- Ale dlaczego on ci tak powiedział? - zapytała po chwili nie mogąc wyjść ze zdziwienia.
- Nie wiem. Na szczęście to nie była prawda. - wyszczerzył się i spojrzał na swoją księżniczkę. Znów widział jej delikatną, dziewczęcą twarz, blond włosy. Znów słyszał jej głos, nawet taki podłamany jak dzisiaj, ale to wszystko sprawiało mu olbrzymią radość. Wiedział, że teraz ma cały swój świat przy sobie.
Polka czując jego wzrok na sobie podniosła głowę i posłała mu szczery uśmiech. Nic nie mówili, ale byli prze szczęśliwi kiedy spędzali ze sobą czas. Szczególnie w takich momentach kiedy byli tylko we dwoje. Położyli się obok siebie i przytuleni cieszyli się sobą.
Bardzo szybko zasnęli.
*oczami Sary*
- Erik wstawaj!!! - potrząsnęłam go.
- Już, już.. - zamruczał przekręcając się na drugi bok.
Nie mogłam go wybudzić, a jak się przekręcił wyglądał wręcz komicznie więc wyjęłam telefon i zrobiłam mu parę zdjęć.
- Erik. Serio wstawaj, już strasznie późno!! - położyłam się koło niego wtulając się przy tym w jego umięśnioną klatkę piersiową. Niestety szybko zrozumiałam, że to był jeszcze gorszy pomysł ponieważ przytulił się do mnie nie otwierając oczu i ani myślał wstawać.
- Ej będę brutalna. - wstałam gadając właściwie do siebie. Obeszłam łóżko i chwyciłam go za nogi, a potem zaczęłam ściągać z miękkiego materaca.
- Aaa dobra, dobra już wstaję tylko mnie nie zwalaj!
- No! Czyli jednak można normalnie się obudzić? - stanęłam opierając się na biodrze i pokazując swoją "wyższość"
- Można, można. - poprawił pościel którą pogniotłam wywalając go z łóżka, a następnie dał mi buziaka na 'dzień dobry'
- Wiesz, że za pół godziny masz trening?
- Co? Ale jak? - pytał pośpiesznie nakładając na siebie świeżą koszulkę z mojej szafy - jego oczywiście.
- No o 10:30 masz, nie?
- Nie wiem...
- Jeju masz zdjęcie planu treningowego na tapecie bo nigdy nie pamiętasz i nie wiesz? A to jednak trzeba mieć mózg wielkości orzeszka hahahah. Jak można ustawić sobie na tapetę plan treningowy? Hahhaaha - dziwiłam się.
- No żebym pamiętał - mówił z uśmiechem. - Tak, wiem, że zwracam na niego jeszcze mniejszą uwagę odkąd jest na mojej tapecie hahaah
- Dobra nie ważne. Jak kto lubi hahah, ale rozwalasz mnie.
- Psychicznie czy fizycznie? - 'pociągająco' poruszył brwiami.
- Fizycznie to ci śniadanie wystygnie! Już, już na dół! - zaczęłam machać mu ręką w stronę schodów. - Kiedy spałeś zdążyłam pójść do sklepu i kupić ci nową nutellę do naleśników. - ciągnęłam.
- To o której ty wstałaś? - zapytał kiedy schodziliśmy po schodach.
- Około 8, może 8:30. - zaśmiałam się na myśl o jego lenistwie.
- Mmm, ale ślicznie pachną. - powiedział siadając do stołu.
- Dziękuje, ale ja na twoim miejscu stresowałabym się spóźnieniem na trening, a nie zachwycała naleśnikami.
- Wolę być te 15 min dłużej z tobą niż biec na trening.
- A potem będziesz robił 20 okrążeń jak oni będą grali w dziada? - uniosłam brwi przerzucając naleśnika na drugą stronę patelni.
- No to zrobię. - zaśmiał się. - A pójdziesz ze mną?
