była radosną dziewczyną która jakoś ułożyła sobie życie?
- No żeby była szczęśliwa.
- No właśnie. Jej na pewno będzie ciężko jeśli będziesz cały czas smutny, a tak to jest szczęśliwa tam na górze.
- Może i tak...
Kiedy zjedliśmy musieliśmy się szybko pożegnać ponieważ zostało mi pół godziny do treningu.
Pobiegłem do domu żeby wziąć torbę i pojechałem samochodem pod SIP.
Na szczęście dziś jak to zawsze w pomeczowym dniu był tylko lekki godzinny trening np. rowery, bieganie, a potem siłownia jak ktoś chciał.
Odwaliłem tę godzinę na rowerze próbując cieszyć się życiem jak prosiła mnie Emily i całkiem mi to wychodziło tak na zewnątrz. W głębi nadal byłem załamany, ale przynajmniej już się trochę otrząsnąłem.
- Idziesz dziś na siłkę? - zapytał Jonas.
- Nie, dziś nie.
- Uuu, a co się stało? Przecież Erik dba o klatę. Hahaah
- Oj głupcze dzisiaj nie dbam hahhaah - nagle w moich oczach pojawiły się łzy które szybko zniwelowałem. Pierwszy raz od tego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Byłem za to niezmiernie wdzięczny Jonasowi chociaż nie powiedziałem mu tego. Właściwie tylko ja, Kevin, Sven i Mats nie zostawaliśmy na siłowni. Hummels strasznie śpieszył się bo jechali z Cathy odwiedzić jej rodziców, a ja po prostu nie miałem ochoty.
W domu usiadłem sobie przed komputerem i zżerałem ciastka jedno po drugim. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić ponieważ 'piłkarz musi dbać o linię', ale byłem rozdartym wrakiem człowieka i nic mnie nie obchodziło. Raczej zastanawiały mnie słowa Emily "Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno." Kiedy wkładałem do buzi kolejne ciastko usłyszałem mój telefon. Jak zwykle przeczytałem kto dzwoni i prawie udusiłem się spożywaną słodkością, na szczęście udało mi się to wypluć. Na wyświetlaczu pisało "Sara ♥".
'Ech pewnie z jej torebki wyjęli telefon i coś tam sprawdzają' - uspokoiłem się i odebrałem bez większych emocji.
- Prze.. przepraszam. - odparł i odszedł.
Przed meczem w szatni przeczytał SMS od nieznanego numeru w którym ktoś pozdrawiał go i mówił jaka to Sara była niesamowita, ale że znajdzie lepszą dziewczynę itd. co rozwaliło jego psychikę. Cały dzień próbował skoncentrować się na meczu i wiedział, że da radę grać, grać dla Sary,a nagle otrzymał wielki cios w serce w postaci tej wiadomości. Chłopak nie myślał o niczym innym jak o niej i o tym kto mógł się dowiedzieć o śmierci Polki i kto mógł to napisać.
Siedząc tak w oczekiwaniu na koniec meczu także nie myślał o niczym innym jak o tym. Nagle olśniła go jedna myśl. ' Jak można umrzeć po połknięciu paru zwykłych tabletek? Przecież leki przeciwbólowe nawet o większej dawce nie zabiją po paru sztukach' Strasznie zaczęło go to interesować i zaczął myśleć o tym jakie Sara mogła mieć jeszcze leki w domu skoro to one tak osłabiły jej organizm.
Mecz zakończył się wynikiem 2:2 więc żadna z drużyn nie była zadowolona.
- Erik, a co ci było, że zszedłeś? - zapytał któryś z przebierających się chłopaków.
- Ee.. źle się czułem. Nie wiem co się stało. Na szczęście nie przegraliście z tego powodu.
- No tak, ale remis jest jak porażka. - wtrącił się Łukasz.
- No wiesz mogliśmy przegrać. - dodał Mats.
- Ale mogliśmy też wygrać! - bronił swojego Piszczek.
- Po remisie zawsze zostaje niedosyt. Skąd wiecie, że ci z Schalke też się właśnie o to nie kłócą? - zapytał Marco.
- W sumie i racja. Ej, a dziś wracamy do Dortmundu czy śpimy w hotelu? - zapytał obrońca.
- Jedziemy do domu. Coś ty strasznie nieogarnięty Ericzku jesteś dziś. - śmiał się Reus.
- Oj no bo Klopp jakoś dziwnie to wymyślił. Zawsze dzień przed meczem śpimy w hotelu i wszystko jest uporządkowane, a dzisiaj tak nieogarnięcie było.
- No, a po co mamy spać w hotelu skoro stąd do Dortmundu jest 30km? To przecież bezsens. Tak to byśmy musieli już wczoraj być tutaj, a jak wyjechaliśmy dzisiaj to straciliśmy tylko wspólne śniadanie. Dobrze zrobili. - wraził swoją opinię Ilkay.
Kiedy wszyscy się przebrali żółto-czarni spokojne pojechali autokarem do Dortmundu słuchając komentarzy trenera odnoszących się meczu.
