sobota, 7 marca 2015

Rozdział 37


Wiem, że byłaś skrzywdzona przez kogoś innego

Mogę stwierdzić to po tym, jak o siebie dbasz

Jeśli mi pozwolisz, oto co zrobię:

Zaopiekuję się Tobą


Od rana siedziałam w ubraniach.
Po odkładaniu tego z dnia na dzień po miesiącu wzięłam się za układanie w szafie. Nigdy nie miałam się w co ubrać, a jednak, kiedy wyjęłam, a raczej wywaliłam wszystkie ciuchy nie mogłam wyjść z pokoju bez ryzyka straty życia. W ogóle nie wiedziałam co ze sobą zrobić siedząc przy stercie wywalonych, niepoukładanych ubrań. Zmęczyłam się półgodzinną walką z wyjmowaniem tych wszystkich swetrów, bluz i spodni, a teraz siedziałam w pełnym tych rzeczy pokoju. Skąd się tyle tego wszystkiego wzięło? Dziesiątki  koszulek, jeansów, legginsów, sukienek, swetrów, kamizelek, żakietów i parę jak nie paręnaście rodzajów bluz. I po co mi to wszystko skoro i tak nie mam w czym chodzić?
Jeszcze szafa na dole w której jest z kilkanaście kurtek na różną pogodę, a co tu mówić o butach...
Żeby znowu bezsensu nie wkładać tego na półki wzięłam się za przeglądanie wszystkiego po kolei i już na początku się załamałam.
Cały różowy t-shirt z jakimś niebieskim napisem którego nawet nie wysilałam się przeczytać z jeszcze nieoderwaną metką. Na samą myśl o tym, że mogłam coś takiego kupić robiło mi się słabo. Od razu rzuciłam to na drugi koniec pokoju żeby potem to komuś oddać, albo pozbyć się tego w inny sposób. Potem natknęłam się na jakieś beznadziejne, szare jeansy z suwakami na bokach. Matko. Pamiętam jak to kiedyś było modne i wszyscy to nosili. Teraz spaliłabym się ze wstydu w takich spodniach. Znów wywaliłam je na kupkę 'ubrań do pozbycia' która rosła z każdą minutą. Nadal nie mogę pojąć skąd w mojej szafie tyle beznadziejnych rzeczy.
Kiedy po jakiś trzech godzinach męczarni z ubraniami rozpaczałam nad okropnym swetrem z cekinami zadzwonił dzwonek. Uznałam to za dar od Boga bo mogłam wyjść z tego pokoju mimo, że obiecywałam sobie, że nie zabieram się za nic innego dopóki tego nie skończę.
Szybko zbiegłam po schodach próbując rozprostować nogi i otworzyłam drzwi.
O Boże. Chwilkę po naciśnięciu klamki miałam wrażenie, że zwrócę całe śniadanie.
- Cześć. - powiedział przeczesując jeszcze bujniejszą niż zapamiętałam grzywkę i schował kciuki do kieszeni.
- Hej. - chwila słabości mi przeszła, a za nią nastąpiła fala złości. Co do jasnej cholery Ben robi pod moim domem? - Czego chcesz? - zapytałam unosząc głowę.
- Pomyślałem, że cię odwiedzę skoro mieszkasz niedaleko.
-  Ty tu mieszkasz?!? - znów zrobiło mi się słabo.
- Nie - parsknął swoim firmowym śmiechem - ale moi rodzice tak.
Faktycznie. Jak mogłam zapomnieć, że jego rodzice mieszkają 20 km od Dortmundu, westchnęłam.
- I co w związku z tym?
- Stęskniłem się za tobą. Może się przejdziemy? - zaproponował.
- Nie, dzięki.. - zakłopotałam się - jestem trochę zajęta i zaraz wychodzę.
- Ach ta..
- Zaraz! - przerwałam mu - to ty wysłałeś mi kwiaty?
- Myślałem, że wcześniej się domyślisz. - uniósł górną wargę, pokazując część białych zębów.
- No wiesz.. nigdy nie dałeś mi kwiatów.
- Ach wy dziewczyny to zawsze rozpamiętujecie - przewrócił oczami - może zaprosisz mnie do środka, a nie będziemy stali w drzwiach?
- Jakoś wolę stać w drzwiach.
- Misia, a na pewno nie znajdziesz 20 minut dla swojego Bena?? - zrobił ' słodkie oczka' na co zachciało mi się rzygać już nie wiem po raz który.
- Nie mów do mnie misia. Mam chłopaka, nie pamiętasz?
- Teraz masz, za 5 minut możesz go nie mieć i wrócić do mnie.
- Chyba nie skorzystam.
- No dobra, czyli nic tu po mnie. - znów przeczesał włosy, włożył ręce w kieszenie i obrócił się na pięcie.
- Jeszcze będziesz wolała mnie - krzyknął odchodząc.
Wyśmiewając go w myślach za ostatnie słowa zamknęłam drzwi i głęboko odetchnęłam opierając się o nie.
Nie przejmując się syfem w mojej sypialni szybko nałożyłam ubranie wierzchnie i wyszłam z domu.
Erik zaraz kończy trening, a ja muszę szybko z nim pogadać.