- Ehh chciałam iść na plastykę, albo na zajęcia kucharskie. Ej nie pamiętam co mam przez ten szpital. - dziwiłam się sama sobie.
- No proszę... - podszedł do mnie i przytulił opierając swoją głowę na moim ramieniu i delikatnie całując po szyi.
- Czemu nie potrafię ci się oprzeć? - zapytałam następnie całując go w usta.
- Bo jestem seksowny! - stanął z dumnie wyprostowaną głową.
- Hahahah seksowną to ty masz tapetę na telefonie. Nadal nie rozumiem tego jak można ustawić sobie plan zajęć... - głośno rozmyślałam w drodze do stołu z naleśnikiem na patelni. - Proszę i jedz go szybko bo masz 10 min do rozpoczęcia. Chłopakom już pewnie w szatni odwala hahah.
- Dobra, dobra. - odpowiedział i wziął się za jedzenie.
Załamałam się kiedy zobaczyłam ile czekolady do niego nawalił i poszłam po torebkę jak i jego torbę treningową.
- Ej Erik musicie brać trykoty ze sobą czy tam macie!? - darłam się z góry ponieważ nie wiedziałam co mu spakować.
- Mamy, ale weź bo nie wiadomo co będziemy robić! - usłyszałam odpowiedź.
Szybko spakowałam mu rzeczy, poprawiłam włosy i zeszłam na dół.
- Erik żryj to bo już 10:25. Czekam w samochodzie. - oznajmiłam i poszłam nałożyć buty.
Po dwóch minutach czekania w aucie był też chłopak.
Przyjechaliśmy pod SIP dziesięć minut za późno, ale blondynowi się wcale nie śpieszyło. Spokojnie, jak na spacerze szliśmy sobie za ręce do szatni.
- Ej rusz swoje cztery litery bo Klopp się wścieknie! - klepnęłam go w tyłek aby przyśpieszyć mu ruchy.
- Aaaa! - wydarł się jak baba, a ja pisnęłam ze śmiechu. - Zostaw moją seksowną pupę! - pędem ruszył do szatni trzymając się za nią z wielkim bananem na twarzy, a ja myślałam, że się zsikam.
Kiedy już uspokoiłam się weszłam do szatni w której przebierał się Erik. Gdy otworzyłam drzwi odór wymieszanych męskich perfum był tak silny, że chciałam je od razu zamknąć, ale piłkarz akurat wychodził. Wziął mnie za rękę i wbiegliśmy na murawę. Kiedy Klopp go ze mną zobaczył głupawo się uśmiechnął.
- Erik co to ma być?! Prawie jedenasta, a ty sobie z dziewczyną za rączkę przychodzisz. - żeby uniknąć przypału poszłam do siedzącej niedaleko Cathy, Ani i innych dziewczyn.
- Zakochani czasu nie liczą trenerze! - odezwał się rozciągający się Marco, a ja zagroziłam mu jednoznacznym spojrzeniem.
Nie słyszałam już tłumaczenia się Erika ponieważ pochłonęłam się plotkowaniem z Cathy bo strasznie dawno się nie widziałyśmy. Teraz wraz z Anią one były moimi najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze na treningach, meczach siedziałyśmy i gadałyśmy razem. Z Emily musimy to wszystko odbudować. Co z tego, że mnie przeprosiła? Jedno słowo tak łatwo nie naprawia wszystkiego, ale na pewno w tym pomaga. Jestem pewna, że uda nam się naprawić starą relację.
Chłopaki skończyli trening o 13:00, ale Erik chciał zostać jeszcze godzinę na siłowni dlatego wraz z dziewczynami ponieważ Robert i Mats też zostawali poszłyśmy na obiad do baru niedaleko.
Ja z Cathy wsuwałam kebaby, a Ania jadła jakieś swoje rzeczy z lunchbox'a czy jak to tam się nazywa. Tłumaczyła nam co je, jak zdrowo żyję i co ma w tym swoim pudełku. Też staram się zdrowo odżywiać, ale bez przesady. Uważam, że jeden kebab mi nie zaszkodzi. Jednak mimo
wszystko miło było mi słuchać o tym co mówiła Ann.
Kiedy wracałyśmy na stadion umówiłyśmy się, że jutro idziemy biegać co bardzo mi się spodobało.
Usiadłyśmy pod szatnią chłopaków czekając na to aż wyjdą. Zawsze z nudów zakładałyśmy się o to kto będzie pierwszy jak i również dzisiaj.
- Ja obstawiam Erika! - zawołałam chociaż siedziałyśmy koło siebie.
- A ja emm.. Mitch'a. - powiedziała Cathy.
- A dlaczego? - dopytywała się Ania.
- Bo nie ma kolegów! haahha - wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, ale na krótko.
- Przecież on ma dużo kolegów, fajny jest hahaa - zaczęłam go bronić.
- O Saruś, słuchamy, słuchamy ty masz chłopaka przecież! - zaczęła głupawo uśmiechać się Polka.
- No przecież wiem hahahaah. Ja tylko bronię biednego Langerak'a hahaah
- Co ja? - zapytał właśnie wychodzący z szatni Australijczyk.
Popatrzyłyśmy na siebie we trzy i zaczęłyśmy lać ze śmiechu.
- Nie, nie nic. - powiedziałam ledwo łapiąc powietrze,
- Zachwycacie się moją przystojnością? - ciągnął, a my nie mogłyśmy się powstrzymać łez.
- O Mitch wyrywa! - usłyszałam głos Piszcza i miałam ochotę walnąć go z całej siły.
- One są zajęte. - przewrócił oczami Marco przechodząc obok bramkarza z wyszczerzem na twarzy, ale jak dla mnie w jego oczach było trochę smutku.
- Przecież ja tylko rozmawiam! - oburzył się rozkładając ręce.
- Tak, tak Mitchel. My wszystko wiemy. - złapał go za ramiona Łukasz i mówił do niego dziecięcym głosikiem.
- Ej wy macie downa! Zostawcie biednego chłopaka! - zaprotestowałam bo nie podobały mi się ich żarty.
- Ooo patrz. Już ją rozkochał. - mówił "szeptem" Łukasz do Marco i razem się z nas śmiali.
- Łukasz masz wpier! - wydarłam się do niego w ojczystym języku, tak żeby inni nie zrozumieli i ruszyłam w jego stronę.
- Marco ratuj! - schował się za nim i mocno złapał się jego ramion.
- Już nic cię nie uratuje! Nie żyjesz Piszczek!!!
- Na pewno nic? - usłyszałam Erika który wziął mnie na ręce zanim zdążyłam dopaść Polaka.
- Ej!! Chłopcze po czyjej jesteś stronie?! - pocałowałam go 'na powitanie'.
- No po twojej. - śmiał się blondyn.
- Ej, nie ma tak! Ja nie całowałem się z Marco żeby mi pomagał! - protestował Łukasz.
- Może czas zacząć, co? - zaproponowałam.
- Z nim? - podrapał się w brodę Marco. - Hmm no jesteś przystojny nie powiem, ale mógłbyś troszeczkę przyciąć te włoski tutaj i zrobić coś z tym uśmiechem... - pomocnik zaczął pilnie mu się przyglądać.
- Moja pierwsza miłość mnie nie kocha - użalał się piłkarz próbując się rozpłakać, ale był słabym aktorem.
- Marco zdradzasz mnie!? - zdziwił się wychodzący z szatni Mario. - Dzwonie do mamy!
- Nie, tylko nie do mamy! - podbiegł do niego blondyn. - Oddawaj! Konfiskuję to. Nie będziesz mógł już telefonować. - powiedział donośnie Reus i bardzo pośpiesznie oddalił się z jego telefonem w ręku.
- Ale sucz. - skomentował pomocnik i zaczął wkładać jeszcze nie spakowane korki do torby.
Słysząc określenie "sucz" puszczone z ust Mario myślałam, że się zleje.
- Ej Mario, ale on ci zabrał telefon.... - zaczęłam stojąc przy boku Erika. Jego twarz skamieniała.
- O Boże! - po chwili ruszył z miejsca i pobiegł szukać Marco rzucając przy tym swoją torbę na ziemię.
- Ej czy tylko mi się zdawało, że on musiał przez chwilę przetworzyć moje słowa żeby zrozumieć o co chodzi i pobiec do Reus'a? - rzuciłam właściwie nie wiem do kogo.
- Nie zdawało ci się kochana, nie zdawało. - odparł wyszczerzający się Piszczu.
- Ej on ma wszystko w porządku z buzią? Ciągle się śmieje. - zapytałam odwracając się do Erika.
- Pewnie nie. Może kiedyś powiemy Ewie żeby zabrała go do lekarza.- odparł.
- Tak, to bardzo dobry pomysł. - zgodziłam się. - Idziemy?
- No. - podał mi rękę i po pożegnaniu poszliśmy do samochodu.
- Chcesz gdzieś pójść na obiad? - zapytał kiedy usiedliśmy.
- Nie. Jadłam z dziewczynami jak byliście na siłowni. Ale ty musisz coś zjeść po treningu.
- Ja jakoś przeżyję - zaśmiał się.
- Na zupce chińskiej? Chodź do mnie to coś przygotuję. - zaproponowałam.
Tak jak powiedziałam, tak się stało. Jednak zanim znaleźliśmy się w moim domu pojechaliśmy kupić jakieś jedzenie ponieważ moja lodówka była prawie pusta. Niestety nie obyło się bez przerywania nam tej czynności przez błagalne prośby w szczególności nastolatków o zdjęcie z Erikiem jak to zwykle bywało. Jak jakaś dziewczyna z koleżanką go zobaczyła myślałam, że zemdleje, ale na szczęście tak nie było. Nie podobało mi się to, że te zakupy trwają tak długo przez tych fanów, ale przypominając sobie siebie w tym wieku i wiedząc, że też bym była na pewno prze szczęśliwa mogąc spotkać jakiegoś z piłkarzy BVB więc nie prosiłam Erika żeby przestał.
Wróciliśmy do domu z siatką pełną rzeczy.
- Dobra to ja gotuję! - wyrwał się chłopak.
- A umiesz? - zaśmiałam się.
- A zobaczysz. - odegrał się.
- Dobra, poczekam. - uśmiechnęłam się i włączyłam laptopa aby sprawdzić wiadomości.
- Erik kiedy macie następny mecz wyjazdowy? - zapytałam przeglądając jeden z portali społecznościowych.
- Eee chyba w przyszłym tygodniu. W poniedziałek chyba wylatujemy bo w środę gramy. Albo we wtorek, właściwie nie wiem.
- Oj ty po prostu taki zorientowany jesteś. - mruknęłam sarkastycznie i otworzyłam stronę Borussii w nowym okienku. - We wtorek wylatujecie. - poinformowałam go. - Szkoda...
*oczami obserwatora*
- Czemu szkoda? - zapytał.
- No bo wiesz... w środę będziemy już cztery miesiące razem.. - zawahała się. - fajnie by było jakbyśmy gdzieś wyszli, ale masz mecz. - dokończyła lekko zażenowana.
- Ej, skarbie nie przejmuj się. - przysiadł się do niej na moment zostawiając robienie posiłku. - Przecież to i tak będzie taki dzień jak inne. Zagram dla ciebie jak najlepiej.- uśmiechnął się.
- No wiesz... może dla ciebie to będzie taki dzień jak inne. Jak dla mnie rocznica powinna być wyjątkowa.
- Ale to będzie jakaś czteromiesięcznica, a nie rocznica. - zaśmiał się.
- No i co z tego? Jak dla mnie do za mało jesteśmy ze sobą razem. - ciągnęła. - Mogłeś wcześniej mnie poznać i poprosić o chodzenie. - śmiała się.
- No tak, szkoda tylko, że na początku naszej znajomości nie chciałaś ze mną rozmawiać. - mówił śmiejąc się z wcześniej ciężkiej dla niego sytuacji.
- A nie pomyślałeś może, że strasznie mi się podobałeś i bałam się, że palnę jakąś głupotę i mnie nie polubisz?
- Naprawdę? - oczy mu się zaświeciły.
- Nie. - odpowiedziała ze śmiechem. - Ericzku zaraz ci się obiad przypali. - dała mu buziaka, a on szybkim krokiem poszedł do kuchni.
*
- Mam nadzieję, że ci posmakuję. Troszkę to przypaliłem. - skrępowany podrapał się w głowę.
Obiad w jego wykonaniu był bardzo prosty i nie zrobiony idealnie, ale dziewczynie to i tak bardzo się podobało. Jedli rozmawiając o wszystkim i o niczym. Jak zawsze właściwie. Uwielbiali ze sobą tak zwyczajnie rozmawiać, jak 'dobrzy kumple'. Tym też sposobem wiedzieli o sobie bardzo dużo ponieważ tak naprawdę ze zwykłych rozmów dowiadujemy się o różnych osobach najwięcej. To tylko od nas zależy czy to weźmiemy do serca czy nie.
Po zjedzonym posiłku blondynka bardzo chciała pójść biegać ponieważ nie mieli nic do roboty, ale piłkarz jej nie pozwolił ponieważ 'nie może się przemęczać'. Poszli zatem na spacer.
*Sara*
Było około 18:00, a my wybraliśmy się na spacer ulicami Dortmundu w ciepławy, jesienny wieczór. Trzymaliśmy się za ręce i spokojnie szliśmy w nasze ulubione miejsce czyli jedną z ławek w parku w centrum. Dortmund był ogólnie małym miastem w którym nie było za dużo ciekawych miejsc, ale kiedy jest się z odpowiednimi osobami miejsca nie odgrywają aż tak dużego znaczenia.
Usiedliśmy sobie na wolnej ławce i rozmawialiśmy półgłosem. Panował półmrok w oświetlonym przez latarnie mieście. W parku było wiele par. Niektórzy tak jak my siedzieli na ławkach, inni spacerowali.
- Erik jak spędzimy święta? - zapytałam po dłuższej chwili ciszy.
- Aaa no tak! Już tydzień temu miałem ci powiedzieć. - podrapał się w głowę - Chciałbym żebyś przyjechała do nas na wigilię i pierwszy dzień świąt bo na więcej pewnie nie będzie czasu.
- Ale twoja rodzina mnie nie zna przecież.
- No to cię poznają. - zaśmiał się. - Jeśli chcesz możemy pojechać do nich w jakiś luźniejszy dzień.
- Sama nie wiem.. - spuściłam głowę.
- No weź, nie bój się ich. Na pewno cię polubią. - objął mnie śmiejąc się.
- A jak nie?
- A jak nie to ich problem. Ja i tak będę z tobą na zawsze, ale i tak cię polubią. - dał mi buziaka w mojego chłodnego policzka.
- No może. Ej, Erik, zaraz będzie 6 grudnia więc ja chyba będę lecieć do Polski.
- Dlaczego akurat na szóstego grudnia? I po co? - zdziwił się.
- Ehh - zaśmiałam się. Głupio było mi to tłumaczyć. - No bo wiesz, ja zawsze z bratem spotykam się jakoś na mikołaja hhahaha on przylatuje z Norwegi, a ja jak dotąd z Berlina do Warszawy w której mamy małe mieszkanie i razem spędzamy czas. To jest tak naprawdę jedyny zazwyczaj weekend w którym możemy pobyć ze sobą.
- To ja polecę z tobą!
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Widzę się z nim tylko dwa może trzy dni w roku, a poza tym on byłby sam, a my byśmy razem za ręce łazili? No weź mi by było smutno troszkę.