*oczami Erika*
Wróciliśmy do Dortmundu z czego byłem bardzo zadowolony. Normalnie po meczach zostajemy jeszcze w hotelach i odpoczywamy ponieważ i tak nigdy nie mamy samolotu od razu. Dzisiaj też pewnie wszyscy pójdą do swoich domów i będą oglądać tv, siedzieć przed kompem aby zregenerować się po meczu. Ja natomiast od razu udałem się do domu Sary. Moje odkrycie na meczu nie dawało mi spokoju mimo, że była prawie 21:00 postanowiłem sprawdzić te leki. Wszedłem do jej domu i mnóstwo wspomnień ukazało mi się przed oczami. Najgorsze było to, że nawet ten zapach był taki, taki ciepły, kochany. Poszedłem do jej kuchni i zacząłem szukać po szafkach jakiegoś kartoniku w którym mogła trzymać lekarstwa. Po paru minutach faktycznie taki znalazłem. Wszystko w nim było idealnie ułożone co bardzo kojarzyło mi się z Sarą. Ona była strasznie nie ogarnięta, a jak miała dobry humor lubiła wszystko dokładnie poukładać żeby żyć w porządku. Usiadłem przy stole i zacząłem po kolei czytać drobne literki na opakowaniach lekarstw. Jedynym co by się zgadzało z tym co mówił mi lekarz był by zwykły paracetamol, ale trzeba by go zażyć naprawdę sporą dawkę, żeby stracić przytomność - przynajmniej tak myślę. Aby to sprawdzić otworzyłem jej laptopa i zobaczyłem na tapecie nasze wspólne zdjęcie z Minorki. Uśmiech, a za razem łzy smutku pojawiły się na mojej twarzy.
Po głębszym przeszukaniu 'interetów' i dzięki paru znalezionych na nim stronkach obliczyłem, że aby być na granicy utraty przytomności, ale nie zagrożeniu życia trzeba by zażyć 7 takich tabletek, a z tego całego opakowania były wyjęte tylko dwie. Dopiero potem przykuło moją uwagę małe,białe pudełeczko leżące na blacie w kuchni. Podszedłem i wziąłem je do ręki. Leżało sobie wyciągnięte z niedokładnie zamkniętym wieczkiem więc nabrałem pewności, że to te tabletki tamtego dnia połknęła Sara. Zacząłem czytać to co na nim widniało "[...] każda tabletka zawiera podwójną dawkę paracetamolu.
Zalecane dla osób poturbowanych w wynikach różnych bójek lub uprawianego sportu. [..]"
'WHAT?'
Jakiś durny opis do mnie w ogóle nie przemawiał. Gdzie coś takie w ogóle można kupić? Wpisałem w Google nazwę leku którą musiałem przepisywać po literce i znalazłem bardziej zrozumiały opis jak i opinie. Wyczytałem, że lek jest jak najbardziej w porządku, i że najczęściej biorą go osoby które często się biją,uprawiają boks więc też są obolali po bójkach itd. Jest trudno dostępny w aptekach, ale na necie można go spokojnie kupić. Zastanawiało mnie tylko to co on robił w domu takiej delikatnej dziewczyny jak Sara. I nagle doznałem już drugiego w ciągu dnia olśnienia. Przecież ona miała problemy z tym Benem, mogła go kupić jak wtedy pierwszy raz ją pobił i miała problemy z policzkiem. No tak, teraz wszystko jasne. I faktycznie jak potem obliczyłem po 4 tabletkach mogła stracić przytomność, ale na parę/paręnaście godzin, góra dobę przy większym osłabieniu i tyle, a na pewno nie umrzeć. Ponieważ było już dość późno i ciemno, a sprawdziłem tu wszystko co chciałem poszedłem do domu. Ta cała sprawa wydawała mi się dziwaczna, ale zmęczony całym dniem poza domem i smutkiem który w jego trakcie mi towarzyszył postanowiłem jutro w skupieniu to rozważyć.
Poszedłem spać chociaż i tak nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas.
Ehh chyba muszę się przyzwyczaić do Sary będącej w moich snach.. tylko w snach.
*rankiem*
Kiedy tylko wstałem wykręciłem numer do Emily.
- Hej, co jest? - zapytała.
- Cześć. Masz może czas się spotkać? Najlepiej jak najszybciej bo o 12:00 mam trening.
- Jasne, tak się składa, że dzisiaj nie pracuję. To gdzie?
- Może w jakiejś knajpce bo nie chce mi się robić śniadania.
- Dobra leniu! Ale w jakiej?
- Znam taką jedną. Za jakiś czas przyjdę do ciebie pod dom, ok?
- Spoko to idę się szykować, pa.
- Paa.
Szybko się ubrałem, wziąłem ze sobą te tabletki które połknęła Sara, portfel i wyszedłem z domu. U przyjaciółki byłem już po 20 minutach.
- Cześć. - uściskała mnie. Widać było, że zmagała się z tym co ja. Niby próbowała być wesoła, ale marnie jej to wychodziło. Albo ja to tak dobrze dostrzegałem ponieważ robiłem to samo.
- Hej. Chodź to niedaleko.
Po niecałych 10 minutach spaceru usiedliśmy przy małym stoliku w restauracji. Zamówiłem jedzenie i szybko przeszedłem do tematu.
- Słuchaj, Emily byłem wczoraj w domu Sary i wiem jakimi lekami się zatruła. Wszystko dokładnie sprawdziłem i jeśli faktycznie wzięła ich 9 bo tyle brakowało w pudełku faktycznie mogła się otruć, ale nie wierzę by zachowywała się jak jakaś niby ciężko zraniona nastolatka która weźmie parę tabletek, żeby 'odlecieć'...
- Zaraz, liczyłeś tabletki które zostały w pudełku? - zapytała z lekkim uśmieszkiem.
- Musiałem wszystko spra...
- Erik wiem, że jest ci ciężko - przerwała mi - ale może lepiej pogodzić się z tym co zaszło? Tego przecież nie cofniemy, a oboje będziemy sobie niszczyli psychikę i w końcu nie damy rady. Widziałam jaki byłeś wczoraj na meczu i myślę, że nie wszyscy uwierzyli w 'beznadziejnie się czuł' jako usprawiedliwienie Kloppa dla tv. Nie damy rady jeżeli będziemy przez całe życie to drążyć. - ostatnie zdania mówiła płacząc. - My, my na prawdę nie damy.
- Emily ja wiem, ale ja nie mogę się z tym pogodzić. Czuję się jakbym chodził bez połowy siebie.
- Wiem Erik myślisz, że ja tak nie mam? Ona była dla mnie ważniejsza niż siostra, ale na pewno nie chcę żebyśmy niszczyli sobie życie opłakując ją. Razem możemy się wspierać i na nowo sobie wszystko ułożyć nigdy o niej nie zapominając. Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno.
- Może i masz rację...
- Na pewno. Pomyśli sobie. Jak ty byś umarł chciałbyś żeby Sara chodziła całymi dniami smutna przez ciebie czy żeby nadal była radosną dziewczyną która jakoś ułożyła sobie życie?
- No żeby była szczęśliwa.
- No właśnie. Jej na pewno będzie ciężko jeśli będziesz cały czas smutny, a tak to jest szczęśliwa tam na górze.
- Może i tak...
Kiedy zjedliśmy musieliśmy się szybko pożegnać ponieważ zostało mi pół godziny do treningu.
Pobiegłem do domu żeby wziąć torbę i pojechałem samochodem pod SIP.
Na szczęście dziś jak to zawsze w pomeczowym dniu był tylko lekki godzinny trening np. rowery, bieganie, a potem siłownia jak ktoś chciał.
Odwaliłem tę godzinę na rowerze próbując cieszyć się życiem jak prosiła mnie Emily i całkiem mi to wychodziło tak na zewnątrz. W głębi nadal byłem załamany, ale przynajmniej już się trochę otrząsnąłem.
- Idziesz dziś na siłkę? - zapytał Jonas.
- Nie, dziś nie.
- Uuu, a co się stało? Przecież Erik dba o klatę. Hahaah
- Oj głupcze dzisiaj nie dbam hahhaah - nagle w moich oczach pojawiły się łzy które szybko zniwelowałem. Pierwszy raz od tego czasu na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Byłem za to niezmiernie wdzięczny Jonasowi chociaż nie powiedziałem mu tego. Właściwie tylko ja, Kevin, Sven i Mats nie zostawaliśmy na siłowni. Hummels strasznie śpieszył się bo jechali z Cathy odwiedzić jej rodziców, a ja po prostu nie miałem ochoty.
W domu usiadłem sobie przed komputerem i zżerałem ciastka jedno po drugim. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić ponieważ 'piłkarz musi dbać o linię', ale byłem rozdartym wrakiem człowieka i nic mnie nie obchodziło. Raczej zastanawiały mnie słowa Emily "Bóg odbiera nam różne osoby żebyśmy sami zrozumieli jak żyć. Powinniśmy wcześniej docenić to, że z nami była. Teraz już za późno." Kiedy wkładałem do buzi kolejne ciastko usłyszałem mój telefon. Jak zwykle przeczytałem kto dzwoni i prawie udusiłem się spożywaną słodkością, na szczęście udało mi się to wypluć. Na wyświetlaczu pisało "Sara ♥".
'Ech pewnie z jej torebki wyjęli telefon i coś tam sprawdzają' - uspokoiłem się i odebrałem bez większych emocji.
- Halo. - zacząłem.
_______________________________________________
Matko! Umieram -,- na blogerze mi się coś zjebło i nie mogłam poprawić błędów ponieważ kursor nie chciał mi się normalnie postawić tylko zaznaczał mi całą literkę ;/ Musiałam wszystko pisać na innym programie, a potem wkleić... Ugh!
Dlatego wybaczcie jak są błędy szczególnie interpunkcyjne bo sama je zauważyłam, ale przez to durne coś nie mogłam naprawić -,-"
Pozdrawiam! :*
*-* kiedy następny rozdział ?? Już nie mg się doczekać :D
OdpowiedzUsuń