Pędem weszłam na Signal Iduna Park mając nadzieje, że chłopaki jeszcze się nie przebrali. Głupio by było minąć się z Erikiem o 3 minuty. Na szczęście zdążyłam, lub na szczęście oni dziś wyjątkowo długo się przebierali bo chwilę po tym jak przyszłam z szatni wyszedł Auba.
- Hej. - przywitał się ze mną przyjacielskim uściskiem.
- Cześć, jest Erik jeszcze?
- No, jeszcze się pindrzy.
- O to świetnie, bałam się, że się miniemy.
- To coś poważnego? Jesteś trochę..em.. spięta.
- Od kiedy ty taki przyjacielski jesteś?  - zaśmiałam się. - Nie, wszystko okej, muszę tylko pogadać z Erikiem, dzięki.
- Dobra, nie będę się zagłębiał w wasze sprawy. - wyciągnął telefon z kieszeni i odblokował go szybkim przesunięciem palca.
- To nic poważnego - zapewniłam go z uśmiechem chociaż bałam się reakcji Erika.
- Cieszę się. Boże ile ten Marco grzywkę układa - niecierpliwił się.
Parsknęłam śmiechem.
- Przecież to Reus.
- Co ja? - śmiejąc się zapytał, a jak się odwrócił i na mnie spojrzał dziwnie się spiął i przestał śmiać.
- Czemu wy wychodzicie z tej szatni zawsze w takich idealnych momentach? - zapytałam witając się uściskiem z blondynem, a potem wpadając w ramiona trochę zdziwionego Erika, który to właśnie tak rozbawił Marco.
Chłopaki jeszcze trochę sobie pożartowali, a potem każdy ruszył w swoją stronę.
- Co ty tu robisz? - zapytał kiedy byliśmy już tylko we dwoje.
- Wiesz kto to mnie przyszedł? Pod mój dom!
- Kto?
- Zgadnij.
- Listonosz, gościu z kolejnymi kwiatami, gościu z pizzą, Emily...
- Ben! Rozumiesz?!... Ben. - przerwałam mu wyliczanie, a kiedy to powiedziałam natychmiast poczułam, jak się spina.
- Coś ci zrobił?  - gwałtownie się zatrzymał, przyjrzał mojej twarzy, a potem sprawdził czy mam wszystkie kończyny macając tak jak ludzi na lotnisku czy niczego nie przemycają.
- Nie, nic. - śmiejąc się złapałam jego ręce żeby przestał. - Ale gadał jakieś głupoty. I to on wysłał mi kwiaty.
Odetchną kiedy zaprzeczyłam jakimkolwiek uszczerbkom na moim zdrowiu i chwilę się zamyślił.
- Ale na pewno wszystko okej? Nie jest ci słabo, albo coś?
- Niee - odparłam ze śmiechem i mocno się do niego przytuliłam.
- To jedziemy coś zjeść?
- Tylko o jedzeniu.. - mruknęłam sobie pod nosem - Ty wybierasz gdzie. - odparłam na znak zgody.