- No dobra, dobra, a potem przyjdziesz, a mnie nie będzie bo umrę z tęsknoty. - droczył się.
- To cię wtedy pogrzebię w ładnym grobie hahaha - przeczesałam mu grzywkę palcami.
- No to ok hahahah.
- Ej... a nie uważasz, że ostatnio Marco jest niby wesoły, a jednak taki nie swój? - zmieniłam temat.
- Może... przejmujesz się nim tak strasznie? Nie jest z nim tak źle skoro łazi taki uśmiechnięty.
- No wyobraź sobie, że się nim przejmuję bo jest moim przyjacielem. - odparłam trochę sarkastycznie, ale oczywiście mówiłam prawdę. - Musimy z nim porozmawiać, coś jest nie w porządku.
- Dobra, skoro ci zależy porozmawiam z nim. Mamy do niego ogromny dług. - spojrzał mi w oczy, a ja nie potrafiłam ich odwrócić. Skończyło się na niczym innym niż pocałunku. Nie przeszkadzali nam ludzie. Nie wstydziliśmy się siebie. Poza tym kiedy byliśmy we dwoje inni ludzie się tak naprawdę nie liczyli. Byłam tylko ja i Erik.
- Skarbie chodź do domu. Zimno ci. - przerwał.
- Skąd wiesz, że mi zimno? - zdziwiłam się.
- Trzęsiesz się i masz strasznie zimne dłonie. - schował je w swoje prawie dwa razy większe, aby było mi cieplej.
- Czekaj dam ci swoją kurtkę. - zaczął ściągać rękawy.
- Nie, Erik, nie. Nałóż to na siebie bo zachorujesz. - protestowałam, ale to na nic się nie zdało.
Po ciemku wracaliśmy do mojego domu.
Po parunastu minutach byliśmy na miejscu.
*
*Erik*
Było około 22:00. Ja siedziałem na kanapie przed komputerem Sary, a on krzątała się po kuchni i coś tam sprzątała.
- Sara jutro przyjadę do ciebie po zajęciach i pojedziemy razem do szpitala, okej?
- Po co? - zdziwiła się.
- Musimy wyjaśnić całą tą sprawę. Nie zostawię w spokoju tego cwela który powiedział, że nie udało się ciebie uratować.
- No spoko. O 14:00 kończę więc po treningu możesz pójść gdzieś z chłopakami na obiad. - poinformowała mnie.
- Okej. O ktoś do ciebie dzwoni na Skype. - powiedziałem widząc wyświetlające się połączenie.
- A kto? - zapytała.
Był to jakiś brązowowłosy, przystojny chłopak. Nie podobało m się to, że go nie znałem, a on jak widać często do niej dzwonił. Nie lubiłem kiedy Sara zadawała się z innymi chłopakami szczególnie z takimi których nie znałem. Nie podobało mi się to, ale starałem się tego nie ukazywać. Bałem się, że wtedy mógłbym ją stracić tak jak to było w sytuacji z Rodriguez'em.
- Seksi czika - odpowiedziałem czytając nazwę pod którą Polka miała zapisanego tego gościa.
- Ooo - zobaczyłem uśmiech na jej twarzy, a ona podbiegła szybko do laptopa.
- Czekaj, odsuń się tak żeby cię nie widział okej? - wzięła laptopa na swoje kolana. Siedziałem koło niej, ale nie mogłem pokazać się przed kamerą co bardzo mnie zdenerwowało. Co ona przede mną ukrywa? A może się mnie wstydzi? - myślałem.
Odebrała.
________________________________________________________
Hej :)
Sorry, że musiałyście tak długo czekać na ten denerwująco krótki i nudny rozdział, ale przez weekendowe święta w ogóle nie miałam czasu się tym zająć.
Kolejny postaram się dodać jak najszybciej :>
Trzymajcie się! :*
Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału *.* takie zakochance z nich <3
OdpowiedzUsuń