- Ej, ale jest pewien problem. - powiedział kiedy już jechaliśmy samochodem.
- No?
- Nie możemy jechać do restauracji bo jestem w dresie.
- Właściwie fakt. Czemu klub nie zrobił wam spodni garniturowych z takim logo hahahah
- Zapytaj się takiej pani bo ona zajmuje się ciuchami.
- Okej zapoznasz mnie z nią kiedyś - zaśmiałam się - to zamówmy pizzę.
- Dobra. Do ciebie czy do mnie?
- W mojej sypialni jest mini burdel.
- A co ty chcesz robić w sypialni?? - z głupim uśmiechem wyraźnie poruszył brwiami.
- Oj ty tylko o jednym! Skup się na kierowaniu, a nie ruszaniu brwiami bo kogoś przejedziesz.
- Mam podzielną uwagę.
- Nie wymądrzaj się bo cię walnę.
- Możesz się też fochnąć, to chyba byłoby o wiele lepsze rozwiązanie dla nas obydwojga. -  Mówił specjalnie gestykulując tak żebym zwróciła na to uwagę.
- Zastanowię się nad tym. Zamówię do ciebie. - Odparłam i wykręciłam numer do naszej ulubionej pizzeri.

- Idę spać! - oznajmił wchodząc do domu. - Obudź mnie jak przyjedzie.
- Okej. Miłej nocki o 14:30.
- Dzięki. - odparł i pobiegł na górę.
Nie mając co robić usiadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać popołudniowe wydanie wiadomości. Kiedy się skończyły skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego, ale nie trwało to długo bo przyszło nasze zamówienie.
Trzymając w ręku karton z pizzą ogarnęłam szybko w jego pełnej śmieci kuchni i znalazłam kawałek miejsca żeby go położyć. Nałożyłam mu na talerz dwa kawałki i chwytając w rękę kolejny dla siebie poszłam na górę żeby zanieść Erikowi jedzenie.
Niestety kiedy zobaczyłam śpiącego jak dziecko w samych bokserkach i koszulce chłopaka nie miałam serca go budzić. Klopp naprawdę musi ich męczyć na tych treningach. Odłożyłam talerzyk na szafkę i zdjęłam spodnie bo akurat dzisiaj nałożyłam jeansy, a nie legginsy. Ostrożnie żeby go nie obudzić położyłam się tuż przy nim i wtuliłam w jego ciepłą klatkę piersiową. Chyba przez sen splótł nasze nogi. Ja sama nie wiem kiedy usnęłam...

- Mogłaś zdjąć jeszcze koszulę. - usłyszałam kiedy się rozbudzałam.
- Ty masz to i ja mam. Musi być sprawiedliwie. - zaśmiałam się przecierając oczy. Nie minęła nawet sekunda, a zdjął bluzkę.
- To teraz też musi być - zbliżył się do mnie i zaczął rozpinać guziki mojej koszuli.
- Długo już nie śpisz?
- Jakieś 10 minut. Ślicznie wyglądasz jak śpisz przytulając się do mnie. Co z tego, że wtedy widziałem tylko czubek twojej głowy. I tak nie mogłem przestać się patrzeć.
- Dziękuje - szepnęłam uśmiechając się.
Zaczął delikatnie całować mnie po szyi. Kiedy rozpiął ostatnie guziki pomogłam mu zdjąć rękawy.
- To co teraz zrobisz skoro już mnie rozebrałeś? - przygryzłam wargę.
- Mógłbym zdjąć z ciebie coś jeszcze, ale jak zdejmę majtki nie będę miał czego zdjąć żeby zdjąć z ciebie biustonosz, dlatego będę namiętnie hmm, a może spokojne cię całował i sycił się twoim smakiem. - nie dał mi czasu na odpowiedź tylko położył ręce na moich biodrach i przyległ do moich ust. ..


__________________________________________________________

Przepraszam, że taki krótki!
Wyszedł trochę słaby, ale w 38 się poprawię bo już napisałam z połowę i jestem bardzo zadowolona, dlatego jak wykażecie się aktywnością dodam go jakoś w tygodniu :) 

Cieszę się, że znowu dodaję rozdziały dla Was i mam nadzieję, że będą one jak najlepsze :D 

Trzymajcie się! :*

2 komentarze:

  1. Przeczytałam całego bloga!
    Oświadczam, że zostaję <3!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. :) Już się bałam, że Ben znów może coś zrobić Sarze, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Erik i Saruś jak zwykle słodziaki. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń